Wszystko wolno tym, którzy mają misję od Boga

O duszy rosyjskiej, chorobach Cerkwi i religijności Władimira Putina opowiadają wybitni prawosławni teologowie: Rosjanin i Ukrainiec.

Publikacja: 05.01.2024 10:00

Cyryl ma własny program polityczny, a jego związek z Władimirem Putinem to małżeństwo z rozsądku, a

Cyryl ma własny program polityczny, a jego związek z Władimirem Putinem to małżeństwo z rozsądku, a nie z miłości; na zdjęciu patriarcha i prezydent Rosji w 2019 r.

Foto: EPA/YURI KOCHETKOV/pap

Wiek XXI będzie wiekiem religii albo nie będzie go wcale” – miał powiedzieć w latach 70. ubiegłego wieku francuski pisarz André Malraux. Jego przepowiednię podjął kilkanaście lat później nawrócony na katolicyzm francuski publicysta i pisarz André Frossard, który spopularyzował te słowa i sprawił, że stały się znakiem rozpoznawczym tych, którzy sprzeciwiali się wielkiemu nurtowi sekularyzacyjnemu, jaki przetaczał się przez Europę od lat 60. XX wieku.

Upadek komunizmu i rola w tym procesie Jana Pawła II, odradzanie się religijności w krajach postsowieckich, w tym w Rosji, ofensywa chrześcijaństwa zielonoświątkowego – to wszystko wzmacniało nadzieję na wielki powrót religii, a konkretniej chrześcijaństwa. Sekularyzacji w przestrzeni zachodniej zatrzymać się jednak nie udało, bo tamtejsze społeczeństwa dechrystianizują się w tempie błyskawicznym. W krajach dawnego obozu komunistycznego z kolei nadal wiarę praktykuje zdecydowana mniejszość obywateli.

Czytaj więcej

W Rosji coraz więcej islamu. „Niekontrolowana fala imigrantów”

Jednocześnie wspomniana przepowiednia potwierdza się na naszych oczach. Jeśli coś martwi, to co najwyżej fakt, że zdecydowanie nie o takiej religii myśleli Malraux i Frossard, a także Jan Paweł II, który słowa tego pierwszego cytował w książce „Przekroczyć próg nadziei”. Współczesna ekspansja religii realizuje się bowiem często w przestrzeni politycznej, a przynajmniej część z jej przejawów wydaje się być kulturowym regresem, powrotem do form, które wydawały się już dawno przezwyciężone w naszym europejskim postrzeganiu religijności. Znakomitym tego przykładem jest wojna wywołana przez Władimira Putina, która – jeśli dobrze się jej przyjrzeć – jest umocowana w pewnej metafizyce i religijności, bez których dostrzeżenia i zrozumienia nie sposób ją wyjaśnić.

Dwa oblicza prawosławia

Uświadomiły mi to rozmowy z dwoma wybitnymi prawosławnymi teologami, którzy w ostatnich tygodniach gościli w Warszawie. Archimandrytę Cyrila Hovoruna i diakona Andrieja Kurajewa dzieli niemal wszystko. Ten pierwszy jest Ukraińcem, wykładowcą wielu zachodnich uniwersytetów, jego książki są szeroko cytowane w Ukrainie; ten drugi to Rosjanin, kiedyś znany z mediów komentator, obecnie pozbawiony święceń diakonatu przez patriarchę Cyryla, wypędzony z rosyjskich uczelni i zakazany w tamtejszych mediach. Przyjął jurysdykcję innego prawosławnego hierarchy (ale nie chce ujawniać jakiego, by nie dosięgnęło go długie ramię Kremla), wyemigrował do Pragi, gdzie próbuje ułożyć sobie życie na nowo.

Pierwszy z nich, uśmiechnięty, poruszający się sprężystym krokiem, na spotkanie ze mną przyszedł ubrany w sportowym stylu, ten drugi ubrany w tradycyjną riasę, zmęczony, schorowany, pozbawiony wszystkiego, co przez lata zbudował.

Hovorun szybko odpowiada na pytania, jest pełen nadziei na uzdrowienie religii i prawosławia, wierzy w zmianę w Rosji i jej normalność; Kurajew jest pełen goryczy, z bólem analizuje specyfikę nie tylko rosyjskiego prawosławia, ale całego chrześcijaństwa.

Ten pierwszy wydaje się być obrazem nowego, nabierającego mocy prawosławia ukraińskiego, które jest pełne dynamizmu, przekonane, że może wnieść nową jakość do życia religijnego chrześcijańskiego Wschodu. Ten drugi to zaś człowiek świadomy klęski, jaką w pewnym sensie niesie w sobie rosyjskie prawosławie, i szerzej: zalążków choroby polityzacji chrześcijaństwa, jakie obecne są w najgłębszym jego jądrze.

Wiele ich jednak łączy: świetna znajomość Rosji, prawosławia, a także to, że obaj znali prywatnie patriarchę Cyryla. Kurajew został przez niego ukarany wszystkimi możliwymi w prawosławnych kanonach karami, a Hovorun przerwał z nim znajomość, gdy zorientował się, w jakim kierunku zmierza patriarcha.

Obu warto uważnie słuchać. Rozmowa z nimi uświadamia, że nie zrozumiemy Rosji, źródeł jej agresywnej polityki, jeśli nie uwzględnimy perspektywy religijnej.

Zachód jako zło

Obaj moi rozmówcy są przekonani, że religia odgrywa niemałą rolę w agresji Rosji na Ukrainę, choć nie nazwaliby tego konfliktu wojną religijną. – To jest klasyczna wojna zaborcza, taka jak II wojna światowa. Im chodzi o przejęcie terenów i zniewolenie narodu. Wtedy jednak ataku na Polskę nie usprawiedliwiano religią, a Putin i jego ludzie to właśnie robią. Wprost mówią o obronie przed Zachodem wyjątkowej prawosławnej cywilizacji, którą uosabia Rosja. Dla Putina to jest wojna globalna, kosmiczna ze światowym złem – przekonuje o. Hovorun

Jego zdaniem na Kremlu „uważają, że jest to wojna o czystość prawosławia”. – Putin jest przekonany, że celem Zachodu jest podporządkowanie sobie Ukrainy religijnie, duchowo, mentalnie. Kościół katolicki jest jednym z jego osobistych głównych wrogów, ale także wrogów Rosji. Takie myślenie podpowiadają mu główni przedstawiciele rosyjskiej Cerkwi prawosławnej, w tym patriarcha Cyryl. Religia nie jest ani jej powodem, ani przyczyną, a jedynie racjonalizacją tej wojny na potrzeby społeczeństwa rosyjskiego – tłumaczy ukraiński teolog.

Czytaj więcej

Bóg chroni Rosjan na wojnie z Ukrainą? Wierzą w to nawet w FSB

Metafizyczne czy sakralne uzasadnienie tej wojny nie oznacza jednak, jak podkreśla o. Hovorun, że ktokolwiek określa tę wojnę jako świętą. Ten termin jest w narracjach Kremla i patriarchatu moskiewskiego zakazany. Ale, co istotne, wcale to nie oznacza, że Putin i jego otoczenie nie uznają „specjalnej operacji” w Ukrainie za działanie „uświęcone”. – Oni nie używają tego określenia, ale w istocie w to wierzą. Patriarcha Cyryl tuż po rozpoczęciu wojny mówił, że ona ma sens metafizyczny. Nie da się jej wyjaśnić tylko względami politycznymi i ekonomicznymi, ale ona ma głębszy sens duchowy i metafizyczny. Nie powiedział, że jest święta, ale że ma sakralny wymiar, to znaczy, że nie wynika tylko z przyczyn politycznych, ale także duchowych i religijnych. I w to wierzą na Kremlu – podkreśla Hovorun.

Ukraiński teolog jest przekonany, że Putin jest człowiekiem prywatnie wierzącym, tak jak większość jego współpracowników. Rosyjski dyktator nie jest już od dawna komunistą, nie wierzy w ideologię komunistyczną, ale wiele z jej elementów pozostaje nie tylko w jego myśleniu, ale także w ideologii, jaką obecnie wyznaje. – Putin sam bardzo rozczarował się komunizmem i dlatego Cerkiew stworzyła ideologię, która choć nie była już komunistyczna, zawierała wiele elementów tamtego systemu. Dla komunizmu charakterystyczny był pewien rodzaj manicheizmu. On dzielił świat na czarny i biały. Był świat kapitału, który był ontologicznie zły, i świat socjalizmu, który był ontologicznie dobry. I między nimi istniał nieusuwalny spór, którego nie dało się przezwyciężyć. My albo oni. Komuniści nie mogli zawrzeć kompromisu z kapitalistami. I tak samo Putin nie widzi możliwości kompromisu z Zachodem, bo uważa, że ten jest ontologicznym złem, wcieleniem zła, a Rosja jest wcieleniem dobra – wyjaśnia o. Hovorun.

Według niego Putin uważa, że ma misję od Boga, by pokonać światowe zło. „I dlatego nie cofnie się przed niczym, nawet przed użyciem broni jądrowej. Bo zła Zachodu nie można przemienić w dobro, można je tylko unicestwić. Nie jest możliwy kompromis. Światopogląd Putina jest w istocie światopoglądem religijnym, manichejskim, a to wyklucza kompromis”.

A co jeszcze zostało w Putinie z jego przeszłości w KGB? – pytam o. Hovoruna. – Jako kagiebista próbuje wszystko i wszystkich wokół siebie wykorzystywać, dla wyższego celu, za który uważa dominację Rosji w świecie. I dla tych samych celów wykorzystuje Cerkiew, ale także wielu pożytecznych idiotów na Zachodzie, ruch zielonych. Nakłonił Niemców do rezygnacji z energii jądrowej i oparcia ich energetyki na zielonej energii, a także na rosyjskim gazie i ropie. On wykorzystuje także to, co jest dobre na Zachodzie, dla swoich celów. Tak jest z dialogiem. Dialog wykorzystuje jako narzędzie do wpływania na partnerów, nie po to, by osiągać porozumienie, ale by ich przekonać lub przekupić – mówi teolog.

Polityczna asceza? Nie ma mowy

Co ten konglomerat neopogańskich, manichejskich, postkomunistycznych poglądów ma wspólnego z prawosławiem? Odpowiedź o. Andrieja Kurajewa może zaskakiwać. – Prawosławie można rozumieć na różne sposoby. Jeśli pojmować je tylko jako wierność credo, to każdy, kto je wyznaje, jest prawosławnym – podkreśla.

A Hovorun wskazuje, że nie sposób nie przypominać, że Putin sam siebie uważa za prawosławnego. – Ale prawosławie, które wyznaje, jest skażoną wersją chrześcijaństwa. To jest w połowie chrześcijaństwo, a w połowie pogaństwo, forma, która zrodziła się w późnych latach Związku Sowieckiego. ZSRS zwalczał religię, homo sovieticus miał być niereligijny. Nie da się jednak całkowicie wykorzenić religijności z człowieka. I dlatego w miejsce tej klasycznej, katolickiej, prawosławnej, protestanckiej, weszła zewnętrzna forma religijności – magicznej. Zawiera w sobie wiarę w magię, w kontakty duchowe, w numerologię. Putin sam jest numerologiem. To jest też wiara dualistyczna, dzieląca wszystko na część czarną i białą. Taki manicheizm jest wyrazem bardzo prostackiej religijności – wskazuje Hovorun.

Neopogańskie elementy religijności prezydenta Rosji widać także w jego podejściu do Ukrainy. – Pod pewnym względami Putin jest nawet wyznawcą voodoo. W tym systemie istnieją kukiełki, które, gdy je nakłuwasz, skutki owego nakłucia przenoszą na konkretnych ludzi. Dla Putina Ukrainą jest taką właśnie kukiełką, przez którą on chce dotknąć Zachód. On niszczy kukiełkę ukraińską, żeby niszczyć Zachód – przekonuje mnie Hovorun.

Obaj prawosławni teolodzy ze zniecierpliwieniem uśmiechają się, gdy pytam, czy patriarcha Cyryl mógłby lub chciał przywrócić Władimira Putina do porządku, pouczyć go w kwestiach religijnych. To – tłumaczy Kurajew – byłoby całkowicie niezgodne z duchowym i politycznym DNA prawosławia, w które wpisana jest specyficzna symfonia władz państwowych i hierarchii cerkiewnej. – One nie mieszają się nawzajem w swoje działania – wyjaśnia Kurajew. – Patriarcha i jego synod określają, co jest, a co nie jest herezją, a organy państwowe tylko to przyjmują i egzekwują, a nie zajmują się ocenianiem, czy to słuszna decyzja. Ale i odwrotnie, jeśli imperator wypowiada wojnę, to nie jest zadaniem patriarchy ocenianie, czy to wojna sprawiedliwa, czy nie, czy jest moralna, czy niemoralna. Imperator zdecydował i koniec, trzeba błogosławić broń, wspierać wojsko. I dlatego nie ma znaczenia, czy patriarchą jest Cyryl, czy kto inny, bo każdy zachowałby się tam samo, identycznie – przekonuje rosyjski teolog.

– Identycznie? – dopytuję, myśląc o innych wspólnotach prawosławnych. Odpowiedź Kurajewa jest jednoznaczna: – Tak. I tak samo zachowałby się patriarcha serbski, rumuński, bułgarski, grecki. Każdy. Taka jest specyfika prawosławia. Istnieją wyjątki, gdy jakiś hierarcha potępi władcę za przemoc, ale każdy z nich jest cudem, który się zdarza bardzo rzadko. W historii Rosji były dwie takie sytuacje. Metropolita Arseniusz potępił uzurpatora na tronie moskiewskim, a drugim był metropolita Filip, który potępił Iwana Groźnego. Więcej się w naszej historii nie powtórzyło, żeby patriarcha wstawił się za skrzywdzonymi i poniżonymi, szczególnie jeśli byli innej wiary.

Czytaj więcej

Kapelan Władimira Putina i jego wojna o prawosławie

Zdaniem Kurajewa patriarcha, biskup może być osobiście ascetą, ale nigdy sobie nie odmówi uzyskania jeszcze odrobiny władzy. – W Kościele katolickim bywa zresztą podobnie. Osobista świętość czy asceza niekoniecznie idą w parze z ascezą polityczną. Władza pociąga i wciąga chrześcijańskich hierarchów. Oni chcą więcej terenów, więcej wiernych, więcej wszystkiego – konkluduje o. Kurajew.

W co wierzy Cyryl

Ciekawe, że Cyryla Hovorun postrzega nieco inaczej. Jego zdaniem patriarcha, wbrew pozorom, wcale nie jest typowym przedstawicielem rosyjskiego prawosławia, które jest po prostu wierne państwu i niezdolne do budowania sprzeciwu wobec niego. On ma własny program polityczny, a jego związek z Putinem „to małżeństwo z rozsądku, a nie z miłości”.

– Cyryl pochodzi ze środowiska nonkonformistów. Nigdy nie lubił KGB, on się w nim zatrudnił, ale zawsze był przeciwko niemu. Putin o tym wie. Cyryl chciałby, żeby to Cerkiew była w Rosji wszystkim, żeby rosyjska Cerkiew prawosławna była w Rosji tym, czym był Kościół katolicki w średniowiecznej Europie, żeby dominowała nad życiem politycznym. Cyryl wierzy, że powinna być ważniejsza niż Kreml, niż Putin. A to oznacza, że w istocie on posługuje się Kremlem do osiągania własnych strategicznych celów. Oferuje mu to, czego władza świecka nie ma, a mianowicie ideologię, która zastąpiłaby komunizm. Cerkiew skonstruowała system ideologiczny, który zastąpił komunizm i który został przyjęty przez naród. Kreml zapłacił jej za to wieloma przywilejami i środkami. To jest symbioza interesów, a nie sympatii – zastrzega ukraiński teolog.

Odpowiadając na pytanie o osobistą wiarę patriarchy Cyryla, o. Hovorun wskazuje, że oczywiście jest o wiele głębsza teologicznie niż poglądy Putina i jego otoczenia, ale i ona skażona jest elementami religijności postsowieckiej. – Charakterystyczna dla niej jest wiara w teorie spiskowe. Cyrylowi pomaga to wyjaśnić wojnę w Ukrainie. Nie istnieją racjonalne wytłumaczenia tej wojny, więc Cyryl musi odwoływać się do teorii globalnego rządu. To dlatego część amerykańskich ewangelicznych chrześcijan popiera Putina, bo oni podzielają te przekonania o światowym spisku. Podobna wiara jest rozpowszechniona także wśród prawosławnych w Polsce – zauważa Ukrainiec.

A może on wcale w te teorię nie wierzy, a jedynie ją cynicznie wykorzystuje? – pytam.

