Już ponad 30 lat upłynęło od premiery „Mortal Kombat”, jednej z najpopularniejszych gier turniejowych czasów komputerów 16-bitowych. To była prosta, dwuwymiarowa produkcja, na której digitalizowani karatecy okładali się na efektownych arenach. Popularność zdobyła dzięki dopracowanej grafice, bardzo przyjemnym walkom, no i niesamowitej brutalności. To właśnie w tym tytule przeciwnikom łamało się karki i wyrywało kręgosłupy, co budziło przerażenie nie tylko u psychologów.

Czytaj więcej

„Leśne rozdanie”: Wiewiórka nie przy sośnie

Od tego czasu ukazało się kilkadziesiąt kolejnych gier, parę filmów kinowych, a nawet serial internetowy. Dość powiedzieć, że „Mortal Kombat 1” jest już drugim rebootem cyklu. Buduje uniwersum na nowo, sporo uwagi poświęcając warstwie fabularnej i życiu wojowników. Przemoc próbuje zrównoważyć slapstickiem, humorem nie zawsze najwyższych lotów. Mimo to doskonale bawi. To naprawdę udana, dopracowana pozycja. Pojedynki są dynamiczne, wciąż brutalne, wymagające od początkujących godzin ćwiczeń. Nowością jest możliwość ściągnięcia na pomoc innego wojownika. Pojawia się tylko na chwilę, żeby zadać potężny cios przeciwnikowi. To fajne rozwiązanie, choć traci nieco na tym zbalansowanie pojedynku. Zapowiedziane poprawki pewnie rozwiążą ten problem.

W promocję gry zaangażował się aktor Jean-Claude Van Damme. Wkrótce – za dodatkową opłatą – będzie można ściągnąć wzorowaną na nim postać. To Johnny Cage, bohater znany już z pierwszej części gry, tej z 1992 roku. Już wtedy do złudzenia przypominał słynnego belgijskiego karatekę. Fani cyklu na pewno docenią ten gest.