Śmieszny smutek trzydziestolatków

„Nie mam siły być mną” – mówi załamana Wanda, bohaterka serialu „Kiedy ślub?”. Chociaż w założeniu ma on być słodko-gorzkim obrazem milenijnego pokolenia, śmiech jest tu głównie maską skrywającą życiowe dramaty. Dla pokolenia, które tworzyło pierwsze internetowe memy, nic przecież nie może być całkiem na serio.

Publikacja: 19.04.2024 17:00

Wanda (Maria Dębska) i Tosiek (Eryk Kulm jr.) bohaterowie „Kiedy ślub?” nie potrafią nawet nadać imi

Wanda (Maria Dębska) i Tosiek (Eryk Kulm jr.) bohaterowie „Kiedy ślub?” nie potrafią nawet nadać imienia swojemu psu. Są z pokolenia ludzi, którzy unikają czegokolwiek, co wyznaczałoby życiu określone ramy

Foto: przemo paczkowski/mat. prasowe Canal+

Trzeba przyznać, że reżyser serialu Piotr Domalewski zdradza talent do wychwytywania szerszych zjawisk społecznych. Tak było w nagrodzonej Złotym Lwem „Cichej nocy”, filmie portretującym konsekwencje masowej polskiej emigracji, i tak jest tym razem. „Kiedy ślub?”, najnowsza produkcja Canal+, to bowiem pierwszy polski serial, który bardziej niż tworzyć ekranową rzeczywistość dzisiejszych 30-latków, stara się ją oddać, chociaż nadal w ograniczonej, bo wielkomiejskiej scenerii.

Pies, który nie dostał imienia

Jak u Hitchcocka wszystko zaczyna się od trzęsienia ziemi. Wanda grana przez Marię Dębską i Antoni, w którego postać wciela się Eryk Kulm jr, rozstają się po trwającym jeszcze od szkoły średniej związku. Nie jest to jednak zerwanie gwałtowne, a chociaż bolesne, dla bohaterów stanowi raczej wygaszanie wyczerpanej już formuły. Skrywany od lat przez Tośka w drewnianej żabie zaręczynowy pierścionek zostaje wyciągnięty w momencie, w którym Wanda podjęła już decyzję – to koniec, okno możliwości zostało zamknięte.

Wanda i Tosiek to i tak ewenement. W warszawskim korporacyjno-artystowskim otoczeniu, do których należą psycholożka i początkujący aktor, tak długi związek stanowi swoisty artefakt minionego świata. Innym się nie udaje, ale prawdziwa miłość musi być przecież możliwa. Tymczasem dla przyjaciół pary jedyny punkt orientacyjny, jaki stanowili na towarzyskiej mapie, ulega tragicznemu rozpadowi, uwalniając w dodatku sekwencję coraz bardziej chaotycznych zdarzeń.

Chociaż Wanda i Tosiek są z pozoru i tak ponadstandardowo stateczni i poukładani, to im bardziej wgryzamy się w ich historię, tym mocniej zdradzają cechy archetypicznych wielkomiejskich milenialsów. Bo przecież wszystkich tych perypetii zapewne by nie było, gdyby bohaterowie nie musieli dzielić się naprzemienną opieką nad – oczywiście nie dzieckiem – ale psem. To on jest zwornikiem opowieści, przechodzącym z rąk do rąk centralnym punktem ich wspólnego życia, któremu nawet nie potrafią nadać imienia, co czyni tę historię jeszcze bardziej symboliczną dla całego pokolenia. Pokolenia, które ma problem z podejmowaniem decyzji, konsekwencją, a nierzadko właśnie nazywaniem rzeczy, które nadawałyby ich życiu jakkolwiek określone ramy.

Zarówno Wanda, jak i Tosiek próbują więc przeżyć rozstanie, jednak ani przebycie żałoby, ani imprezowe odreagowanie nie odbywa się w pełni. To dopiero próba rozeznania emocji w boju doświadczeń, w wir których się rzucają, niż świadome zamykanie ważnego życiowego etapu. Jeśli więc płaczą, to ten płacz wstrzymują. Jeśli chodzą z kimś do łóżka, to bez przekonania, a raczej w nadziei, że seks przyniesie im ulgę, przełamując uczucie straty. Rozstają się i przyciągają z powrotem, odpychają i ranią, ale cały czas na alibi. To, co powinno być rozpaczą, jest jedynie przygnębieniem, ekstaza zaś okazuje się tylko pocieszeniem. Z dala od ognia, w którym cokolwiek mogłoby spłonąć, szukają bezpiecznej przystani w ramionach kolejnych osób.

„Nie mam siły być mną” – zdanie, które wypowiada Wanda w momencie, w którym skala towarzyskiego chaosu, jaki wspólnie wytworzyli, osiąga kulminacyjny moment, nie wydaje się być określeniem zarezerwowanym jedynie dla bohaterki. Wyraża się w ten sposób tkwiące w ciągłej ambiwalencji pokolenie milenijne, rozciągnięte między kategorycznym pokoleniem X – ludzi urodzonych w latach 60. i 70. – a płynnym pokoleniem Z, osób urodzonych u progu XXI wieku.

„Okazuje się, że przedstawiciele generacji Z (a także, częściowo, milenialsi) należą do najmniej zadowolonych z życia grup wiekowych. Przeczy to temu, jak powszechnie postrzega się młodych ludzi” – pisze w serwisie rp.pl Izabela Popko, komentując wyniki obejmującego 140 krajów cyklicznego badania Instytutu Gallupa. Owo kruche zawieszenie między szczęściem a tragedią milenijnego pokolenia być może jest właśnie spowodowane ciążeniem między modelem życia roczników 60. i 70., które według ankiet Instytutu Gallupa należy do najszczęśliwszego w Polsce, a pogrążonych w depresji nastolatków i młodych dorosłych, którzy właśnie kończą studia i wchodzą na rynek pracy. Ludzi, których głównym źródłem nieszczęścia jest brak odwagi do podejmowania decyzji.

Czytaj więcej

Przemyśl, Radom, Stalowa Wola... Źródła polskiej dumy

Mąż kontra kochanek

Piotr Domalewski nie jest pierwszym reżyserem, którego ambicją było opisanie pokolenia 30-latków. Podobną próbę, chociaż filmową, podjął w 2016 r. obrazem „Kamper” Łukasz Grzegorzek, reżyser innego świetnego obyczajowego filmu o małomiasteczkowej rzeczywistości „Moje wspaniałe życie”. Kolejno rocznik ’80 i ’83, a więc pierwsi z tego pokolenia, którzy wchodzili w dorosłość w XXI wieku i z małomiasteczkowym bagażem Nysy i Łomży, co zdaje się im dawać szczególny wgląd w przemiany polskiego społeczeństwa.

Bohaterami „Kampera” także byli rozstający się milenialsi, Mateusz i Mania, jednak w tamtym obrazie różnice między postaciami były postawione ostrzej, a przeciwstawne wartości i życiowe cele małżonków zdawały się poprzez różnice płci oddawać przeciwne siły pokoleniowego ciążenia. Ona poukładana, przedsiębiorcza i ciekawa świata, on marzycielski, infantylny i rozsmakowany w młodzieńczej beztrosce. Efektem była zdrada, jakiej dopuściła się Mania z dojrzałym mężczyzną, a odpowiedzią Mateusza był romans z młodą nauczycielką hiszpańskiego.

W „Kamperze” ciekawsza jednak niż opis związkowej relacji jest konfrontacja, jaką obserwujemy między dwoma mężczyznami, mężem i kochankiem. Główny bohater dąży do zmierzenia się z o pokolenie starszym kochankiem żony, poważnym restauratorem, granym przez Jacka Braciaka. Zamiast zemsty słyszy jednak reprymendę od doświadczonego mężczyzny: „Myślisz, że dlaczego ze mną poszła? Bo jestem wysoki? Przystojny? Mordę pokazałem w telewizji? (…) Całe życie możesz być chłopaczkiem w szortach i to ma swoje dobre strony, ale koniec końców zawsze dostaniesz po dupie od takiego gościa jak ja”. Branie się za bary z życiem ma więc nieodpartą siłę także seksualnego przyciągania.

Maria Dębska i Eryk Kulm jr z „Kiedy ślub?” oraz Piotr Żurawski i Marta Nieradkiewicz z „Kampera” to podobnie zestawione aktorskie duety. Wysoki i szczupły Żurawski istotnie chadza w szortach, chłopięcy Kulm jr otrzymuje od serialowej partnerki przyciasną koszulę, która na muskularnym ciele jeszcze mocniej podkreśla mimo wszystko chłopięcą formę. Obie zaś kobiety, mimo najlepszych chęci okiełznania rzeczywistości, bez wsparcia partnerów podejmują niemające szans na powodzenie decyzje.

Obrazy w jakimś stopniu się uzupełniają. Dzięki temu jeszcze mocniej wyrażają swoisty zeitgeist, trudno uchwytne zjawisko, które sprawia, że dzisiejszym 30-latkom wszystko przychodzi z takim trudem.

Niemożliwy kryzys wieku średniego

Autorzy raportu Instytutu Gallupa, opisując zjawisko niskiego poczucia szczęścia młodych ludzi żyjących przede wszystkim w bogatych krajach Zachodu, nazywają je „przedwczesnym kryzysem wieku średniego”. Faktycznie, jeżeli rozszerzyć perspektywę i zerknąć na to, co dzieje się za oceanem, zobaczymy, że triumfy dziś święcą obrazy kryzysu rodziny i relacji. Nagrodzona Oscarem „Historia małżeńska” Noaha Baumbacha z 2019 r. ze znakomitymi rolami Scarlett Johansson i Adama Drivera czy „Sceny z życia małżeńskiego” Chagaia Leviego z 2001 r. z Jessicą Chastain i Oscarem Isaakiem. Bohaterowie „Kiedy ślub?” bardzo ich przypominają, tylko są o dekadę młodsi. Kiedy jedna z bohaterek serialu mówi do Tośka: „kiedy patrzę w twoje smutne oczy, widzę starego dziada, który wszędzie był, wszystko widział i nic mu się nie podobało”, są to oczy zarówno Charliego, granego przez Drivera, jak i Jonathana, w którego wcielił się Isaac. Czy więc chociaż żyjemy dłużej, to przez zmiany technologiczne i kulturowe wszystko zdajemy się przeżywać coraz szybciej?

