Jan Maciejewski: Wschód, czytaj „eksperyment”

Czy „demokracja” nie stała się aby po prostu synonimem oświeceniowej „cywilizacji”? Jedno i drugie słowo wydziela raczej atmosferę niż desygnuje jakieś konkretne cechy. I takie właśnie ma być: nie musi nic znaczyć – wystarczy, że będzie pachnieć.

Publikacja: 26.01.2024 17:00

Jan Maciejewski: Wschód, czytaj „eksperyment”

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Nad Wisłą rozpoczyna się dość unikalny na skalę światową eksperyment: demokratycznie wybrana koalicja partii demokratycznych próbuje uczynić kraj ponownie demokratycznym przy użyciu metod niedemokratycznych – napisał kilka tygodni temu w „Berliner Zeitung” Klaus Bachmann. Nie na profetyczne jednak zdolności polsko-niemieckiego dziennikarza – już na początku grudnia przewidującego gwałtowne przyspieszenie biegu spraw „nad Wisłą” – warto zwrócić w tym zdaniu uwagę. Ciekawsze jest słowo „eksperyment” – w tym kontekście (przechodzenia od „barbarzyństwa” do „cywilizacji”) i kierunku (z zachodu Europy na wschód kontynentu) posiadające równie długą, co osobliwą tradycję.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Tadeusz Isakowicz-Zaleski już nie przeszkadza

Europa Wschodnia – zamieszkiwany przez nas obszar pojawił się na mentalnej mapie kontynentu pod tą nazwą – została wynaleziona z dwóch powodów. Po pierwsze, dlatego by Zachód mógł zdefiniować sam siebie, określić swą tożsamość poprzez różnicę, kontrast w stosunku do Wschodu – krainy barbarzyńców, zamieszkanej przez półdzikich, których dopiero należy ucywilizować. I tu pojawia się powód drugi – Europa za linią Łaby miała być areną eksperymentu, wcielania oświeceniowych idei w życie. Przećwiczenia tamtej wizji postępu, wspólnoty, jednostki – pozbawionej duchowego centrum, niepodlegającej już upadkowi ani niezdolnej do nawrócenia, ale za to doskonale podatnej na proces edukacyjny, wychowanie przez Wielkiego Innego – oświeconego (słońcem świecącym rzecz jasna z Zachodu) despotę. Pobrzmiewa w zdaniu Bachmanna (mniej lub bardziej świadomie – nie mnie oceniać) dalekie echo słów Woltera: „Dobroczynna autokracja może nie być odpowiednia dla krajów zachodnich, ale jest odpowiednia dla kraju, którego ludność nadal żyje w warunkach zbliżonych do pierwotnych”.

Europa Wschodnia – zamieszkiwany przez nas obszar pojawił się na mentalnej mapie kontynentu pod tą nazwą – została wynaleziona z dwóch powodów.

Stąd też oświeceniowi filozofowie byli tak zakochani we wschodnich tyranach – ponieważ ci dostarczali im materiału poglądowego, przeprowadzali na mieszkańcach swych państw zaplanowanych w gabinetach i przy biurkach philosophes eksperyment. Powiedz mi, z kim się przyjaźnisz, a powiem ci, ile warte są twoje teorie.

I dokładnie też z tego powodu oświeceniowi podróżnicy, przekraczając zachodnią granicę Polski, stwierdzali, że cofają się o dziesięć, a może i jeszcze więcej wieków. Że otaczają ich od teraz Hunowie, Scytowie czy Wenedzi – barbarzyńcy, pod których ciosami padło Cesarstwo Rzymskie. Barbarzyńcy, na tle których tym mocniej jaśnieją nasze stroje i maniery. I per analogiam – im bardziej oni są niedemokratyczni, tym my stajemy się doskonalszym wcieleniem demokratycznych cnót i zasad. Bo czy „demokracja” – oddzielając się coraz bardziej od ustrojowego znaczenia tego słowa – nie stała się aby po prostu synonimem oświeceniowej „cywilizacji”? Jedno i drugie słowo wydziela raczej atmosferę niż desygnuje jakieś konkretne cechy. I takie właśnie ma być: nie musi nic znaczyć – wystarczy, że będzie pachnieć.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Porządek jest tym, za co warto wznieść bunt

Właśnie dlatego oświeceniowe idee nie mogły być wypróbowywane na tych, którzy je formułowali: lekarz nie mógł leczyć sam siebie, bo jeszcze ktoś byłby pomyślał, że zachorował. Napięcie, na którym do oświecenia zbudowana była Europa – walce, oswajaniu, wychowywaniu wewnętrznego, tkwiącego w nas samych barbarzyńcy – zostało w XVIII wieku ostatecznie uśmierzone. Barbarzyńca został wyekstrahowany i umieszczony na Wschodzie. Zapisem tego projektu, wielkiego przebiegunowania mentalnych map Europy – przejścia z osi Północ–Południe, na Wschód–Zachód – jest książka Larry’ego Wolffa „Wynalezienie Europy Wschodniej”. Książka, która jest jak zapis z monitoringu – na kilku kamerach, z różnych ujęć możemy obserwować przebieg wielkiego szwindlu. Kłamstwa, na którego bazie rozrysowane zostały granice, linie podziału i hierarchie na naszym kontynencie.

Kłamstwa, które jednym pozwala wciąż się troszczyć, niepokoić, wychowywać, edukować, a drugim – każe wstydzić, prosić o przychylność i łaskawe potraktowanie. Do tego tanga trzeba dwojga – zachodniej pychy i wschodnich kompleksów.

Nad Wisłą rozpoczyna się dość unikalny na skalę światową eksperyment: demokratycznie wybrana koalicja partii demokratycznych próbuje uczynić kraj ponownie demokratycznym przy użyciu metod niedemokratycznych – napisał kilka tygodni temu w „Berliner Zeitung” Klaus Bachmann. Nie na profetyczne jednak zdolności polsko-niemieckiego dziennikarza – już na początku grudnia przewidującego gwałtowne przyspieszenie biegu spraw „nad Wisłą” – warto zwrócić w tym zdaniu uwagę. Ciekawsze jest słowo „eksperyment” – w tym kontekście (przechodzenia od „barbarzyństwa” do „cywilizacji”) i kierunku (z zachodu Europy na wschód kontynentu) posiadające równie długą, co osobliwą tradycję.

Pozostało 87% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi