Są takie wydarzenia, których znaczenie może umykać obserwatorom. I tak właśnie jest z mianowaniem emerytowanego prefekta Domu Papieskiego, wieloletniego sekretarza osobistego Benedykta XVI, abp. Georga Gänsweina nuncjuszem apostolskim na Litwie, w Estonii i na Łotwie. Spektakl z odmawianiem nowego miejsca zaangażowania arcybiskupowi, który jasno mówił, że relacje między obecnym a poprzednim papieżem (gdy ten ostatni był na emeryturze) nie były różowe, trwał już tak długo, że jego rozstrzygnięcie można przyjąć z ulgą. Zwolennicy linii Benedykta XVI w Kościele mogą to uznać za docenienie poprzednika Franciszka, a konserwatywnie nastawieni katolicy nawet odczują satysfakcję, bo wreszcie hierarcha, reprezentant bardziej zachowawczej linii, otrzymał jakieś ważne (umiarkowanie, ale jednak) stanowisko i został uhonorowany. To szczególnie istotne w sytuacji, kiedy jednocześnie rozpoczyna się pozasądowy proces o schizmę dotyczący innego, o wiele bardziej konserwatywnego, krytyka Franciszka, abp. Carla Marii Viganò.
Czytaj więcej
Ani rasizm, ani szczucie przeciwko migrantom, ani zaostrzanie emocji antyuchodźczych nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. Polityk czy partia, która dopuszcza się takich działań, jasno wskazuje, że z nauczaniem Chrystusa nie ma wiele wspólnego.
Papież Franciszek nie postrzega działań Rosji jako kluczowych
Jednak jeśli przyjrzeć się tej decyzji uważniej, to zawiera ona w sobie jeszcze jeden element istotny z punktu widzenia Polski i szerzej, Europy Środkowej. Gdy chodzi o Europę, a także porządek globalny, to właśnie w naszej części świata dzieją się kwestie kluczowe. Jeśli Rosja zwycięży z Ukrainą, to zakwestionowany zostanie model nienaruszalności granic, prawa do suwerenności, a na niebezpieczeństwo wystawione zostaną także państwa nadbałtyckie. Tam już zresztą toczy się konflikt hybrydowy, Rosja buduje swoje struktury, prowadzi akcję dezinformacyjną, antagonizuje mniejszości narodowe, wykorzystuje mniejszość rosyjską do rozbijania polityki tych państw, a także prowadzi rozmaite działania pod progiem bezpośredniej konfrontacji.
Franciszek od dawna jasno pokazuje, że jego zdaniem rzeczy istotne dzieją się zupełnie gdzie indziej. W centrum jego zainteresowania pozostaje Globalne Południe, a nie Europa Środkowa.
I jeśli Watykan chciałby zrozumieć obecny konflikt, to powinien tam wysłać wytrawnego dyplomatę, który umie czytać tego rodzaju sygnały, potrafiącego zbierać informacje i przekazywać je dalej, i umiejącego grać z różnymi źródłami informacji. Abp Gänswein, choć niewątpliwie ma rozmaite zalety intelektualne i duchowe, takim człowiekiem nie jest. Nigdy nie wypełniał żadnych funkcji dyplomatycznych. Jest prawnikiem kanonicznym, był sędzią w Trybunale Diecezjalnym i sekretarzem biskupa Fryburga Bryzgowijskiego, a w 1995 r. został zatrudniony w Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Rok później trafił do Kongregacji Nauki Wiary, gdzie później pełnił funkcję osobistego sekretarza prefekta kard. Ratzingera, a następnie był sekretarzem Benedykta XVI od czasu jego wyboru na papieża.