Między obrazami kryzysów pokolenia 30- i 40-latków jest jednak istotna różnica. Pokolenie X może nazwać stratę, którą przeżywa. W „Historii małżeńskiej” dziecko jest łącznikiem między rozstającymi się bohaterami. W „Scenach z życia małżeńskiego” na parę kłócących się małżonków z drzwi niemo patrzy córeczka. Ale nawet im trudno jest mówić o chęci przeżycia drugiej młodości. Jeszcze przed 15 laty w popularnej TVN-owskiej produkcji „39 i pół” Tomasz Karolak przeżywał drugą młodość. Pokolenie X mogło pozwolić sobie na śmiech z rockandrollowego wymiaru kryzysu wieku średniego o tyle łatwiej, że grany przez Karolaka Dariusz zdążył już odchować syna. Komediowy charakter serialu nie był więc obciążony tak mocno rodzinną krzywdą.

Nic nie zapowiada, że bohaterowie młodszych polskich produkcji będą mieli okazję przeżyć faktyczne szaleństwo kryzysu wieku średniego, bo nie będą mieli czego zostawiać za sobą. W „Kamperze” kryzys przeżywa bezdzietne małżeństwo, a „Kiedy ślub?” to już opowieść o rozpadzie wieloletniego związku ludzi, których pies – przypomnijmy – nawet nie miał imienia. Z upływem lat dzielących produkcję kolejnych obrazów nici wiążące relacje bohaterów są coraz słabsze, a emocje, które temu towarzyszą, coraz trudniejsze do nazwania. Gdyby nie pies, Wanda mogłaby wyjść, trzasnąć drzwiami, a Tośkowi nie pozostałoby wiele dowodów, że w ogóle kiedykolwiek istniała.

Byłoby jednak niesprawiedliwością nie odnotować, że bohaterowie „Kiedy ślub?” próbują przeciwko postnowoczesnej kulturze wiecznego uśmiechu się buntować. Szczególnie Wanda, która w alkoholowym uniesieniu nagrywa na instagramową relację firmy rolkę atakującą korporacyjną nowomowę spod znaku samorealizacji i self-care. Jednak korporacja nie potępia jej buntu, centrala firmy wręcz go promuje i wykorzystuje do realizacji swoich celów.

Napędzany aktem rozpaczy sprzeciw wobec dominującej kultury jest więc niemożliwy. Przedstawienie musi trwać. Każda emocja może zostać użyta do napędzenia wielkiej maszyny globalnego kapitału, w którym nie ma czasu na stanie w miejscu.

Czytaj więcej

Edukcja domowa i rozczarowanie polską szkołą

Co skrywa ten śmiech

Te wszystkie emocje, które chce oddać w serialu Domalewski, nie byłyby przekonujące, a użyte metafory nie dość czytelne, gdyby nie doskonały casting. Poza niezwykle charyzmatyczną Marią Dębską i wielowarstwowym Erykiem Kulmem jr. doskonale obsadzeni są aktorzy asystujący. Ma się wrażenie, że scenariusz serialu nie tylko tworzy przestrzeń dla gry, ale najwyraźniej porusza coś w samych aktorach. W założeniu komediodramat, zapewne by nie zrazić szukających wytchnienia przed ekranem 30-latków, w rzeczywistości jest wpadającym okazjonalnie w groteskę dramatem, który zdradzają oczy młodej obsady. Śmiech to tutaj raczej maska skrywająca smutek mający źródło gdzieś głęboko w osobistych doświadczeniach.

Piotr Domalewski stawia przed swoimi milenijnymi widzami lustro i chociaż nie jest ono wolne od krzywizn, warto się w nim przejrzeć. „Kiedy ślub?” nie jest moralitetem, ale doskonale pokazuje, że unikanie powagi nie uczyni nikogo radosnym, a zabawa traci swą moc, jeśli ma tylko odwrócić uwagę od pustki prawdziwych relacji. Lepiej przyjąć tę lekcję i mimo wszystko dołączyć do szczęśliwszej części pokolenia. A jeszcze lepiej, że najwyraźniej możemy skorzystać i sporo nauczyć się na cudzych błędach.

Trzeba przyznać, że reżyser serialu Piotr Domalewski zdradza talent do wychwytywania szerszych zjawisk społecznych. Tak było w nagrodzonej Złotym Lwem „Cichej nocy”, filmie portretującym konsekwencje masowej polskiej emigracji, i tak jest tym razem. „Kiedy ślub?”, najnowsza produkcja Canal+, to bowiem pierwszy polski serial, który bardziej niż tworzyć ekranową rzeczywistość dzisiejszych 30-latków, stara się ją oddać, chociaż nadal w ograniczonej, bo wielkomiejskiej scenerii.

Pies, który nie dostał imienia

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi