Mikołaj Goss: Adwokacka spółka kapitałowa, czyli panaceum na ryzyko

Wprowadzenie adwokackich spółek kapitałowych stanowiłoby krok w kierunku unowocześnienia zawodu adwokata, przy zachowaniu odpowiedniej ochrony interesów klientów.

Publikacja: 02.10.2024 04:30

Mikołaj Goss: Adwokacka spółka kapitałowa, czyli panaceum na ryzyko

Foto: Adobe Stock

Był swojego czasu prawniczy dowcip, którego puenta zawierała się w stwierdzeniu, że w życiu pewne są tylko trzy rzeczy: śmierć, podatki, oraz to, że… prawnik przechytrzy swojego klienta (tak, tak, przyznaję, że trochę tu złagodziłem oryginalny, niewybredny język tego żartu). Dobry dowcip to ten, w którym puenta w jakimś stopniu opisuje rzeczywistość, wyśmiewając ją i bawiąc nas na zasadzie paradoksu. Rzeczywistość adwokacka jest jednak inna. My, adwokaci, nie żartujemy już w ten sposób i nie uśmiechamy się, słysząc ten dowcip.  

Wielu z nas, którzy wykonują ten zawód w postaci szeroko pojętego doradztwa transakcyjnego czy procesowego, ryzykuje utratą całego majątku w przypadku popełnienia błędu w sztuce. Jesteśmy „przechytrzeni” przez realia ekonomiczne oraz prawne ramy wykonywania zawodu. Co jest dziś pewne? W ramach obowiązujących przepisów na pewno to, że kiedyś umrzemy, nasza kancelaria zostanie zlikwidowana, zapłacimy podatki oraz to, że stracimy wszystko, jeśli popełnimy błąd.  

Czytaj więcej

Samorząd adwokacki przedstawia propozycje zmian w przepisach prawa

Ubezpieczony nie znaczy bezpieczny 

Wszystko za sprawą tego, że prawo o adwokaturze nie pozwala nam, adwokatom, na prowadzenie działalności w formie spółek kapitałowych. Analogiczne rozwiązania obowiązują koleżeństwo z samorządu radcowskiego. Wobec adwokata, który miał nieszczęście się pomylić i wyrządził szkodę, klient będzie górą, nie mam co do tego wątpliwości. Po wyczerpaniu naszej polisy ubezpieczeniowej pokrzywdzony klient będzie bezwzględnie egzekwował naszą odpowiedzialność do pełnej wysokości poniesionej szkody. 

Podstawowe ubezpieczenie, którym obowiązkowo jesteśmy objęci, to zaledwie 100 tys. euro. Czyli tyle, ile kosztuje kawalerka na peryferiach Warszawy. Oczywiście za odpowiednią opłatą można się ubezpieczyć na wyższe kwoty. Oferta ubezpieczenia OC wynegocjowana przez Naczelną Radę Adwokacką z wiodącym towarzystwem ubezpieczeń pozwala na dobrowolne ubezpieczenie się do kwoty 2,5 miliona euro ze składką 3522 zł rocznie. Dla większości małych kancelarii to wystarczająca kwota, aby spać spokojnie, o ile prowadzą one sprawy o podział majątku nawet stosunkowo zamożnych klientów, opiniują akty notarialne sprzedaży mieszkania czy negocjują umowę handlową zawieraną przez mikro- czy małego przedsiębiorcę.  

Wyższe sumy ubezpieczenia rzędu 10–20 mln euro są możliwe do uzyskania z polis negocjowanych indywidualnie, najczęściej przy udziale renomowanych brokerów. Z doświadczenia wiem, że za odpowiednią kwotę znajdzie się na polskim rynku polisa i na 50 mln euro, ale składka będzie odpowiednio wyższa, żeby nie powiedzieć wprost: bardzo wysoka.  

Tymczasem wartości transakcji lub spraw, które obsługują kancelarie średnie i duże, działające na polskim rynku, sięgają nierzadko kilku miliardów złotych, czyli wielokrotnie więcej niż polisy, które są do uzyskania przez takie kancelarie. 

W lepszej sytuacji są niewątpliwie kancelarie międzynarodowe, które korzystają z polis wystawianych globalnie i finansowanych przez wszystkie rozproszone po świecie biura. Na marginesie wspomnę, że klienci tych ostatnich nie zadają sobie pytania, czy rzeczywisty poziom ekspozycji na ryzyko światowych liderów usług prawnych, w konfrontacji z wysokością ich polisy, faktycznie daje realne zabezpieczenie na wypadek wyrządzenia szkody. 

