Czy film „Twisters” porywa z mocą tornada?

W „Twisters” Hollywood próbuje ponownie sprzedać nam hit sprzed niemal 30 lat. Czy film porywa z mocą tornada?

Publikacja: 19.07.2024 10:00

Czy film „Twisters” porywa z mocą tornada?

Foto: Warner Bros Polska

Jeśli to czujesz, polujesz” – powtarza w filmie samozwańczy kowboj tornad Tyler Owens. Jego powiedzonko zdaje się również dewizą Hollywood. W 2015 r., kiedy „Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy” i „Jurassic World” rozgościły się w pierwszej dziesiątce najlepiej zarabiających produkcji wszech czasów, Fabryka Snów poczuła pieniądz w odgrzewanych kotletach. Od tamtej pory poluje na kolejne wysłużone serie i zakurzone hity, aby je odświeżyć za pomocą formuły requela. Łączy ona w sobie cechy remake’ów i sequeli, dzięki czemu dostajemy zazwyczaj to samo, co w oryginale, tylko w nowym opakowaniu. „Twisters” pewnie co prawda stoi o własnych siłach, ale w nostalgicznym zrywie na każdym poziomie rymuje się z pierwowzorem. Zachowuje przy tym wszystkie jego zalety, ale zapomina wyzbyć się jego wad.

Czytaj więcej

„Bad Boys: Ride or Die”: Chłopaki już tak mają

Świeże powietrze pojawia się w „Twisters”, ale tylko na moment 

Podobnie jak „Twister” jego requel jest w istocie komedią romantyczną ubraną w płaszcz kina katastroficznego. Zamiast małżeństwa przepracowującego swe problemy mamy parę z przeciwstawnych obozów. Kate goniła niegdyś tornada jak szalona, ale przestała, gdy jedno z nich porwało jej przyjaciół. Za namową kolegi powraca jednak do marzeń o poskramianiu trąb powietrznych. Jak się okazuje, do niebezpiecznych zjawisk pogodowych podchodzi już z dystansem i ze strachem. Tyler natomiast z brawurą i aroganckim uśmiechem wjeżdża w sam ich środek, aby odpalić tam fajerwerki. Główni bohaterowie nie pałają oczywiście do siebie sympatią, ale w miarę rozwoju akcji okaże się, że mają ze sobą więcej wspólnego, niż widać na pierwszy rzut oka.

Ze swoim romcomowym (od romantic comedy) zacięciem „Twister” mógł wydawać się powiewem świeżego powietrza wśród tonących w melodramatyzmie produkcji katastroficznych lat 90., których powstawało wtedy na pęczki. A jednak stojący za kamerą Lee Isaac Chung w irytujący sposób tylko obnaża płytkość fabuły, eksponując gatunkowe klisze. Kate zmienia się przez to w marzycielkę, która musi ponownie uwierzyć w siebie, a Tyler z narcystycznej gwiazdy YouTube’a przechodzi w inteligenta o złotym sercu. Scenarzysta Mark L. Smith konstruuje fabułę co prawda lepiej od Michaela Crichtona i Ann-Marie Martin 28 lat temu, ale zwroty akcji wciąż wynikają nie tyle z realizmu psychologicznego, ile ze scenariuszowego widzimisię. Wszystko zostaje przy tym wyłożone łopatą, gdyż boleśnie niewykorzystane drugoplanowe postacie pojawiają się wyłącznie po to, aby podkreślać pozytywne cechy głównych bohaterów.

Czytaj więcej

„Gliniarz z Beverly Hills: Alex F", czyli dziaders zaakceptowany, gdy przeprosi

„Twisters” to miałki film, ale wspaniałe widowisko

Podobnie jak w oryginale „Twisters” ożywia się, gdy na ekranie zaczyna padać deszcz, rozpętują się burze i sypie grad. Przed zobrazowanymi zjawiskami meteorologicznymi aż chce się szukać schronienia. Na własnej skórze można poczuć chłód idący w parze z wichurami stopniowo przeradzającymi się w tornada. Trąby powietrzne zachwycają monumentalnym wyglądem i przerażają niszczycielską mocą. Dzięki realistycznym efektom specjalnym podziwiamy je z każdej możliwej strony, nawet od środka. Pozytywne wrażenia wywołane spektakularnymi ujęciami nieraz psują bohaterowie, którzy ucinają sobie pogawędki o tym, co właśnie oglądamy. Wydaje się, jakby byli świadomi obecności publiczności na sali kinowej. Nie rozmawiają między sobą jak specjaliści, tylko próbują coś tłumaczyć laikom zebranym przed ekranem. Wypada to sztucznie jak pogaduszki o pogodzie ze współpracownikami w biurowej windzie.

„Twisters” to zatem po prostu podrasowana wersja oryginału. Idąc logiką kontynuacji, wszystko jest tu „bardziej”. Produkcja chętniej nawet pławi się w patosie, kiedy pokazuje tragiczne skutki kolejnych tornad i zaprzęga bohaterów do pomocy ich ofiarom. Mimo wszystko pozostaje w swym podejściu nieskuteczna. Moc jej emocjonalnego rażenia można mierzyć co najwyżej w miliwatach. Tak jak pierwowzór okazuje się bowiem wspaniałym widowiskiem i miałkim filmem.

Jeśli to czujesz, polujesz” – powtarza w filmie samozwańczy kowboj tornad Tyler Owens. Jego powiedzonko zdaje się również dewizą Hollywood. W 2015 r., kiedy „Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy” i „Jurassic World” rozgościły się w pierwszej dziesiątce najlepiej zarabiających produkcji wszech czasów, Fabryka Snów poczuła pieniądz w odgrzewanych kotletach. Od tamtej pory poluje na kolejne wysłużone serie i zakurzone hity, aby je odświeżyć za pomocą formuły requela. Łączy ona w sobie cechy remake’ów i sequeli, dzięki czemu dostajemy zazwyczaj to samo, co w oryginale, tylko w nowym opakowaniu. „Twisters” pewnie co prawda stoi o własnych siłach, ale w nostalgicznym zrywie na każdym poziomie rymuje się z pierwowzorem. Zachowuje przy tym wszystkie jego zalety, ale zapomina wyzbyć się jego wad.

Pozostało 81% artykułu
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi
Plus Minus
Przydałaby się czystka
Materiał Promocyjny
Jak wygląda auto elektryczne