Trzeba przyznać, że reżyser serialu Piotr Domalewski zdradza talent do wychwytywania szerszych zjawisk społecznych. Tak było w nagrodzonej Złotym Lwem „Cichej nocy”, filmie portretującym konsekwencje masowej polskiej emigracji, i tak jest tym razem. „Kiedy ślub?”, najnowsza produkcja Canal+, to bowiem pierwszy polski serial, który bardziej niż tworzyć ekranową rzeczywistość dzisiejszych 30-latków, stara się ją oddać, chociaż nadal w ograniczonej, bo wielkomiejskiej scenerii.
Pies, który nie dostał imienia
Jak u Hitchcocka wszystko zaczyna się od trzęsienia ziemi. Wanda grana przez Marię Dębską i Antoni, w którego postać wciela się Eryk Kulm jr, rozstają się po trwającym jeszcze od szkoły średniej związku. Nie jest to jednak zerwanie gwałtowne, a chociaż bolesne, dla bohaterów stanowi raczej wygaszanie wyczerpanej już formuły. Skrywany od lat przez Tośka w drewnianej żabie zaręczynowy pierścionek zostaje wyciągnięty w momencie, w którym Wanda podjęła już decyzję – to koniec, okno możliwości zostało zamknięte.
Wanda i Tosiek to i tak ewenement. W warszawskim korporacyjno-artystowskim otoczeniu, do których należą psycholożka i początkujący aktor, tak długi związek stanowi swoisty artefakt minionego świata. Innym się nie udaje, ale prawdziwa miłość musi być przecież możliwa. Tymczasem dla przyjaciół pary jedyny punkt orientacyjny, jaki stanowili na towarzyskiej mapie, ulega tragicznemu rozpadowi, uwalniając w dodatku sekwencję coraz bardziej chaotycznych zdarzeń.
Chociaż Wanda i Tosiek są z pozoru i tak ponadstandardowo stateczni i poukładani, to im bardziej wgryzamy się w ich historię, tym mocniej zdradzają cechy archetypicznych wielkomiejskich milenialsów. Bo przecież wszystkich tych perypetii zapewne by nie było, gdyby bohaterowie nie musieli dzielić się naprzemienną opieką nad – oczywiście nie dzieckiem – ale psem. To on jest zwornikiem opowieści, przechodzącym z rąk do rąk centralnym punktem ich wspólnego życia, któremu nawet nie potrafią nadać imienia, co czyni tę historię jeszcze bardziej symboliczną dla całego pokolenia. Pokolenia, które ma problem z podejmowaniem decyzji, konsekwencją, a nierzadko właśnie nazywaniem rzeczy, które nadawałyby ich życiu jakkolwiek określone ramy.
Zarówno Wanda, jak i Tosiek próbują więc przeżyć rozstanie, jednak ani przebycie żałoby, ani imprezowe odreagowanie nie odbywa się w pełni. To dopiero próba rozeznania emocji w boju doświadczeń, w wir których się rzucają, niż świadome zamykanie ważnego życiowego etapu. Jeśli więc płaczą, to ten płacz wstrzymują. Jeśli chodzą z kimś do łóżka, to bez przekonania, a raczej w nadziei, że seks przyniesie im ulgę, przełamując uczucie straty. Rozstają się i przyciągają z powrotem, odpychają i ranią, ale cały czas na alibi. To, co powinno być rozpaczą, jest jedynie przygnębieniem, ekstaza zaś okazuje się tylko pocieszeniem. Z dala od ognia, w którym cokolwiek mogłoby spłonąć, szukają bezpiecznej przystani w ramionach kolejnych osób.