Robert Downey Jr. w aż pięciu rolach u Park Chan-Wooka, a mimo to w „Sympatyku” coś nie gra

Czy to możliwe, że Park Chan-Wook, twórca „Oldboya”, wziął się do adaptacji nagrodzonej Pulitzerem powieści i nakręcił serial nieciekawy i męczący? No niestety.

Publikacja: 12.04.2024 10:00

Dopiero co nagrodzony Oscarem Robert Downey Jr. wcale nie pomaga, nie dodaje jakości „Sympatykowi”.

Dopiero co nagrodzony Oscarem Robert Downey Jr. wcale nie pomaga, nie dodaje jakości „Sympatykowi”. Przeciwnie, gwiazdor puszczony swobodnie przez reżysera, na dodatek grający aż pięć różnych ról (!) jeszcze bardziej czyni produkcję pretensjonalną

Foto: MAT. PRAS. WARNER BROS DISCOVER

Tam, gdzie kończy się większość hollywoodzkich narracji o wojnie wietnamskiej, tam „Sympatyk” Viet Thanh Nguyena dopiero się zaczyna. Nagrodzona Pulitzerem powieść z 2015 r. opisuje końcówkę wojny, kiedy to w 1975 r. Amerykanie pod naporem oddziałów Wietkongu szykują się do ewakuacji z Sajgonu. Komuniści z Północy wspierani przez Związek Sowiecki wygrali, Ameryka pakuje swoich marines i zastępy szpiegów na pokłady olbrzymich herkulesów. Razem z nimi swoich wietnamskich sojuszników z rodzinami, sowicie przy tym biorąc łapówki.

Nasz bezimienny bohater jest z zawodu agentem wietnamskiej bezpieki, a z pochodzenia synem miejscowej kobiety i francuskiego księdza, mieszańcem rasowym, co stanowi motor napędowy tej historii. Urodził się w Indochinach w 1950 r., ale wyjechał do Ameryki na stypendium, by chłonąć amerykańską kulturę w szczycie epoki hipisowskiej. Jest zafascynowany Stanami Zjednoczonymi, ale zarazem gardzi nimi. Bo mimo że nosi policyjny mundur Południa, to w gruncie rzeczy jest podwójnym agentem, komunistycznym kretem. Mało tego, jego misja nie kończy się wraz ze zdobyciem stolicy przez Wietkong. Dostaje rozkaz lecieć z wietnamskimi elitami do Ameryki i tam infiltrować środowiska emigracyjne.

Z czasem orientujemy się, że ten Euroazjata wcale nie pała nienawiścią do wszystkiego co nieczerwone. On tylko im (jak zresztą wszystkim) bardzo głęboko współczuje, przez co zamiast być Jamesem Bondem, przypomina raczej wietnamskiego Piszczyka o niesamowitych zdolnościach mimikry i wtapiania się w otoczenie, co wpędza go nieustannie w kłopoty.

Czytaj więcej

"Sympatyk": Dwie twarze rewolucji

O czym była nagrodzona Pulitzerem książka Viet Thanh Nguyena

Cała fabuła książki, a jednocześnie konstrukcja tej powieści, oparta jest na tym przewrotnym patencie i ambiwalencji. Bohater lawiruje między skrajnie wrogimi ludźmi i środowiskami. Raz wije się w wymówkach przed nadętym wietnamskim generałem, by za moment czyścić buty Amerykanom z CIA, a kiedy indziej płaszczy się przed przesłuchującym go oficerem Wietkongu. Jednocześnie nie dokonuje wyraźnych ocen moralnych, przepełnia go wspomniane współczucie wobec podłej kondycji ludzi, których napotyka.

Nguyen prowadzi narrację w pierwszej osobie, a jej ramę stanowi zeznanie w komunistycznym obozie koncentracyjnym już na końcu fabuły. Ale bohater co chwila miesza sceny i dialogi z przeszłości ze swoimi komentarzami i uwagami wysnutymi post factum. Jego bycie pomiędzy kulturami, rasami, ideologiami, wywiadami, lojalnościami i przyjaźniami pozwoliło wydobyć wietnamsko-amerykańskiemu pisarzowi dramatyzm i skomplikowanie. Ale też czarny humor z tej geopolitycznej tragedii, kiedy to Waszyngton z Moskwą urządzali sobie zastępcze poligony na odległych kontynentach. Dobrze podsumowuje to scena kręcenia filmu fabularnego o Wietnamie, przy którym narrator jest konsultantem merytorycznym. Na planie zdjęciowym to Amerykanie reżyserują i grają główne role wojaków, a Wietnamczycy statystują. Mają ginąć rozrywani wybuchami i pociskami oraz błagać o litość, nieważne, czy po wietnamsku, czy w innym języku, byleby „po azjatycku”. Po drugiej stronie mamy portrety młodych amerykańskich rewolucjonistów, „zepsute dzieci burżuazji” – jak określał komunizującą młodzież z klasy średniej Czesław Miłosz.

„Sympatyka” doceniono jako satyrę i prozę rzucającą nowe światło na udział Amerykanów w wietnamskim konflikcie. Pulitzer był jednak zaskoczeniem, bo zachwytów recenzentów po premierze tak wiele znów nie było. Czytelnicy również nie uczynili tej powieści bestsellerem. Jednakże książka Nguyena spodobała się jurorom nagrody, o czym zadecydował zapewne inkluzywny charakter opowieści prowadzonej z nieamerykańskiej perspektywy i to, że przypominała o neokolonialnych grzechach USA.

Było „Parasite”, „Wszystko wszędzie naraz”, „Squid Game” i „Awantura”. Do tego zestawu „Sympatyk” pasował idealnie

Zero zdziwienia, że do tej książki po kilku latach wrócili telewizyjni producenci. Po oscarowych sukcesach „Parasite” i „Wszystko wszędzie naraz” oraz takich przebojach streamingów jak „Squid Game” i „Awantura” głos Azjatów zmagających się z Ameryką, Zachodem i kapitalizmem jest słuchany z uwagą i zainteresowaniem. Oczekiwania podbijały nazwiska: aktora Roberta Downeya Jr., ale też producenta i reżysera – Park Chan-Wook był przecież w swoim czasie najbardziej znanym na świecie twórcą południowokoreańskim. Co prawda od premiery „Oldboya” minęło już 20 lat, ale jeszcze dwa lata temu odbierał Złotą Palmę za reżyserię „Podejrzanej”, a w 2018 r. nakręcił przyzwoity serial „Mała doboszka” na podstawie powieści Johna Le Carré, zekranizowanej po raz pierwszy przez George’a Roya Hilla w 1984 r. Czego więc zabrakło teraz?

Rzuca się w oczy przede wszystkim nadmiar materiału. Miniserial Park Chan-Wooka ma aż siedem niemal godzinnych odcinków i już od pierwszego widać, że ten metraż się nie broni. Wątki są rozdęte do granic możliwości, sceny natrętnie się powtarzają, a dramatyczne fragmenty są przeciągnięte i w efekcie tego zwroty akcji nie działają, jak powinny. Cliffhangery pod koniec każdego odcinka nie zaostrzają apetytu na więcej, tylko przynoszą ulgę, że wreszcie jest przerwa. Sceny dialogowe są zawieszone bez puent, na dodatek tłumaczą to, co i tak widzimy na ekranie. Oj, przydałby się tam w montażowni ktoś z nożyczkami. Co gorsza, sceny sytuacyjne nie bawią dowcipem, a żarty są nazbyt czytelne, sygnalizowane już z daleka.

Czytaj więcej

„Ucieczka z Chinatown”: Nawet Afroamerykanie mają lepiej

Robert Downey Jr. gra w „Sympatyku” aż w pięciu rolach. Szkoda, że we wszystkich tak samo

Aktorzy nie pomagają. Hoa Xuande w roli głównego bohatera praktycznie nie znika z ekranu, ale niestety dysponuje ograniczoną paletą środków. Kiedy, przełamując czwartą ścianę, zwraca się wprost do kamery, ewidentnie brakuje mu charyzmy i nie zastąpi jej zdziwiony wyraz twarzy podlewany niekiedy ironicznym uśmiechem. Z kolei drugi kluczowy aktor w serialu tej charyzmy ma aż za dużo i szarżuje do przesady. Robert Downey Jr. wciela się bowiem w aż pięć różnych postaci, a niekiedy występują one po cztery w jednym kadrze naraz. Ciekawy zabieg, który przywodzi na myśl rasistowskie porzekadło, że wszyscy Azjaci wyglądają dla białych tak samo. Tu jest odwrotnie: wszystkie zdegenerowane białasy wyglądają jak Downey Junior. Ta piątka to Claude z CIA, intelektualista – profesor Hammer, pewien polityk z Kongresu, reżyser kręcący rzeczony film wojenny, no i wreszcie ojciec narratora, Francuz w sutannie. Każda rólka zagrana bez umiaru, koniecznie ma śmieszyć i na zmianę żenować. Żadnych półśrodków i subtelności.

Paradoksalnie zabrakło też w serialowym „Sympatyku” odwagi i szaleństwa. Tym bardziej że miała to być satyra. Co ciekawe, przebieranki i szarże Roberta Downeya Jr. przywodzą na myśl doskonałą komedię, w której grał w 2008 r. – „Jaja w tropikach”. Tamten film obnażał amerykański kicz wojenny i naruszał wszystkie hollywoodzkie świętości. Jakżeby się chciało, żeby z podobną fantazją popłynął Park Chan-Wook i choćby na moment przestał przynudzać.

Patrząc na to, co twórcy zrobili z ciekawie napisaną powieścią, przypomniałem sobie, że satyra jest jednym z trudniejszych do wyreżyserowania gatunków. Może więc pocieszeniem dla twórców będzie to, że wyłożył się na niej niejeden wybitny filmowiec, a wielcy aktorzy bywali bezradni. Towarzystwo jest niezłe: Alexander Payne i jego „Pomniejszenie”, „Ave, Cezar” braci Coen, „Machina wojenna” Davida Michôda. To na pocieszenie dla twórców, bo dla widzów pociechy żadnej nie będzie.

mat.pras.

Tam, gdzie kończy się większość hollywoodzkich narracji o wojnie wietnamskiej, tam „Sympatyk” Viet Thanh Nguyena dopiero się zaczyna. Nagrodzona Pulitzerem powieść z 2015 r. opisuje końcówkę wojny, kiedy to w 1975 r. Amerykanie pod naporem oddziałów Wietkongu szykują się do ewakuacji z Sajgonu. Komuniści z Północy wspierani przez Związek Sowiecki wygrali, Ameryka pakuje swoich marines i zastępy szpiegów na pokłady olbrzymich herkulesów. Razem z nimi swoich wietnamskich sojuszników z rodzinami, sowicie przy tym biorąc łapówki.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku