Biorąc pod uwagę aspiracje, by nowy porządek świata opierał się na możliwie zobiektywizowanych przesłankach sprawiedliwości, właśnie nauka miała i ma kolosalne znaczenie dla planowania i uzasadniania racjonalnej polityki. Już w 1903 r. Dmowski pisał o tym gorzko w „Myślach nowoczesnego Polaka”: „W naszej ojczyźnie ludzie, którzy w sprawach techniki, ekonomii, nawet często zagranicznej polityki trzymają się najświeższych wyników ludzkiego doświadczenia, gdy przychodzą na stół sprawy narodowe polskie, kwestie naszej polityki narodowej, zaczynają tak rozumować, jakby dla nich nie istniała cała druga połowa dziewiętnastego wieku. (…) Iluż to jest ludzi, którzy mówiąc o obcych krajach powołują się na mężów stanu, dziejopisarzy, przytaczają fakty i cyfry, gdy zaś zaczepimy ich o najistotniejsze zagadnienia własnego bytu narodowego, nie umieją wybrnąć poza Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego”.
Triumf postępu – „nasza monstrualność”
Drugim – oprócz nauki – filarem umiędzynarodowienia sprawy polskiej było wpisanie jej w progresywny, antyimperialny dyskurs. Miało to kolosalne znaczenie szczególnie dla postrewolucyjnych potęg dyktujących nowy porządek – USA i Francji.
Wilson, komentując swoje „14 punktów” w Kongresie, mówił pryncypialnie, że „w odniesieniu do tego zasadniczego naprawienia błędu i utrwalenia racji czujemy się bliskimi partnerami wszystkich rządów i narodów zrzeszonych razem przeciwko imperialistom”. Odrzucenie tajnej dyplomacji i tajnych porozumień – kwintesencji imperialnych porządków – było punktem 1. planu Wilsona. Była to reakcja na ogłoszenie tajnych paktów ententy przez wycofującą się z wojny bolszewicką Rosję. Jeszcze w 1917 r. Lew Trocki ogłosił mediom pakt Sykesa-Picota o podziale Bliskiego Wschodu, co nadwyrężyło – zgodnie z sowiecką intencją – spoistość ententy i USA.
Piotr Zaremba, autor monumentalnej historii USA, szczegółowo relacjonuje okoliczności ogłoszenia deklaracji Wilsona. Ograniczenia dla sprawy polskiej po stronie ententy płynęły jednak z naturalnej ostrożności Francji i Anglii w stosunku do głównego alianta i jednocześnie zaborcy – Rosji. Nie zmieniała tego nawet rewolucja bolszewicka. „Wilsona te kalkulacje nie obchodziły” – pisze Zaremba. „Po prostu uznał Polskę za jeden z symboli nowego lepszego świata i trzymał się tego”.
Na pewno rolę odegrała też rosnąca organizacja 2 mln polskich wyborców w USA, czego przejawem była akcja wysyłania pocztówek z apelem o pomoc dla Polski. „Kościuszko i Pułaski walczyli o wolność Ameryki” – przypominali amerykańskim rządzącym Polacy. Argument dziś wraca wraz z powracającymi wahaniami w USA. W kontekście pomocy dla Ukrainy minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski analogicznie przypomina dziś Amerykanom o polskim solidarnym udziale w ich wojnach w Iraku i Afganistanie.
Polska, mimo że reprezentowana wobec ententy przez polityków prawicy, w tym progresywnym nowym świecie potrafiła odegrać wiarygodną rolę. Biorąc pod uwagę dzisiejszą skłonność prawicy do epatowania przede wszystkim tym, co nas różni od najbliższego otoczenia geopolitycznego, także przy tym warto się zatrzymać. Dla Dmowskiego – wbrew stereotypom – było to naturalne. „Dziś czasy się zmieniły” – pisał na początku wieku. „Życie szybko idzie naprzód, usuwając jedne, tworząc inne pierwiastki bytu narodowego. Runęły instytucje podtrzymujące dawną budowę społeczną i dawny typ stosunków; przewrót w środkach komunikacyjnych związał ściśle kraj z zagranicą i wciągnął społeczeństwo w życie ekonomiczne Europy, wywołując konieczność szybkiego przystosowania się do nowoczesnych warunków współzawodnictwa. (…) Naród zaczyna się podciągać pod ogólny typ europejski, przestaje być wielkością niewspółmierną. Dla wielu ludzi jest to powodem do zmartwienia: tracimy swą oryginalność, zostajemy powoli takim samym szablonowym skupieniem, jakimi są narody zachodniej Europy. Tymczasem my raczej tracimy naszą monstrualność i zostajemy powoli zdolnym do życia, zdrowym, normalnym społeczeństwem” – czytamy w „Myślach nowoczesnego Polaka”.
I dalej: „Powierzchnia ziemi to nie jest muzeum do przechowywania okazów etnograficznych w porządku, całości, każdego na swoim miejscu. Ludzkość idzie szybko naprzód, a w wyścigu narodów każdy z nich powinien jak najwięcej zrobić dla postępu, cywilizacji, dla podniesienia wartości człowieka”.
Prawica i nowoczesność
Dziś słowo „nowoczesność” z tytułu przywołanej tu kluczowej dla myśli politycznej polskiej prawicy książki – przepełnionej gorzkimi uwagami o Polakach i uznaniem dla rozwoju innych narodów – jest wyparte ze słownika prawicy. Często staje się inwektywą, podobnie jak postęp czy nauka, bez których tym bardziej dziś nie ma racjonalizacji polityki.
Po części to skutek bezdroży zachodnich koncepcji postępu. Testujemy, jako Zachód, wiele różnych ścieżek i nie każda z nich tylko z racji swojej nowości musi zyskiwać bezrefleksyjny aplauz.
Problem jednak dotyczy nie tylko ciągle „upadającego Zachodu”. Przykładem jest tu rozumienie suwerenności w świecie współzależności, o jakiej nie śniło się nikomu wcześniej. Powodem jest głównie technologia i idąca w parze z nią integracja handlowa. UE jest tego najbardziej zaawansowanym przykładem. Dmowski rozumiał polityczne konsekwencje rozwoju kolei w 1903 r. Dziś – w dobie dalszego rozwoju mobilności, big data, AI, zmian klimatycznych, renesansu badań kosmicznych, edycji ludzkiego DNA – prawica ma trudności z własnym opowiedzeniem tego wciąż nowego świata. Zamiast budować scenariusze bezpiecznego rozwoju, tworzyć wizje zarządzania tymi nierzadko niepokojącymi zmianami, najczęściej decyduje się na kokietowanie strachu i niepokojów. Czy ten strach nie jest przejawem prawdziwego kryzysu Zachodu?
Jest i specyficzność przypadku polskiego. Właśnie z uwagi na okoliczności odzyskania niepodległości – na fali demontowania starego porządku, a nie za jego sprawą – nasz konserwatyzm nie może powołać się na ciągłość i tradycję. Polska była beneficjentem dominujących, postępowych tendencji w polityce, które umacniały republikański charakter II RP.
Dlatego odrodzona II RP była krajem progresywnym. Nieprzypadkowo jej odrodzenie zbiegło się w czasie z szybkim przyjęciem powszechnego prawa wyborczego kobiet, ubezpieczeniami społecznymi czy ośmiogodzinnym dniem pracy. Dlatego także dziś emocjonalna niechęć do liberalno-demokratycznego modelu powinna być traktowana w Polsce ostrożnie. Nawet uzasadniona krytyka liberalnej zawartości współczesnych państw nie usprawiedliwia wypisywania Polski ze współczesności Zachodu.
Konserwatywna filozofia polityczna – wyrażająca się głównie w ostrożnym społecznie zarządzaniu zmianą – ma Polsce współczesnej, Polsce coraz intensywniejszych zmian, wiele do zaoferowania. Jednak wciąż czeka na swój polityczny wyraz. Wcześniej – tak po rozbiorach, jak i po komunizmie – polską racją stanu było wszak przeprowadzanie zmian jak najszybciej. Nie było niemal niczego, co warto byłoby „konserwować”.
Ten czysto polityczny, by nie powiedzieć partyjny aspekt sprawy poruszył w historycznym kontekście Piotr Zaremba: „Dmowski przyznawał, że w Ameryce lepiej czuł się w towarzystwie takich polityków jak Lodge, Root czy Roosevelt, bo to oni myśleli kategoriami narodowego interesu. Ale rozumiał, że to właśnie idealistyczne nastawienie Wilsona było szansą dla Polaków”. Tkwimy w tej sprzeczności do dziś. Część ideowych pobratymców prawicy na Zachodzie snuje wizje dla polskiego bezpieczeństwa, niestety, szkodliwe (sprzeciw wobec akcesji Ukrainy czy protekcjonizm na rynku UE).
Pragnienie wyświetlenia własnej siły w relacjach międzynarodowych po 30 latach udanego wzrostu i tak wielu latach opresji jest czymś naturalnym. Jednak „koncert mocarstw” nadal nie jest dla Polski bezpiecznym środowiskiem. Powinniśmy robić wszystko, by być na taki scenariusz gotowym, ale nie powinniśmy się go ani dopominać, ani przyspieszać – świadomie lub, co gorsza, nieświadomie. Racjonalne dywagacje na ten temat mogą się toczyć w kraju, który jest rzeczywiście zdolny do jednostronnych zmian architektury bezpieczeństwa. Dziś, mimo realnego umacniania się, Polska w tej sytuacji nie jest. Dlatego dopominanie się demontażu systemu wielostronnego lub jego faktyczne osłabianie nie jest rozważne.
Naiwność, chciejstwo…
Sporu o przyczyny odrodzenia Polski niepodległej nie da się sprowadzić do prostego wyboru między historycznymi orientacjami Piłsudskiego i Dmowskiego. Rachuby i kluczenie tak Piłsudskiego (kryzys przysięgowy), jak i Dmowskiego (gra z rosyjskimi elitami politycznymi w Piotrogrodzie w latach 1914–1915) oraz pomyślne zdarzenia międzynarodowe (przystąpienie USA do wojny) dały możliwości takiego lewarowania sprawy polskiej, by doprowadzić do odzyskania pełnej niepodległości i zjednoczenia naszych ziem w skali przekraczającej gotowość wszystkich i każdego z osobna uczestników tych procesów. Nie oznacza to, że Polska powstała „ni z tego, ni z owego…”.
Sukces Polski na konferencji pokojowej w Paryżu był możliwy z uwagi na dobre zakorzenienie spraw polskich w ówczesnych warunkach politycznych i międzynarodowych – dobre rozpoznanie własnej współzależności. To przede wszystkim wieloletnie wysiłki na rzecz umiędzynarodowienia sprawy polskiej w głównych stolicach europejskich i USA, oddziaływanie na opinię publiczną Europy, wpisanie interesów kraju w wiodące nurty przemian porządku wewnętrznego i międzynarodowego Zachodu. Wiarygodne eksponowanie zaangażowania po stronie ententy i wyciszanie działań przeciwko sprzymierzonym. W końcu dobre uzasadnienie stanowisk na podstawie aktualnego stanu wiedzy oraz upodmiotowienia mas społecznych i ludowych zgodnie z trendami nowoczesności – przez pół wieku upowszechniania czytelnictwa, aktywizacji społecznej, ekonomicznej i obywatelskiej.
Podpisany 105 lat temu traktat wersalski, wszystko co do niego doprowadziło, okoliczności i kompromisy prowadzące do jego podpisania mają nam wiele do powiedzenia także dziś, kiedy porządek międzynarodowy, a w nim także sprawa polska, przechodzi ewolucję i wstrząsy. Polska pozostaje bowiem beneficjantem liberalnego porządku międzynarodowego opartego na prawie.
„Nasze analizy sytuacji międzynarodowej i miejsca Polski w świecie grzeszą na ogół naiwnością i »chciejstwem«. Zbyt często mierzymy siły na zamiary, a politykę zastępujemy gestami, uważając je właśnie za politykę. Polityczna lekcja endecji wciąż czeka na odkrycie i upowszechnienie” – pisał w historycznym już eseju „Dziedzictwo Narodowej Demokracji” jeden z najświatlejszych powojennych spadkobierców Dmowskiego Aleksander Hall. Te słowa padły we wrześniu 1983 r. i pozostają aktualne do dziś. Podobnie jak jedno z kluczowych spostrzeżeń Dmowskiego z czasów starań o niepodległość Polski: „Polityką niepodległości nie jest ta, która o niej mówi, ani nawet ta, która jej tylko chce, jeno ta, która do niej prowadzi i ma jakiekolwiek widoki do prowadzenia”.
Konrad Szymański
Członek Rady Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych; były minister ds. europejskich w rządach Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego.