Jarosław Gwizdak: Złota patelnia czy srebrny przycisk

Gdy piszę ten felieton, co najmniej ćwierć miliona Polaków ogląda obrady Sejmu w internecie. W momentach szczytowej popularności tzw. stream polskiego parlamentu był najchętniej oglądaną relacją na platformie YouTube. Dosłownie na naszych oczach dzieje się społeczna rewolucja.

Publikacja: 03.01.2024 02:00

Jarosław Gwizdak: Złota patelnia czy srebrny przycisk

Foto: Adobe Stock

Transmisje obrad Sejmu prowadzą także informacyjne telewizje, choć niepełnego przebiegu posiedzeń. Tekstowe relacje okraszone filmikami prowadzą portale informacyjne. Zakładam, że wszystkie te media mają mniej więcej równą z internetową oglądalność.

Niezależnie od intencji, grudniowe wynajęcie warszawskiego kina i wyświetlanie w nim sejmowych obrad (przy pełnej widowni) jest wydarzeniem bez precedensu.

Czytaj więcej

Tomasz Pietryga: Szymon Hołownia musi się postarać, aby nie być gwiazdą jednego sezonu

Jeżeli nawet 90 proc. widzów posiedzenia parlamentu ogląda wyłącznie „dla beki” albo dlatego, że robią to inni, to 10 proc. przygląda się, jak działa władza ustawodawcza. To już przekłada się na konkretne liczby. Tłum zainteresowanych prawodawstwem rośnie.

Coś drgnęło (i to mocno) w naszej obywatelskości

Rekordowa frekwencja wyborcza. Rekordowa oglądalność obrad Sejmu. Trzymanie ręki na pulsie wydarzeń i wnikliwa obserwacja zachodzących w polityce aktywności. Jesteśmy coraz bardziej świadomymi obywatelami, a nasz smartfon staje się narzędziem politycznej aktywności, a zarazem kontroli.

Sam tego doświadczyłem. Napisałem w listopadzie niewinnego z pozoru tweeta o tym, że zauważyłem w warszawskim centrum handlowym jednego z charakterystycznych nowych posłów.

Po chwili zareagowała z oburzeniem jedna z dziennikarek politycznych: „dlaczego nie jest teraz w Sejmie?”. Odpisałem, że obrady się skończyły. Poseł też człowiek, może przecież zrobić zakupy. Afera nie wybuchła.

O tym, co dzieje się w Sejmie, dowiaduję się często od mojej córki, licealistki – telewizor z relacją z Sejmu ustawiono w centralnym miejscu jej szkoły. To jest prawdziwy hit, ten realny.

Dzięki internetowym transmisjom możemy również widzieć, co dzieje się w niektórych organach innej władzy, tej, która jest mi najbliższa.

Paradoks jawności

To oczywiście może dziać się wyłącznie w Polsce. Organy wymiaru sprawiedliwości, o których unisono wypowiedziały się europejskie trybunały, kwestionując ich niezależność, wyznaczają jednak nowe standardy jawności.

Wyłaniane z udziałem polityków ciało pod nazwą Krajowa Rada Sądownictwa od początku transmituje swoje posiedzenia w internecie. Podobnie działa tak zwany Trybunał Konstytucyjny.

To dzięki dość przewrotnemu upodobaniu do jawności mogliśmy widzieć na żywo m.in., w jaki sposób prof. Krystyna Pawłowicz traktowała Adama Bodnara czy Macieja Taborowskiego. Mogliśmy usłyszeć argumentację prezydenckich prawników czy przedstawicieli prokuratury w fundamentalnych sprawach dotyczących systemu prawnego Unii Europejskiej.

Postępowania nominacyjne na stanowiska sędziowskie są również relacjonowane na żywo. Widzimy i słyszymy, o co pytani są kandydaci do sądów i jak na te pytania odpowiadają.

Branża nie ogląda

Niestety, poza fachowcami „z branży” i bezpośrednio zainteresowanymi tych transmisji nie ogląda prawie nikt. Czy tylko dlatego, że poprzednia władza w swej krótkowzroczności nie namaściła na sędziego Trybunału Konstytucyjnego telewizyjnej osobowości na miarę Szymona Hołowni?

A może wbrew życzeniowemu myśleniu prawniczej bańki władza sądownicza wciąż nie dorobiła się swojej opowieści i nie wzbudza zainteresowania?

Należy brać przykład z Sejmu, który ma zostać nagrodzony srebrnym przyciskiem YouTube, stanowiącym wyraz docenienia za zgromadzenie co najmniej 100 tys. subskrybentów.

I taki właśnie mamy klimat: jednym dają srebrny przycisk, a innym pozostaje tylko bić się o złotą patelnię.

Transmisje obrad Sejmu prowadzą także informacyjne telewizje, choć niepełnego przebiegu posiedzeń. Tekstowe relacje okraszone filmikami prowadzą portale informacyjne. Zakładam, że wszystkie te media mają mniej więcej równą z internetową oglądalność.

Niezależnie od intencji, grudniowe wynajęcie warszawskiego kina i wyświetlanie w nim sejmowych obrad (przy pełnej widowni) jest wydarzeniem bez precedensu.

Pozostało 91% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian