Strategie polegające na budowaniu miast czy osad od lat cieszą się wielką popularnością. Kariera tego gatunku zaczęła się od „Sim City”, a do najlepszych jego reprezentantów należą „The Settlers”, „Anno” i „Cities”. Gra „Terra Nil” wywraca ten schemat do góry nogami. Zamiast dzikiej puszczy, na zgliszczach której gracze budowali miasta, tu dostają zgliszcza, na których muszą zasadzić puszczę.
Zaczyna się od olbrzymich połaci suchej, gołej ziemi. Nie rośnie tu nic, bo gleba jest toksyczna, cywilizacja runęła w gruzy, a rzeki dawno temu wyschły. Postawienie olbrzymich turbin wiatrowych na litej skale zapewnia energię i pozwala napędzić kolejne inwestycje: użyźnić pola, nawodnić koryta rzek, zaprojektować biomy. Dzięki umiejętnie przeprowadzonej irygacji jałowe tereny odżyją. Z czasem wyrosną tu kwieciste łąki, gęste lasy deszczowe, pojawią się też sfery subpolarne i rafy koralowe. No i zwierzęta!
Czytaj więcej
Twórcy „Spiskowca z sąsiedztwa” przyglądają się ludziom, którzy blisko trzy lata temu szturmowali amerykański Kapitol.
Odwrócenie znanego z innych gier mechanizmu zmusiło twórców „Terra Nil” do nieco innego podejścia. Przecież przy odbudowie świata nie mogą już rządzić wyłącznie zasady kapitalistycznej ekonomii. Stąd gra ma więcej elementów logicznych niż czysto strategicznych. Kluczem do sukcesu jest umiejętne rozmieszczanie urządzeń i oszczędzanie surowców.
Wydana niedawno wersja na konsolę Switch zaskakuje czytelną grafiką i wygodnym sterowaniem. Nie jest przy tym skomplikowana. Nawet na najwyższym poziomie trudności przeciętny gracz poradzi sobie z wyzwaniami i będzie się bawił. Gdyby tylko w rzeczywistości przywracanie przyrody do władzy było takie proste… A może jest proste i tylko nam się nie chce nic zrobić?