Od kiedy „48 godzin” (1982) z Eddiem Murphym i Nickiem Noltem spopularyzowało formułę buddy cop movies, w kinie zaroiło się od niedobranych policyjnych duetów. Bohaterowie lubili rzucić kąśliwym żartem, ale jeszcze ważniejsza od ciętego języka była ich przebojowość. W XXI wieku zasady się zmieniły – zamiast na akcję, twórcy stawiają na humor, przez co spadł poziom testosteronu, który pod koniec zeszłego milenium w komediach sensacyjnych sięgał zenitu. Kulturową woltę symbolicznie przedstawiła „Policja zastępcza” (2010), gdzie niezniszczalni detektywi ginęli, ustępując miejsca swoim ciamajdowatym odpowiednikom. Mimo to w czasach, kiedy Hollywood z nostalgią spogląda na wysłużone marki pokroju „Gwiezdnych wojen” czy odświeża hity sprzed dekad, jak „Top Gun”, do gry wrócili nie ci najzabawniejsi, ale najbardziej brawurowi policjanci.
Bohaterowie „Bad Boys” (1995) przeginali pałę nawet jak na standardy kina akcji lat 90. W pełnometrażowym debiucie Michaela Baya kule latały i świszczały równie głośno co gatunkowe klisze. Niemal wszystko na ekranie wybuchało. Choć poprzeczka wisiała już wysoko, przy okazji kontynuacji reżyser odpalił się jeszcze bardziej i „Bad Boys II” (2003) cechowała taka przesada, że prawdopodobnie nikogo by nie zdziwiło, gdyby szpanerskie Porsche Mike’a Lowreya (Will Smith) nagle zmieniło się w gigantycznego transformersa.
Co prawda za sterami nostalgicznych sequeli usiedli Adil El Arbi i Bilall Fallah, ale duch Baya ciągle się nad nimi unosi. Will Smith i Martin Lawrence w głównych rolach przejeżdżają po ekranie na pełnym gazie, strzelając i wysadzając bandziorów w powietrze, a w międzyczasie robiąc sobie jeszcze jaja. Jednocześnie jednak seria dojrzała wraz z bohaterami. W „Bad Boys for Life” (2020) Mike Lowrey dowiedział się, że ma dorosłego już syna i przy okazji po raz pierwszy boleśnie przekonał się o swojej śmiertelności. Pomagając mu rozwiązać problemy rodzinne rodem z telenoweli, jego partner Marcus Burnett (Martin Lawrence) przejrzał na oczy jeszcze wyraźniej, bo wreszcie zaczął nosić okulary.
Czytaj więcej
„Smoki z głębin” przypominają „Tetrisa” – tyle że zamiast klocków mamy tu gady.
We wchodzącym do kin „Bad Boys: Ride or Die” geriatrycznego humoru również nie brakuje. Zgodnie z logiką serii po zawale serca Marcus po raz kolejny powinien myśleć o przejściu na emeryturę. Zamiast tego, przekonany o swej nieśmiertelności, wykorzystuje każdą okazję, aby rzucić się w wir akcji. Żart polega w tej części na odwróceniu ról. Tym razem to Mike okazuje się tym bardziej strachliwym.