– On w nią wierzy. Kiedyś tak nie było, ale teraz tak jest. Wraca do teorii spiskowej nieustannie w swoich kazaniach, a znam go na tyle, żeby wiedzieć, że jeśli to robi, to znaczy, że tak myśli. Inaczej nie mógłby wyjaśnić tej wojny – powtarza o. Hovorun. I dodaje, że wiara patriarchy, inaczej niż wielu innych prawosławnych hierarchów, nie ma w sobie elementu monarchistycznego. – On w ogóle nie wierzy w carów – wskazuje, a gdy dopytuję o kanonizowanego przez rosyjską Cerkiew prawosławną Mikołaja II, Hovorun się uśmiecha. – Tego cara nie szanuje nie tylko Cyryl, ale i Putin. To „słabeusz”, jak o nim mówią, a takich się w kręgach władzy rosyjskiej nie ceni. Oni cenią carów silnych, takich jak Iwan Groźny czy Piotr I – zaznacza. I nie ma znaczenia fakt, że Piotr I zlikwidował patriarchat i stworzył system zarządzania Cerkwią przez świeckich urzędników, którzy rządzili biskupami. – Komuniści też nie byli dla Cerkwi przesadnie dobrzy, ale obecna rosyjska Cerkiew prawosławna czci nawet Stalina. Putinizm, czyli ideologia stworzona przez Cyryla, jest postmodernistyczny, wyrywa historyczne postaci z ich kontekstu i umieszcza obok siebie. I dlatego w putinowskiej Rosji mogą obok siebie istnieć Stalin, Lenin i Mikołaj II. Oni przecież nie mieli ze sobą nic wspólnego, ale obecna Cerkiew traktuje ich jak braci. Czci Stalina, mimo że on niemal zniszczył prawosławie – wskazuje archimandryta.

Czytaj więcej

Rocznica chrztu Rusi. W wytycznych dla mediów mowa o roli polskich królów

Putin nie jest zatem dla patriarchy nowym carem, który ma przywrócić potęgę Rosji i prawosławiu. – Cyryl mógłby się zgodzić na monarchię tylko wtedy, gdyby to on był monarchą. Jego ideałem jest teokracja. On chciałby, jak papież w średniowieczu, kierować państwami – wskazuje o. Hovorun. To odróżnia Cyryla od wielu innych rosyjskich prawosławnych hierarchów. – Wielu z nich wierzy w monarchię Putina. Dla nich Putin jest nie tyle nowym Mikołajem II, ile nowym bizantyjskim imperatorem. Święcie wierzą, że to jest jego święta misja, że on ma odtworzyć bizantyjskie imperium – mówi ukraiński teolog.

Tak się broniliśmy, aż doszliśmy do Alaski

Monarchistyczne marzenia ani nawet osobiste ambicje Cyryla nie są jednak wcale największym problemem rosyjskiego prawosławia. Na jakie cierpi choroby? Oprócz wspomnianej niezdolności do politycznego ascetyzmu, do rezygnacji z władzy, diakon Kurajew wskazuje na „korporacyjne zakochanie w samym sobie”. – Rosyjska Cerkiew prawosławna to organizacja, w której pokutę proponuje się tylko jednostkom, ale już Cerkiew kajać się nie musi. Ona uznaje też, że tylko nas zawsze prześladowano, a my nikogo i nigdy. W cerkiewnych podręcznikach historii nie ma nic o tym, jak paliliśmy starowierów, jak kozacy mordowali Żydów, nie ma też nic o prawdziwej rosyjskiej historii. My, według tych podręczników, tylko się broniliśmy, nigdy nie napadaliśmy, i to tak bardzo się broniliśmy, aż doszliśmy do Alaski. Prawosławie też tylko cierpiało, nigdy nikogo nie atakowało – mówi Kurajew.

Hovorun uzupełnia: – Choroba rosyjskiego prawosławia ma wiele symptomów: antysemityzm, antyzachodniość, przekonanie o własnej misji, o wyjątkowości Rosji, która ma – jak to ujmował Dostojewski – zbawić świat. I wielu na Zachodzie tak spogląda na Rosję – jako na unikalną formę kultury. Ale to jest jedna z najbardziej zgubnych cech kultury i cywilizacji rosyjskiej.

– Jeśli mamy mówić o przezwyciężeniu putinizmu, który jest współczesnym objawem starej choroby – kontynuuje Ukrainiec – to trzeba przede wszystkim odrzucić takie myślenie. Rosja musi zacząć postrzegać siebie jako zwyczajny kraj, a nie jako coś nadzwyczajnego. Zamiast odbudowywać swoją potęgę, powinna odbudować swoją normalność.

