Galicja zakonserwowana w auszpiku

Emigranci z Galicji, głównie górale z Podhala, zamieszkali w Chicago w parafiach Jackowo i Wacławowo oraz okolicach Pulaski Street. Z czasem ta dzielnica zyskała miano Polish Village (polska wioska), choć liczyła więcej mieszkańców niż większość polskich miast.

Publikacja: 01.12.2023 17:00

Galicja zakonserwowana w auszpiku

Foto: mat.pras.

Nastał 12 listopada 1918 roku. Galicja była martwa, a jej ciało rozpadło się na wiele części. Część zachodnią zajęła Rzeczpospolita Polska, wschodnią – Zachodnioukraińska Republika Ludowa, a kilka separatystycznych powiatów pozostawało bezpańskich. Austriaccy urzędnicy i żołnierze, którzy kontrolowali prowincję od pokoleń, zniknęli. Cesarz-król miał już wkrótce udać się na wygnanie. Jednak Galicjanie – lub przynajmniej większość z nich – wciąż mieszkali w tych samych co zawsze domach, miastach i wsiach. Teraz przeżywali szok, próbując dostosować się do nowej sytuacji, pozbawionej znajomych ram politycznych i prawnych, które istniały zaledwie kilka tygodni wcześniej.

W Krakowie oraz okolicach zbierali się polscy ochotnicy, by pomaszerować na Lwów i wziąć udział w walkach o miasto. IV Kompania Sądecka wyruszyła z Nowego Sącza, zanim jeszcze powstało Wojsko Polskie. (...)

Na południe od Nowego Sącza dwa pokaźne powiaty – należące niegdyś do Węgier Spisz (Szepes, 3700 km kw.) i Orawa (Árva, 2019 km kw.) – stały się przedmiotem sporu między Polakami a Słowakami. We Lwowie przewagę mieli powstańcy ukraińscy. Polscy mieszkańcy miasta przeżywali męki zwątpienia, oczekując na pomoc. (...)

W drugiej połowie listopada 1918 roku przyszłość byłej Galicji rysowała się zatem w niezwykle niepewny sposób, a mało kto miał czas, by zatrzymać się i zastanowić nad możliwym rozwojem wypadków. Najmniej prawdopodobne było odłączenie się od nowej Rzeczpospolitej Krakowa i Galicji Zachodniej. Zapowiadało się natomiast, że o losie wszystkich pozostałych obszarów zadecyduje brutalna próba sił. Mocarstwa zachodnie ogłosiły plany zwołania wielkiej międzynarodowej konferencji pokojowej, lecz ich zdolność do wyegzekwowania jej postanowień poza terytoriami Niemiec i Austrii od początku podawano w wątpliwość. Trudno było też ustalić, jakimi względnymi siłami dysponują poszczególne walczące strony. Chronieni przez ciągłą obecność wojsk niemieckich ukraińscy przywódcy w Kijowie najwyraźniej zamierzali połączyć się ze Lwowem i utworzyć „Wielką Ukrainę”. Mapy „etnicznego terytorium ukraińskiego” uwidaczniały roszczenia sięgające aż po okolice Krakowa.

Borykająca się z licznymi trudnościami Rzeczpospolita Piłsudskiego ze stolicą w Warszawie stała przed wyzwaniami terytorialnymi na północy (w Prusach), na zachodzie (w Poznaniu), na wschodzie (na Litwie i Białorusi), na południowym zachodzie (na Śląsku), a także na południowym wschodzie (w Galicji Wschodniej) i trzeba było dopiero ustalić, którą z tych spraw należy traktować priorytetowo. (...)

Żyjąc w warunkach ciągłego konfliktu, mieszkańcy dawnej Galicji mieli przez następne dwie dekady tęsknić za utraconym poczuciem stałości. W początkowej fazie niepodległości byłe królestwo miało miotać się od rozpaczy do nadziei podczas wojen polsko-ukraińskiej 1918–1919 i polsko-bolszewickiej 1919–1921 oraz niekończących się rozmów prowadzonych przez zachodnich rozjemców w latach 1919–1924.

Czytaj więcej

„Anioł śmierci z kilku stron”: Gawędy wokół śmierci

Ukraińcy nie jechali w ciemno

W 1918 roku mijały cztery dekady, odkąd galicyjska diaspora zaczęła masowo opuszczać ojczyznę. Przez te kilkadziesiąt lat emigranci zdążyli dotrzeć na wszystkie kontynenty świata i przeniknąć do wszystkich dziedzin życia. Podczas I wojny światowej miliony spośród nich straciły kontakt z ojczyzną, a w obliczu mnogości toczących się konfliktów szybko porzuciły wszelką myśl o powrocie do domu. Najstarsi z tych, którzy wyjechali, zdążyli już umrzeć na obczyźnie. (...)

