Jarosław Gwizdak: Postawić krzyżyk. Na papierze

Wybory to nie tylko święto demokracji, ale też, niestety, przyczyna marnotrawienia ogromnych ilości papieru. Państwo mogłoby to zmienić, ma od czego zacząć.

Publikacja: 17.04.2024 04:30

Jarosław Gwizdak: Postawić krzyżyk. Na papierze

Foto: Fotorzepa, Jakub Czermiński

Siadam do pisania felietonu, znając już wyniki wyborów samorządowych. Jest późny poniedziałkowy wieczór, głosowanie skończyło się wczoraj o 21:00. Poprzedni wieczór spędzałem, podglądając telewizyjne wieczory wyborcze oraz zerkając na stronę internetową Państwowej Komisji Wyborczej.

Lubię wiedzieć i być na bieżąco. Strona PKW coraz częściej zaspokaja moje potrzeby. Jestem w stanie znaleźć na niej dokładne dane dotyczące wyborów w każdej obwodowej komisji na terenie Rzeczypospolitej, ustalić, ile głosów dostał każdy z kandydatów. Jeśli interesuje mnie poziom wyborczej frekwencji (interesuje, a jakże), mam do dyspozycji informacje z godziny 12:00 i 17:00. Raj dla poszukujących danych.

Czytaj więcej

Łukasz Guza: Polityka, osnowa prawa

W tym wszystkim znajduję jednak pewien paradoks: źródłem danych tak skutecznie prezentowanych przez moją ulubioną stronę jest papier.

Pakiecik dla pani, pakiecik dla pana

Cofnijmy się do samego aktu głosowania. O lokalizacji swojej obwodowej komisji wyborczej dowiaduję się zawsze z papierowego ogłoszenia, wywieszonego na tablicy ogłoszeń zamieszkiwanego budynku.

Kandydaci w wyborach wszelakich nie zaniedbują mnie i zupełnie nie szanują mojego proekologicznego nastawienia. Ulotki, książeczki i broszurki zalewają moją skrzynkę pocztową w okresie kampanii.

Przez grzeczność nie wspomnę o genialnym pomyśle jednego z katowickich komitetów, który swój wyborczy materiał nazwał „Informatorem Wyborczym”, co miało nadać zwykłej wyborczej propagandzie oficjalnego charakteru. Wiem, że idea taka stosowana była w różnych miejscach Polski.

W końcu nadszedł dzień święta demokracji, wyborcza niedziela. O tym, gdzie jest lokal wyborczy i kto startuje w wyborach, krzyczą do mnie wielkie – oczywiście papierowe – obwieszczenia. Jeszcze tylko odnajdywanie mnie, czyli wyborcy, w papierowym spisie przez członka komisji i mogę już głosować.

Wyposażony w trzy karty do głosowania, mogę wreszcie stawiać krzyżyki. Każda z kart ma inny wymiar i kolor. Wszystko jest jasne. Na wszelki wypadek swój wybór przemyślałem znacznie wcześniej.

Głosuję. Wybieram. Po chwili karty wrzucam do częściowo wypełnionej urny. Cykam obowiązkowe zdjęcie, aby umieścić je na którymś z portali społecznościowym razem z profrekwencyjnym wpisem. Zrobione.

Papier + papier = dane

Czy wykonaanie jakiegoś publicznego zadania musi wiązać się z odczuciem marnotrawstwa zasobów? Kiedy poznaliśmy się z jednym z pierwszych polskich specjalistów od prostego języka dr. Tomaszem Piekotem, przekonywał on do przyjrzenia się inicjatywie, którą się zajmuje, w bardzo prosty (!) sposób. Pokazywał zdjęcie mężczyzny na wózku inwalidzkim. Nie widzieliśmy tułowia tego człowieka, bo zasłonięty był stosem papieru.

„To jest weteran z Wietnamu, starający się o przyznanie renty” – oznajmiał Tomasz. Tak wyglądały wszystkie formularze, które żołnierz musiał wypełnić, żeby administracja zajęła się jego problemem. Długo potrwał proces zmian, ale obecnie poszkodowani weterani nie są zmuszani do wypełniania tak ogromnych ilości formularzy. Wystarczy kilkustronicowy druk, kilka załączników i gotowe.

W zmianie sposobu ubiegania się o amerykańską rentę zawierają się co najmniej dwie oszczędności. Po pierwsze, obywatel-interesant nie traci czasu na wypełnianie setek druków. Tego czasu nie traci też urzędnik, mogąc od razu przeanalizować wniosek.

Na innowacji oszczędza również państwo – nie tylko urzędnik może pracować efektywniej, a przecież o to chodzi w kapitalizmie. Państwo oszczędza na papierze, druku, na wydatkach pocztowych, bo kilkaset kartek ustąpiło miejsce kilku.

Zastanówmy się teraz, czy państwo, organizując wybory, nie mogłoby na przykład zrezygnować z papierowych spisów wyborców? A może obwieszczenia można drukować w nieco mniejszym formacie? Od czegoś trzeba przecież zacząć. Za chwilę wybory do Europarlamentu. Postawmy w końcu krzyżyk na papierze.

Oszczędzają bogaci, nam się też opłaci.

Autor jest adwokatem, członkiem zarządu Fundacji INPiS, obywatelskim Sędzią Roku 2015

Siadam do pisania felietonu, znając już wyniki wyborów samorządowych. Jest późny poniedziałkowy wieczór, głosowanie skończyło się wczoraj o 21:00. Poprzedni wieczór spędzałem, podglądając telewizyjne wieczory wyborcze oraz zerkając na stronę internetową Państwowej Komisji Wyborczej.

Lubię wiedzieć i być na bieżąco. Strona PKW coraz częściej zaspokaja moje potrzeby. Jestem w stanie znaleźć na niej dokładne dane dotyczące wyborów w każdej obwodowej komisji na terenie Rzeczypospolitej, ustalić, ile głosów dostał każdy z kandydatów. Jeśli interesuje mnie poziom wyborczej frekwencji (interesuje, a jakże), mam do dyspozycji informacje z godziny 12:00 i 17:00. Raj dla poszukujących danych.

Pozostało 83% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Pragmatyczna krótka pamięć
Rzecz o prawie
Łukasz Wydra: Teoria salda lepsza od dwóch kondykcji
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe tylko z nazwy
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Aplikacja rozczarowuje
Rzecz o prawie
Konrad Burdziak: Czy lekarze mogą zaufać wytycznym w sprawach aborcji?