Teolog przywołuje tu wybitnego filozofa rosyjskiego Mikołaja Bierdiajewa, który zwracał uwagę, że zamiast budować nową wielką Rosję, należy zacząć budować Rosję zwyczajną, mieszczańską. Tyle że to jest niezmiernie trudne, bo „Rosjanie są albo nihilistami, albo apokaliptykami”.

Jeśli więc Rosja i jej prawosławie chcą się wyleczyć, to pierwszym krokiem musi być wyzbycie się przekonania o jakiejś szczególnej roli rosyjskiej kultury, o tym, że ma ona uzdrowić Europę i świat zachodni. – Tak długo, jak Rosjanie będą zakładali, że mają szczególną misję, tak długo będą usprawiedliwiali nią swoje zbrodnie. Jeśli wierzę, że mam misję od Boga, to wszystko mi wolno. Jeśli ich misją jest zbawić świat, to dopuszczalne są gwałty w Buczy, okrucieństwa w innych miejscach. Misja wyzwala mnie od etyki – uważa o. Hovorun.

Gdy wskazuję, że mesjanizm i przekonanie o wyjątkowej roli Rosji obecne jest w jej myśli przynajmniej od czasów powstania idei Moskwy jako Trzeciego Rzymu, ukraiński prawosławny odpowiada, że dlatego nie jest możliwa szybka zmiana. – Nie sądzę, by tę długą linie historycznego rozwoju rosyjskiego mesjanizmu można było po prostu przerwać. Wojna nauczyła nas, że musimy walczyć z rosyjskim mesjanizmem na poziomie idei, musimy zdusić tę ideę u jej korzeni. Mesjanizm rosyjski nie jest po prostu intelektualną grą, ale prowadzi ku rzeczom strasznym, ku zbrodniom. I dlatego musi być to zwalczane, żeby taka wojna jak w Ukrainie nie powtórzyła się w państwach nadbałtyckich, Czechach czy Polsce – mówi ukraiński teolog.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Patriarcha Cyryl i wrogie siły

Czy taka zmiana jest w ogóle możliwa? – Niemcom się udało, a oni także byli przekonani o zasadniczej wyższości i misji swojej kultury. Chcieli, jak teraz Rosja, zbawić Europę od nihilizmu, dekadencji – przypomina.

– W Niemczech byli myśliciele, tacy jak Tomasz Mann czy Dietrich Bonhoeffer – wskazuję.

– To były jednostki, masy myślały inaczej. A i w Rosji znajdziemy obecnie postaci, takie jak właśnie Bonhoeffer czy Mann. Choćby Władimir Sorokin (pisarz, sygnatariusz apelu o szerzenie w Rosji wiedzy o wojnie w Ukrainie – red.) czy Igor Nawalny (uwięziony lider opozycji– red.), choć oczywiście to też tylko jednostki. Warto jednak przypomnieć, że mesjanizm niemiecki zmienił się w antymesjanizm, a naród niemiecki zmienił się w normalny europejski naród – zaznacza o. Hovorun. I dodaje: – To jest jedyna droga dla ocalenia Rosji. Jeśli to się nie zmieni, jeśli Rosjanie nie zrozumieją, że nie mają szczególnej misji, to nic się nie zmieni.

Wiek XXI będzie wiekiem religii albo nie będzie go wcale” – miał powiedzieć w latach 70. ubiegłego wieku francuski pisarz André Malraux. Jego przepowiednię podjął kilkanaście lat później nawrócony na katolicyzm francuski publicysta i pisarz André Frossard, który spopularyzował te słowa i sprawił, że stały się znakiem rozpoznawczym tych, którzy sprzeciwiali się wielkiemu nurtowi sekularyzacyjnemu, jaki przetaczał się przez Europę od lat 60. XX wieku.

Upadek komunizmu i rola w tym procesie Jana Pawła II, odradzanie się religijności w krajach postsowieckich, w tym w Rosji, ofensywa chrześcijaństwa zielonoświątkowego – to wszystko wzmacniało nadzieję na wielki powrót religii, a konkretniej chrześcijaństwa. Sekularyzacji w przestrzeni zachodniej zatrzymać się jednak nie udało, bo tamtejsze społeczeństwa dechrystianizują się w tempie błyskawicznym. W krajach dawnego obozu komunistycznego z kolei nadal wiarę praktykuje zdecydowana mniejszość obywateli.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku