„Spiskowiec z sąsiedztwa”: Z naiwności, głupoty i przywiązania do kraju

Twórcy „Spiskowca z sąsiedztwa” przyglądają się ludziom, którzy blisko trzy lata temu szturmowali amerykański Kapitol.

Publikacja: 24.11.2023 17:00

„Spiskowiec z sąsiedztwa”, reż. Alexandra Pelosi, dyst. VOD: HBO Max

„Spiskowiec z sąsiedztwa”, reż. Alexandra Pelosi, dyst. VOD: HBO Max

Foto: materiały prasowe

Może to truizm, ale 6 stycznia 2021 r. przejdzie do historii Stanów Zjednoczonych. Tego dnia niezadowolony z wyborczej klęski Donalda Trumpa tłum ruszył na budynek Kapitolu w Waszyngtonie, jeden z symboli amerykańskiej demokracji. Protestującym udało się wedrzeć do środka i przerwać obrady Kongresu zmierzające do powołania Joe Bidena na urząd prezydenta. Służby zostały zmuszone do ewakuowania kilku budynków. Zapewniły bezpieczeństwo politykom, ale nie zdołały zapanować nad napastnikami.

Atakujący splądrowali biurka kongresmenów i senatorów, wybijali okna, niszczyli meble, rabowali dzieła sztuki i komputery, wreszcie zdemolowali gabinet spikerki Izby Reprezentantów, demokratki Nancy Pelosi. Nawoływali do zamordowania jej, podobnie jak i do powieszenia wiceprezydenta Mike’a Pence’a. Pobili ochroniarzy i dziennikarzy, uszkodzili im sprzęt, jednak ostatecznie zostali wyparci z budynku przez siły porządkowe. W wyniku starcia zginęło pięć osób, choć tylko jedna z rąk policji.

Amerykańska dziennikarka i reżyserka Alexandra Pelosi, swoją drogą córka rzeczonej Nancy, postanowiła przyjrzeć się tym ludziom. Poznać ich bliżej, odkryć przyczyny ich zaangażowania w szturm, dowiedzieć się, czy to wydarzenie coś zmieniło w ich życiu. A raczej – co zmieniło, ponieważ większość z nich została po ataku aresztowana i następnie skazana na więzienie.

Czytaj więcej

„Mortal Kombat 1”: Kręgosłupy łam z humorem

Ci, którzy zgodzili się z nią porozmawiać, to w sumie zwykli ludzie, z reguły mający za sobą trudną przeszłość bądź problemy psychiczne. Ot, były zapaśnik, niespełniony wojskowy, członek więziennego gangu supremacyjnego, fan parkouru mający za sobą kilka klas specjalnych, wreszcie mało znany raper. Na poprzedzające szturm wystąpienie Trumpa przybyli z nudy lub z ciekawości, czasami ze wściekłości lub za sprawą… rozczarowania miłosnego, jakim okazał się związek z prostytutką. A potem dali się ponieść tłumowi. Z hasła na hasło, z okrzyku na okrzyk, coraz mocniej wierzyli w to, że wybory zostały sfałszowane i trzeba na to zareagować. Przemówić politykom do rozsądku. Obudzić ich, a jak to nic nie da, zawalczyć o Amerykę.

Ludzi tych nie da się sprowadzić do jednego mianownika ani też określić mianem stereotypowych antydemokratów, faszystów, rasistów czy politycznych oszołomów (jak nazywano ich później w sieci). Choć jednocześnie rozmówcy Pelosi to niesamowita mieszanka społeczna. Jeden z nich jest gejem i żyje z mężem, drugi w przeszłości wspierał Baracka Obamę, trzeci przyjechał na demonstrację elektryczną teslą, a w przeszłości był zadeklarowanym wegetarianinem. Trafił się też człowiek, który głosował na Bidena, a na demonstrację poszedł z ciekawości, oraz dziewczyna, dla której miała to być fajna wycieczka, okazja do zwiedzenia stolicy z wujkiem.

Wszyscy twierdzą, że drugi raz nie popełniliby tego błędu, nie szturmowaliby Kapitolu. Jednocześnie w większości wciąż są przekonani, że wybory zostały sfałszowane i że ich prezydenta w sposób nieuczciwy pozbawiono władzy. Czasami wyznają teorie spiskowe, choćby takie, że za wydarzeniami z 6 stycznia stoi lewica, która chciała w ten sposób wyeliminować Trumpa z życia politycznego. I zrobiła to całkiem skutecznie.

Alexandra Pelosi uważa, że jej rozmówcy nie są złymi ludźmi, lecz po prostu popełnili błąd. Na pewno mieli za sobą trudne doświadczenia albo czuli się zagubieni, obawiali się nadchodzących zmian. Z całą pewnością jednak znajdowali się w innej bańce społecznościowej niż zwolennicy Bidena. Czytali inne posty, śledzili inne doniesienia, byli karmieni innymi faktami. Wreszcie – okazali się łatwowierni, zaślepieni przez medialną propagandę, a zarazem gotowi walczyć za swój kraj. Być może to właśnie największe niebezpieczeństwo, z jakim świat będzie musiał się w przyszłości zmierzyć – naiwność ludzi i chaos informacyjny buchający z sieci.

Może to truizm, ale 6 stycznia 2021 r. przejdzie do historii Stanów Zjednoczonych. Tego dnia niezadowolony z wyborczej klęski Donalda Trumpa tłum ruszył na budynek Kapitolu w Waszyngtonie, jeden z symboli amerykańskiej demokracji. Protestującym udało się wedrzeć do środka i przerwać obrady Kongresu zmierzające do powołania Joe Bidena na urząd prezydenta. Służby zostały zmuszone do ewakuowania kilku budynków. Zapewniły bezpieczeństwo politykom, ale nie zdołały zapanować nad napastnikami.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi