„Gliniarz z Beverly Hills: Alex F", czyli dziaders zaakceptowany, gdy przeprosi

Czwarty „Gliniarz z Beverly Hills” to sprytny sequel, próbujący coś ugrać dla „dziadersów” – filmu i dawnych bohaterów. Uwzględnia feminizm, ale walczy o odrobinę politycznej niepoprawności.

Publikacja: 05.07.2024 04:30

Gliniarz Axel Foley (Eddie Murphy) i jego córka Jane (Taylour Paige)

Gliniarz Axel Foley (Eddie Murphy) i jego córka Jane (Taylour Paige)

Foto: Netflix

Gdyby chodziło wyłącznie o próbę odgrzania popularności filmu z Eddiem Murphym, którego pierwsza część w 1984 r. nastawiła na nowe tory kino, tworząc wzorzec komedii akcji – pewnie nie warto byłoby odgrzewaniem 40-letniego filmowego kotleta zawracać sobie głowy.

„Gliniarz z Beverly Hills”, czyli Eddie Murphy powraca

Przypominanie, że pierwszy film zarobił w przeliczeniu na dzisiejsze dolary 700 mln i dopiero w 2009 r. „Kac Vegas” pobił ten rekord – dobre jest dla tych, którzy mają z tego chociaż pięć groszy. Jednak gliniarska akcja-reaktywacja, która przygotowuje też grunt pod udział Eddiego Murphy’ego w kolejnej części „Shreka”, została zaplanowana z rozmysłem. Nie chodzi tylko o to, by się pośmiać, chociaż musimy pamiętać, żeby plusy nie przesłoniły nam minusów.

Czytaj więcej

Eddie Murphy i gliniarz z Beverly Hills powrócił

Kiedy Eddie Murphy dostał ostatecznie główną rolę w „Gliniarzu”, wyszło na jaw, że z początku miała ją zagrać jedna z białych gwiazd – Mickey Rourke albo Sylvester Stallone. Murphy był jednak po sukcesie „Nieoczekiwanej zmiany miejsc” (1983), gdzie brawurowo pokazywał poprzez perypetie granej postaci pustkę amerykańskich elit, tak zwanych WASP (Białych Anglosaskich Protestantów). Akcentował, że najważniejsza w Ameryce innowacyjność i energia staje się atutem młodych pokoleń Afroamerykanów. Nie było w tym przesady: wtedy zajmowali pozycje wyjściowe do hip-hopowego przejęcia rządu dusz w popkulturze, a dziś są najbogatsi w muzycznym show-biznesie, z aktywami o wartości miliardów. Sukcesy Murphy’ego w kinie i jego bohatera Alexa Foleya na ekranie z pewnością motywowały jego ziomków do walki o nową pozycję w społeczeństwie, które tylko nominalnie skończyło z brakiem równouprawnienia, po dekadach niewolnictwa i rasizmu.

„Gliniarz z Beverly Hills: Alex F” i jego córka Jane

Dziś jednak dawny Foley nie mógłby powrócić pod szyldem Netflixa, symbolu nowoczesnego podejścia do promowania filmów w sieci, będąc dinozaurem dawnego sprytu i – choćby nawet najbardziej błyskotliwych – standupowych odzywek. Tak czy siak byłby dziadersem. Jego postać w filmie Marka Molloya wyposażono więc w problem ojcowskiej odpowiedzialności, który zbiega się z feministyczną emancypacją kobiet, kontestującą męski model świata. Na początku oglądamy więc kolejną aferę, jaką Alex Foley wywołuje w rodzinnym Detroit, demolując miasto i liczne samochody pługiem śnieżnym w pościgu za bandytami (spoilerował to już trailer), główna intryga – poza kryminalną – związana jest jednak z córką Foleya, Jane. To owoc romansu w Beverly Hills, wychowaniem Jane się jednak nie zajmował. Jane zagrała Taylour Paige, znana z filmów „Zola” i „Ma Rainey: Matka bluesa”.

Może i jabłko nie padło daleko od jabłoni, bo Jane śladem ojca zajmuje się walką z przestępcami, tyle że w roli adwokatki, ale nawet jeśli Foley pojawia się w Beverly Hills specjalnie dla córki, na wieść o tym, że znalazła się w poważnych tarapatach – Jane nie chce wybaczyć ojcu braku obecności w jej życiu, gdy potrzebowała go jako dziewczynka.

Tak skonstruowana fabuła pozwala przemycić na plan nie tylko dziaderskiego Alexa, ale też zalegalizować cały jego dziaderski świat wraz ze starą konstrukcją filmu

Próba podjęcia dialogu przez nagle powracającego po latach ojca kończy się dla niego ostrą lekcją. Na argument, że jako ojciec nie miał doświadczeń i po pięciu latach rodzicielstwa czuł się w tej roli jak pięcioletnie dziecko – Jane odpowiada ze zrozumiałym oburzeniem. Widzimy też, że brak ojca ma dewastujące skutki dla uczuciowego życia dorosłej już córki. Ewidentnie kompensuje sobie porzucenie przez rodzica – zostawiając bez ewidentnego powodu kolegę-policjanta (Joseph Gordon-Levitt). Tak się składa, że również porzuconego przez ojca. Jane jest dumna, odważna i samodzielna – jakby wycięta z szablonu feminizmu. Dopiero zagrożenie ze strony narkotykowego kartelu zmusza całą trójkę do wspólnego działania.

Tak skonstruowana fabuła pozwala przemycić na plan nie tylko dziaderskiego Alexa, ale też zalegalizować cały jego dziaderski świat wraz ze starą konstrukcją filmu, lokalizacjami, przede wszystkim zaś kumplami Murphy’ego z planu poprzednich części, a jednocześnie postaciami. To Judge Reinhold jako Billy Rosewood i John Ashton jako szef policji John Taggart, a powraca też ekstrawagancki galerzysta Serge (Bronson Pinchot).

Eddie Murphy i Lil Nas X

Tak docieramy do sedna sprawy. Starsi aktorzy w imieniu starej historii i bohaterów „z brodą”, walcząc o przetrwanie, dokonują pewnych koncesji na rzecz współczesności, ale też chcą coś wytargować coś dla siebie. Padają więc żarty, którym daleko od dzisiejszego kanonu politycznej poprawności, są aluzje do męczących kobiet i żon, a także dania bynajmniej nie wegetariańskie, czyli stek, i marzenie, by ze starymi kumplami pójść do klubu ze striptizem. Atutem jest poświęcenie w akcji, która pomaga przemycić sugestię, by nie wyrzucać dziadersów na śmietnik historii, nawet jeśli bywają niesforni, bo bez ich doświadczenia i niekonwencjonalności trudno dać sobie radę z problemami, a życie staje się też jednowymiarowe, czyli nudne. Film nie proponuje jednak zbyt łatwego usprawiedliwienia win tatusiów, którzy nie dorośli do swych ról. Rodzice ponoszą pełną odpowiedzialność za swoje czyny i winy. Tylko dzieci, stając się dorosłe, mogą okazać większą zrozumiałość.

Czytaj więcej

Powrót do czarnoskórej przeszłości

Poza tym mamy, oczywiście, szalone pościgi-demolki, w tym bezprecedensową orgię niszczenie wszystkiego na deptaku Los Angeles Rodeo Drive, burleskowy lot helikopterem, strzelaniny oraz zabawne, mniej lub bardziej, dialogi.

Nie zabrakło przebojowej ścieżki z klasykami „The Heat is On” Glenna Freya, „Neutron Dance” The Pointer Sisters, hitów Big Sean, Kelis, Mary J. Blige, a jest też ukłon w stronę dzisiejszych fanów rapu: Lil Nas X rozwija motyw przewodni filmu w „Here We Go!”.

Gdyby chodziło wyłącznie o próbę odgrzania popularności filmu z Eddiem Murphym, którego pierwsza część w 1984 r. nastawiła na nowe tory kino, tworząc wzorzec komedii akcji – pewnie nie warto byłoby odgrzewaniem 40-letniego filmowego kotleta zawracać sobie głowy.

„Gliniarz z Beverly Hills”, czyli Eddie Murphy powraca

Pozostało 95% artykułu
Film
EnergaCAMERIMAGE: Hołd dla Halyny Hutchins
Film
Seriale na dużym ekranie - znamy program BNP Paribas Warsaw SerialCon 2024!
Film
„Father, Mother, Sister, Brother”. Jim Jarmusch powraca z nowym filmem
Film
EnergaCAMERIMAGE 2024: Angelina Jolie zachwyca w Toruniu jako Maria Callas
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Film
Festiwal Korelacje: Pierwszy taki festiwal w Polsce. Filmy z komentarzem artystów