Podpisy pod petycjami o przeprowadzenie referendów zdobywano często odpłatnie za pośrednictwem wyspecjalizowanych firm. Niektóre dopuszczały się oszustw, dostarczając sygnatury dawno zmarłych obywateli .
Ocenia się, że wątpliwa może być ważność wielu przeprowadzonych głosowań. Rzuca to cień na system polityczny kraju efektywnie rządzonego bezpośrednio przez obywateli od ponad 130 lat.
Demokracja bezpośrednia to nużące zbieranie podpisów
W kraju Helwetów każdy obywatel może starać się o przeforsowanie swych pomysłów w praktycznie dowolnej sprawie publicznej. Najczęściej dzieje się to za pośrednictwem komitetów inicjujących przeprowadzenie referendum. Może np. dotyczyć, jak przed laty, wprowadzenia czasu letniego, co nie było łatwe do przeprowadzenia drogą parlamentarną. Silny opór bowiem stawiało wiele gmin, bo ich krowy przyzwyczaiły się do dojenia o stałej porze. Może także dotyczyć spraw wielkiej wagi, jak budowa nowych elektrowni atomowych.
4,5 franka szwajcarskiego za każdy podpis, z których – jak wkrótce się okazało – aż 70 proc. było nieważnych
Aby referendum odbyło się, komitet inicjujący musi zebrać co najmniej 100 tys. podpisów obywateli. Właśnie z tym jest największy kłopot i nie zawsze wystarcza zaangażowanie wolontariuszy oraz zwolenników proponowanych rozwiązań. Jako że mozolne zbieranie podpisów nie należy do zajęć szczególnie popularnych, powstały wyspecjalizowane firmy, które gotowe są dostarczyć wymaganą ilość podpisów.