Joanna Parafianowicz: Za młodzi na energetyki, ale nie na prawie piwo

Ustawodawca uznał, że tauryna jest be, a piwo 0 proc. cacy.

Publikacja: 31.01.2024 02:01

Joanna Parafianowicz: Za młodzi na energetyki, ale nie na prawie piwo

Foto: Adobe Stock

Od stycznia 2024 r. zakazane jest sprzedawanie dzieciom i młodzieży do 18. roku życia napojów energetycznych ujętych w Polskiej Klasyfikacji Wyrobów i Usług, w których „składzie znajduje się kofeina w proporcji przewyższającej 150 mg/l lub tauryna, z wyłączeniem substancji występujących w nich naturalnie”. Tymczasem sprzedaż małoletnim tzw. piwa bezalkoholowego, a ściślej napoju niemieszczącego się w ustawowej definicji napoju alkoholowego, rozumianego jako produkt przeznaczony do spożycia zawierający alkohol etylowy pochodzenia rolniczego w stężeniu przekraczającym 0,5 proc. objętościowych alkoholu – co do zasady zakazana nie jest. Czy z tak skonstruowanych przepisów można wywnioskować, jaki cel przyświecał ustawodawcy, którego zdaniem kofeina i tauryna są „be”, a napój w sposób oczywisty budzący skojarzenie z alkoholem jest „cacy”? Czy sprzedawca, który z, jego zdaniem, ważnej przyczyny odmówi sprzedaży piwa 0 proc. nastolatkowi, narazi się na odpowiedzialność, o której mowa w art. 135 kodeksu wykroczeń (dla przypomnienia: kto, zajmując się sprzedażą towarów w przedsiębiorstwie handlu detalicznego lub w przedsiębiorstwie gastronomicznym, ukrywa przed nabywcą towar przeznaczony do sprzedaży lub umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia sprzedaży takiego towaru, podlega karze grzywny)?

Niewątpliwą inspiracją do niniejszych rozważań był filmik popularnego na TikToku młodego prawnika, który siedząc przy przepastnym biurku nalewa sobie piwo do szklanki, tłumacząc przy tym młodzieży, stanowiącej większość jego widzów, że gdy sprzedawca odmówi sprzedaży piwa bezalkoholowego dziecku, powinno ono w przybliżeniu zwrócić się do niego tymi słowy: albo sprzedajesz mi piwo 0 proc., albo zrobisz to przy policji, którą na ciebie wezwę.

Czytaj więcej

Już za kilka dni napoje energetyczne kupią tylko dorośli

Bohater filmiku przekonuje przy tym, skądinąd słusznie, że skoro piwo bezalkoholowe napojem alkoholowym nie jest, to z jednej strony każdy może je kupić, z drugiej zaś nikt nie może sprzedaży tego napoju odmówić. Taka argumentacja może być jednak oceniona jako trafna jedynie przy założeniu, że prawo nie jest systemem, lecz zbiorem niezależnie od siebie występujących jednostek redakcyjnych.

Oczywiście, mało prawdopodobne jest, że pojedyncze nabycie piwa 0 proc. będzie się wiązać z zawiadomieniem policji, szkoły i sądu rodzinnego. Rzadko kiedy jednak awanturujący się ze sprzedawcą nastolatek tylko ten jeden wybryk ma na koncie. Praktyka sądowa uczy bowiem, że w sprawach z urzędu mających na celu wgląd w sytuację dziecka i skontrolowanie sposobu wykonywania władzy rodzicielskiej oraz w sprawach, których przedmiotem jest ustalenie, czy małoletni jest zdemoralizowany, zainteresowanie piwem (choćby bezalkoholowym) jest tylko jednym z elementów stanu faktycznego.

Znacznie częściej bowiem za przekonaniem, że mam prawo kupić piwo 0 proc., stoi nieświadomość praw i obowiązków ucznia, wybryki w szkole i w środowisku rówieśniczym, palenie za winklem i wysyłanie koleżankom lub kolegom, według ich zasług obscenicznych i wulgarnych esemesów, bądź grożenie nieprzyjemnymi konsekwencjami za mniejsze lub większe przewinienia. Innymi słowy, na ogół awantura w sklepie jest jednym z objawów choroby, której źródłem może być nadużywanie władzy rodzicielskiej, nieprawidłowe jej wykonywanie lub niewykonywanie wcale.

W myśl ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi organy państwa obowiązane są do: ograniczania spożycia napojów alkoholowych oraz zmiany struktury ich spożywania; inicjowania i wspierania przedsięwzięć mających na celu zmianę sposobu spożywania tych napojów; działania na rzecz trzeźwości w miejscu pracy; przeciwdziałania powstawaniu i usuwania następstw nadużywania alkoholu, a także wspierania działalności organizacji społecznych i zakładów pracy. Trudno więc przyjąć, że sprzedaż piwa lub wina bezalkoholowego dziecku jest pożądana przez ustawodawcę.

Gdyby napój nazywający się piwem nie utrwalał w nas przekonania, że alkohol jest fajny, nie nazywałby się piwem. Gdyby zaś dzieciom więcej tłumaczyć, a nie wywoływać przekonanie, że wszystko im wolno, z pewnością nie czytalibyśmy o takich historiach jak sprzed kilku dni, gdy nastolatkowie brutalnie pobili sprzedawcę w Żabce, bo nie chciał im sprzedać energetyków. Wiele bowiem wskazuje na to, że wszystko jest dla ludzi, ale nie zawsze.

Autorka jest adwokatką, założycielką bloga www.pokojadwokacki.pl

Od stycznia 2024 r. zakazane jest sprzedawanie dzieciom i młodzieży do 18. roku życia napojów energetycznych ujętych w Polskiej Klasyfikacji Wyrobów i Usług, w których „składzie znajduje się kofeina w proporcji przewyższającej 150 mg/l lub tauryna, z wyłączeniem substancji występujących w nich naturalnie”. Tymczasem sprzedaż małoletnim tzw. piwa bezalkoholowego, a ściślej napoju niemieszczącego się w ustawowej definicji napoju alkoholowego, rozumianego jako produkt przeznaczony do spożycia zawierający alkohol etylowy pochodzenia rolniczego w stężeniu przekraczającym 0,5 proc. objętościowych alkoholu – co do zasady zakazana nie jest. Czy z tak skonstruowanych przepisów można wywnioskować, jaki cel przyświecał ustawodawcy, którego zdaniem kofeina i tauryna są „be”, a napój w sposób oczywisty budzący skojarzenie z alkoholem jest „cacy”? Czy sprzedawca, który z, jego zdaniem, ważnej przyczyny odmówi sprzedaży piwa 0 proc. nastolatkowi, narazi się na odpowiedzialność, o której mowa w art. 135 kodeksu wykroczeń (dla przypomnienia: kto, zajmując się sprzedażą towarów w przedsiębiorstwie handlu detalicznego lub w przedsiębiorstwie gastronomicznym, ukrywa przed nabywcą towar przeznaczony do sprzedaży lub umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia sprzedaży takiego towaru, podlega karze grzywny)?

Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Pragmatyczna krótka pamięć
Rzecz o prawie
Łukasz Wydra: Teoria salda lepsza od dwóch kondykcji
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe tylko z nazwy
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Aplikacja rozczarowuje
Rzecz o prawie
Konrad Burdziak: Czy lekarze mogą zaufać wytycznym w sprawach aborcji?