Transakcje z dziewięcioma zerami to oczywiście rynkowe crème de la crème, ale już posiadanie portfela zleceń, którego zagregowana wartość, jeśli chodzi o przedmiot doradztwa, sięga kilkuset milionów złotych, jest, w mojej ocenie, poziomem typowym dla kancelarii zatrudniającej kilkunastu prawników. Wspólnicy takiej kancelarii ryzykują codziennie cały swój majątek, mając trudności w uzyskaniu polisy na poziomie adekwatnym do tej skali działalności z przyczyn, o których wspomniałem powyżej. Oczywiście, można pokusić się o poszukiwanie ochrony ubezpieczeniowej, inwestując znaczne środki w składkę negocjowaną indywidualnie z zagranicznym towarzystwem ubezpieczeń. Takiej polisy nie sposób jednak utrzymywać, nie mając stałego dopływu projektów wielkoskalowych, które by ją finansowały i uzasadniały. Rynek polskich usług prawniczych jest bardzo konkurencyjny, tego „smakowitego tortu” nie starcza dla wszystkich, wobec czego nawet najlepszym zdarzają się okresy, gdy trzeba zacisnąć pasa. Tak koło się zamyka. 

Spółka i zespół

Panaceum na opisane powyżej problemy byłoby umożliwienie adwokatom i radcom prawnym tworzenia spółek kapitałowych i tym samym osadzenie odpowiedzialności za ewentualne szkody spowodowane błędem w sztuce w ramach majątku tych jednostek organizacyjnych.  

Czytelnikom mniej zorientowanym w prawie handlowym należy się wyjaśnienie, że spółki kapitałowe, takie jak spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, spółka akcyjna i prosta spółka akcyjna posiadają osobowość prawną, w wyniku czego roztaczają swoisty parasol nad swoimi wspólnikami (akcjonariuszami), chroniąc ich przed ponoszeniem odpowiedzialności całym majątkiem. Osobowość prawna pozwala spółkom kapitałowym nabywać majątek we własnym imieniu, dystrybucja zysków do prywatnych majątków wspólników następuje w formie dywidendy, czyli formalnego podziału zysku. Te elementy skutecznie oddzielają majątek spółki od majątku jej udziałowców i chronią go przed nieuzasadnionym uszczupleniem. To oczywiście korzystne dla potencjalnych wierzycieli spółki. 

Konsekwencją osobowości prawnej jest posiadanie podmiotowości prawnopodatkowej, co implikuje podleganie podatkowi dochodowemu od osób prawnych (CIT). Spółki kapitałowe, niezależnie od poziomu obrotów, objęte są ustawowym obowiązkiem prowadzenia ksiąg rachunkowych zamiast rachunkowości w formie uproszczonej księgi przychodów i rozchodów. Pełna księgowość nakazuje m.in. dokumentowanie wszystkich wypływów z majątku spółki, co niewątpliwie przekłada się na wyższy poziom ochrony osób trzecich, które zdecydują się dochodzić od niej odpowiedzialności. 

Potencjalnym krytykom postulowanej zmiany legislacyjnej warto przypomnieć, że zbliżone rozwiązanie jest dobrze osadzone w przepisach prawa o adwokaturze. Tak, tak, nie ma tu żadnej pomyłki. Mam na myśli instytucję zespołu adwokackiego, który był formą wykonywania zawodu adwokata na wiele lat przed przemianami ustrojowymi, w latach 50. ubiegłego wieku. 

Ta specyficzna jednostka organizacyjna może skupiać pod jednym szyldem wielu adwokatów, ma swoje organy (kierownika, zebranie zespołu i komisję rewizyjną) i własny majątek, a przede wszystkim posiada przymiot osobowości prawnej. Tutaj jednak podobieństwo do spółek kapitałowych się kończy, w wyniku czego nie można liczyć na to, że zespoły adwokackie przeżywać będą swój renesans na rynku prawniczym w XXI wieku. Trudno bowiem przypuszczać, że właściciele sporego biznesu prawniczego godziliby się przykładowo na to, aby izba adwokacka posiadała hipotetyczne uprawnienie do pozbawienia ich roli kierowniczej w zespole, stwierdziwszy, że ten zaniedbuje lub narusza swoje obowiązki (art. 34 ust. 1 pr.adw.). 

