5lipca [1932 r. – red.] HMS Beagle wreszcie opuścił Rio i popłynął na południe, do Montevideo, stolicy Wschodniej Republiki Urugwaju. Tam Karol Darwin miał po raz pierwszy zyskać okazję wypróbowania swej hiszpańszczyzny, którą zaczął zgłębiać w roku 1831, gdy sądził, że czeka go wyprawa na Teneryfę.
22 lipca, po trzech tygodniach spokojnej żeglugi, Beagle znalazł się w pobliżu Rio de la Plata. „Tego ranka doświadczyliśmy klimatu La Platy w całej okazałości”, pisał Darwin, znów walcząc z chorobą morską. Choć nazywano ją rzeką, w istocie było to estuarium utworzone przez rzeki Parana i Urugwaj, kraina ciesząca się wśród żeglarzy złą sławą ze względu na kapryśną pogodę. „Błyskawice były niezwykle wyraźne, a towarzyszył im ulewny deszcz i ciężkie podmuchy wiatru. Dzień był okropnie zimny i deszczowy”.
Pociechą w tej okropnej pogodzie był widok, który załoga przywitała z radością i uznała za dobry omen. „W przeprawie do La Platy nie widzieliśmy nic szczególnego, prócz wielkiej gromady morświnów napotkanej jednego dnia, która liczyła wiele setek sztuk. Całe morze było miejscami przez nie poruszone; był to niezwykły widok, gdy setki ich pruły wodę, posuwając się jednoczesnymi skokami naprzód, przy czym wynurzały się całe ich ciała”.
Gdy zbliżali się do estuarium Rio de la Plata – największego na świecie – zaczęło pojawiać się mnóstwo pingwinów i fok. Te ostatnie wydawały takie odgłosy, że jeden z oficerów pomyłkowo uznał, iż słyszy bydło na brzegu. Darwin wspominał też: „Minęliśmy kilka stad ptaków morskich i jakieś owady. Na pokładzie przysiadł ptak bardzo podobny do trznadla”. O zmierzchu przyrodnik był po raz pierwszy świadkiem dramatycznego zjawiska naturalnego, nazwanego ogniami Świętego Elma:
„Innej nocy byliśmy świadkami wspaniałego widowiska naturalnych fajerwerków: szczyty masztów i końce bomów jaśniały ogniami św. Elma, a kontur chorągiewki wiatromierza widniał tak, jak gdyby był fosforem pociągnięty. Morze było tak rozświecone, że ruchy pingwinów znaczyły się ognistym śladem”.