Jacek Dubois: O kompromisie prawa ze sprawiedliwością

Polityka to nie tylko sztuka zwyciężania w wyborach, ale także umiejętność znajdowania rozwiązań, które pogodzą współobywateli.

Publikacja: 03.01.2024 02:00

Jacek Dubois: O kompromisie prawa ze sprawiedliwością

Foto: Adobe Stock

Czy teraz prawo będzie sprawiedliwe? To pytanie najczęściej słyszę po wyborach. Czyli wielu z nas obecnego prawa za takie nie uważa, ale pragnie, żeby takim było. Nic dziwnego, potrzeba sprawiedliwości idealnej to jedno z największych marzeń ludzkości. Marek Aureliusz pisał: „niech zginie świat, byle się stało zadość sprawiedliwości”. Podobnie Ferdynand I Habsburg przekonywał, że „sprawiedliwość musi nastąpić, choćby z tego powodu miał runąć świat”. Tylko że osiągnięcie stanu idealnej sprawiedliwości nie jest możliwe, bo nawet najlepsze prawo nigdy nie będzie dla wszystkich sprawiedliwe z tego prostego powodu, że jako ludzie jesteśmy różni. Im bardziej dla jednych prawo będzie się zbliżało do absolutu sprawiedliwości, tym bardziej w opinii innych od absolutu będzie się oddalało.

Thoreau i Hitler

Henry Thoreau nie miał wątpliwości: „należy kultywować szacunek dla sprawiedliwości, a nie dla prawa”. Prymat sprawiedliwości nad prawem dawał też Adolf Hitler, grzmiąc na zjeździe prawników: „mnie nie interesuje prawo, mnie interesuje sprawiedliwość”. Prawo to zbiór obowiązujących reguł uchwalanych w demokratycznych krajach przez większość parlamentarną, a sprawiedliwość oznacza uczciwe, prawe postępowanie. Prawo ma jednak obowiązywać wszystkich, a prawe postępowanie dla każdego z nas oznacza co innego. Nawet w przykazaniach z dekalogu dochodzi do różnicy zdań. Dla jednych „nie zabijaj” oznacza, że nigdy nie można zabić drugiego człowieka, czyli kara śmierci nie może być orzekana i jej wymierzenie byłoby niesprawiedliwością, dla innych zaś, że nie wolno zabijać i za naruszenie tej reguły zgodnie z zasadą oko za oko ząb za ząb powinno się karać śmiercią i zabicie w odwecie za zadanie śmierci będzie sprawiedliwe.

Czytaj więcej

Artur Kotowski: Rządzenie uchwałami tylko pogłębia problem

Inny przykład to prawo do aborcji. Dla jednych prawo kobiety do decydowania o własnym ciele będzie największą wartością, a ograniczenia w tym zakresie są niesprawiedliwe, dla innych wyższą wartością będzie ochrona płodu i wszelkie możliwości jego usunięcia będą traktowane jako niesprawiedliwość. Dla jednych wyrok skazujący za pomoc przy aborcji będzie niesprawiedliwą, dla innych sprawiedliwą konsekwencją bezprawnego działania. Takie różnice poglądowe powodują, że ustalonych przez większość zasad nigdy wszyscy nie uznają za sprawiedliwe.

Własne reguły, ogólne zasady

Dylemat, co jest ważniejsze: prawo czy sprawiedliwość, sprowadza się zatem do pytania, czy za ważniejsze uważamy ustalone reguły czy nasze indywidualne zasady. Jeśli różnice pomiędzy ustalonymi regułami a naszymi zasadami nie są diametralne, jesteśmy w stanie je zaakceptować z szacunku dla obowiązujących zasad. Jeśli różnice stają się drastyczne, dochodzi do napięć społecznych. Najczęściej gdy prawo jest wolą rządzących, a nie kompromisem.

Mówienie o niesprawiedliwości jest sygnałem, że nie wysłuchano wszystkich i narzucono arbitralne rozwiązania. Ostatnie dwie kadencje Sejmu zasłynęły z tego, że projekty ustaw nie były poddawane konsultacjom społecznym, a rządzący urzeczystniali swoją wizję sprawiedliwości bez weryfikacji, czy obywatele myślą tak samo. W końcu czara się przelała i dla wyborców nazwa partii rządzącej „Prawo i Sprawiedliwość” stała się oksymoronem, czyli zestawieniem wyrazów o sprzecznym znaczeniu.

Nie tylko sztuka zwyciężania

Traktowanie prawa jako przeciwieństwa sprawiedliwości jest krytyczne dla państwa. Polityka to nie tylko sztuka zwyciężania w wyborach, ale także umiejętność znajdowania rozwiązań, które pogodzą współobywateli.

W sprawiedliwym prawie amplituda społecznego niezadowolenia z ustalonych reguł przy uwzględnieniu interesu państwa oraz praw i wolności obywatelskich zredukowana jest do minimum.

Tym, którzy wzięli obecnie na siebie zadanie przywrócenia prawa sprawiedliwości, polecam „Modlitwę” Juliana Tuwima z pamiętną frazą „Niech prawo zawsze prawo znaczy. A sprawiedliwość – sprawiedliwość”. Te dwa pojęcia nigdy nie staną się tożsame, ale jest szansa byśmy mogli zacząć je traktować nie jako oksymoron, ale jako wyrazy bliskoznaczne.

Autor jest adwokatem i sędzią Trybunału Stanu

Czy teraz prawo będzie sprawiedliwe? To pytanie najczęściej słyszę po wyborach. Czyli wielu z nas obecnego prawa za takie nie uważa, ale pragnie, żeby takim było. Nic dziwnego, potrzeba sprawiedliwości idealnej to jedno z największych marzeń ludzkości. Marek Aureliusz pisał: „niech zginie świat, byle się stało zadość sprawiedliwości”. Podobnie Ferdynand I Habsburg przekonywał, że „sprawiedliwość musi nastąpić, choćby z tego powodu miał runąć świat”. Tylko że osiągnięcie stanu idealnej sprawiedliwości nie jest możliwe, bo nawet najlepsze prawo nigdy nie będzie dla wszystkich sprawiedliwe z tego prostego powodu, że jako ludzie jesteśmy różni. Im bardziej dla jednych prawo będzie się zbliżało do absolutu sprawiedliwości, tym bardziej w opinii innych od absolutu będzie się oddalało.

Pozostało 81% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian