Miałem przyjemność spożywać posiłek ze znanym artystą kabaretowym Rafałem Rutkowskim, który przy kotlecie mielonym zagadnął mnie, który z prawniczych seriali jest najbardziej zbliżony do wykonywanego przeze mnie zawodu. Trafił w moją piętę achillesową, bo uważam, że seriale zostały wymyślone po to, by okradać z czasu, a ja obsesyjnie nie chcąc paść ofiarą takiego złodziejstwa, staram się unikać produkcji filmowych trwających ponad dwie godziny. Oczywiście seriali nie da się całkowicie uniknąć, jednak u mnie kontakty z nimi nie przekraczały nigdy dwóch odcinków, więc moja odpowiedź musiała być powierzchowna.
Chcąc jednak wypaść na człowieka poważnego, zacząłem w pamięci przewijać w głowie taśmy z obejrzanymi serialami. Przypomniał mi się „Ally McBeal” z pięknymi charyzmatycznymi prawnikami, uwikłanymi w kolejne intrygi i romanse. Pech chciał, że podjąłem decyzję o rozdzieleniu życia zawodowego i uczuciowego i moja rzeczywistość nie ma nic wspólnego z bohaterami przeżywającymi dziesiątki kancelaryjnych romansów.
Czytaj więcej
Bardzo chciałbym, żeby w obecnych czasach prawniczymi lekturami były też filmy lub seriale.
Długo szukałem
Jako następny przyszedł mi do głowy serial „W garniturach” o młodych dynamicznych prawnikach odnoszących nieprawdopodobne sukcesy w salach sądowych. Jednak musiałem długo się zastanawiać, czy w większy konflikt z prawem popadają filmowi przestępcy czy ich obrońcy używający metod może filmowo atrakcyjnych, jednak odbiegających od zasad etyki. To również nie była moja bajka, gdyż w pracy staram się nie naruszać zasad ani nie „robić w konia” klientów.
W desperacji, nie potrafiąc się zidentyfikować z żadnym bohaterem, przypomniałem sobie o „Prawie Agaty”. Tu jednak malownicze sceny, kiedy pani mecenas wymyślając kolejne pomysły na linię obrony, zaczyna prowadzić własne śledztwo lub odwiedza w porze nocnej w najdziwniejszych miejscach swoich klientów, by omówić sprawę, nie należały do mojej rzeczywistości. Od prowadzenia śledztwa jest nie adwokat, tylko prywatny detektyw, a miejscem spotkań z klientem jest kancelaria, a nie jego prywatne mieszkanie.