Kwestie do rozważenia 

Potrzeba zmian legislacyjnych rysuje się czytelnie, a wskazany ich kierunek – umożliwienie adwokatom wykonywania zawodu w formie spółek kapitałowych, jawi się jako właściwy. Oczywiście zmiany te powinny być wyważone, aby nie stanowiły zaprzeczenia idei wykonywania wolnego zawodu.  

Warto byłoby zastanowić się, czy udziały i akcje w adwokackich spółkach kapitałowych powinny być przedmiotem swobodnego obrotu, w szczególności, czy możliwe byłoby ich swobodne obciążanie np. w formie zastawu rejestrowego czy finansowego. Można sobie wyobrazić spółki adwokackie, które zostałyby „ubezwłasnowolnione” w ten sposób przez instytucje finansujące ich działalność kredytem obrotowym czy objętymi obligacjami. 

Podobne w skutkach byłyby przypadki przejęcia praw udziałowych w toku egzekucji przez wierzyciela egzekwującego. Z tych względów opowiadałbym się za wprowadzeniem ustawowych ograniczeń w zbywalności oraz innych formach rozporządzania prawami udziałowymi w adwokackich spółkach kapitałowych. Równie istotna jest kwestia sukcesji praw udziałowych przez spadkobierców zmarłego adwokata-wspólnika, którzy nie posiadają uprawnień do wykonywania zawodu adwokata. Zapewne należałoby wprowadzić w takim przypadku rozwiązania zbliżone do tych, które przyjęto w spółce partnerskiej, a zatem odpowiedni czas na zaadoptowanie spółki do nowej sytuacji przez dotychczasowych, pozostających przy życiu wspólników.  

Na koniec warto postawić sobie pytanie, czy adwokacka spółka kapitałowa powinna mieć jakiś minimalny próg wejścia, w wyniku czego nie zdominowałaby wszystkich innych form wykonywania zawodu adwokata. Wydaje się, że właściwe byłoby ograniczenie dostępu do tej formy prawnej poprzez wprowadzenie na przykład: 

- progu kapitałowego (np. minimalny kapitał zakładowy 500 tys. zł pokryty wkładem pieniężnym lub aportem zweryfikowanym przez biegłego rewidenta); 

- minimalnej liczby wspólników (np. liczba wspólników  większa niż pięć osób); 

- minimalnego poziomu polisy ubezpieczeniowej, która wymagana byłaby od adwokackiej spółki kapitałowej (np. powiązanie minimalnej sumy ubezpieczenia z poziomem obrotów, w wyniku czego ochrona ubezpieczeniowa rosłaby wraz z rozwojem skali działalności spółki). 

Rozwój rynku usług prawnych wymaga zapewnienia prawidłowych rozwiązań legislacyjnych, które odpowiednio wyważą interesy klientów oraz ich adwokatów. Wprowadzenie adwokackich spółek kapitałowych stanowi, moim zdaniem, krok w kierunku unowocześnienia zawodu adwokata, przy zachowaniu odpowiedniego poziomu ochrony interesów naszych klientów. Z niecierpliwością czekam na odsłonę wyników prac Koleżeństwa z Naczelnej Rady Adwokackiej, zaangażowanych w opracowanie projektu nowelizacji prawa o adwokaturze w zakresie form wykonywania zawodu. 

Autor jest adwokatem, doktorem nauk prawnych, partnerem zarządzającym w kancelarii GGL 

Był swojego czasu prawniczy dowcip, którego puenta zawierała się w stwierdzeniu, że w życiu pewne są tylko trzy rzeczy: śmierć, podatki, oraz to, że… prawnik przechytrzy swojego klienta (tak, tak, przyznaję, że trochę tu złagodziłem oryginalny, niewybredny język tego żartu). Dobry dowcip to ten, w którym puenta w jakimś stopniu opisuje rzeczywistość, wyśmiewając ją i bawiąc nas na zasadzie paradoksu. Rzeczywistość adwokacka jest jednak inna. My, adwokaci, nie żartujemy już w ten sposób i nie uśmiechamy się, słysząc ten dowcip.  

Pozostało 94% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Pragmatyczna krótka pamięć
Rzecz o prawie
Łukasz Wydra: Teoria salda lepsza od dwóch kondykcji
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe tylko z nazwy
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Aplikacja rozczarowuje
Rzecz o prawie
Konrad Burdziak: Czy lekarze mogą zaufać wytycznym w sprawach aborcji?