Od lat 80. XIX wieku do USA przybywały dziesiątki tysięcy galicyjskich Polaków. Zazwyczaj najmowali się oni do pracy w kopalniach, hutach, tkalniach i przy hodowli zwierząt, osiedlali się zaś w parafiach rzymskokatolickich. Wiele takich „narodowych parafii” powstało w Pensylwanii, Wirginii Zachodniej, New Jersey oraz na Środkowym Zachodzie; w samym Chicago było ich 43. Częste były również parafie łączone, w których gromadzili się katolicy z Polski, Słowacji i Słowenii.

Ogromna, prężna enklawa galicyjska wyrosła na przedmieściach Chicago – miasta, które doświadczyło szybkiego rozwoju w epoce największego nasilenia imigracji. Skupiona w dzielnicy Avondale na jego północnym zachodzie polska społeczność, obejmująca licznych górali z Podhala, zamieszkiwała parafie Jackowo i Wacławowo oraz okolice Pulaski Street; z czasem ta część Chicago zyskała miano Polish Village (polska wioska), choć liczyła więcej mieszkańców niż większość polskich miast. Założona w 1869 roku wraz z kościołem Zmartwychwstańców dzielnica imienia św. Stanisława Kostki wzięła swoją nazwę od tragicznej pożogi w kopalni w Avondale w Pensylwanii. Sama spłonęła dwa lata później w wielkim pożarze Chicago, lecz szybko się odrodziła – nieustanny napływ imigrantów napędzał budowę nowych domów i fabryk. Odbudowany „Stan. Kostka” stał się centrum polskiego życia, a nieopodal wyrosły później bazylika św. Jacka (1894) i kościół św. Wacława (1912).

Erazm Jerzmanowski (1844–1909) miał silne związki z Galicją zarówno przed swoim trzydziestoletnim pobytem w Ameryce, jak i po powrocie stamtąd. Pochodzący z Tomisławic Jerzmanowski służył w czasie powstania styczniowego 1863 roku pod rozkazami generała Langiewicza, uczestnicząc w odwrocie jego wojsk do powiatu tarnowskiego. Zmuszony do emigracji wyjechał do USA, gdzie doskonale poradził sobie w interesach, produkując i instalując oświetlenie gazowe. W latach 80. XIX wieku był ponoć najbogatszym Polakiem w Ameryce. Przeszedłszy w 1896 roku na emeryturę, powrócił do Galicji, gdzie zbudował pałac w Prokocimiu pod Krakowem i poświęcił się filantropii.

Wielu Ukraińców z Galicji udawało się tam, dokąd Polacy – do Pensylwanii, New Jersey czy na Środkowy Zachód USA. Jednak w 1891 roku pewien emigrant z Kałusza koło Stanisławowa wybrał inny kierunek. Usłyszawszy od niemieckich sąsiadów, że w zachodniej Kanadzie łatwo o ziemię rolną, Iwan Pyłypiw (1859–1936) popłynął z kolegą do Halifaksu w Nowej Szkocji, przemierzył kontynent zbudowaną sześć lat wcześniej linią kolejową Canadian Pacific Railway i dotarł do Josephburga w okręgu Alberta na rozległych Terytoriach Północno-Zachodnich. Stwierdziwszy, że na miejscu otwierają się doskonałe perspektywy dla europejskiego osadnictwa w rezultacie podpisania szóstego traktatu z Pierwszymi Narodami, włączenia osady Edmonton do Kanady i ukończenia kolei Calgary-Edmonton, wrócił do Galicji po rodzinę, a wraz z nią zabrał grupę innych emigrantów. Przyjechawszy z powrotem do Alberty, która nie była jeszcze wówczas prowincją, nabył położony 25 kilometrów na wschód od Edmonton szmat gruntu i założył tam kolonię Edna-Star. Jako pierwszy spośród ponad miliona Pyłypiw jest uważany za ojca założyciela ukraińskiej emigracji na zachodzie Kanady.

Emigrujący do Kanady Ukraińcy nie musieli jednak jechać w ciemno. Dzięki starannemu zaplanowaniu całego przedsięwzięcia przez lwowskiego wykładowcę agronomii profesora Osypa Oleskiwa (1860–1903) wyjeżdżali w zorganizowanych i dobrze poinformowanych grupach. (...)

Napływ emigrantów z Galicji nieuchronnie zaowocował masą galicyjskich nazw miejscowości w Kanadzie. Klasycznym przykładem jest ochrzczony przez rusofila Teodora Nemirsky’ego Wostok w prowincji Alberta. Alberta może pochwalić się również miejscowościami lub okręgami szkolnymi o nazwie Buchach, Lwiw, Jaroslaw, Kolomea, Peremysl i Stanislawow. Saskatchewan ma: Lemberg, Halicz, Sambor, Sniatyn, Stanisloff i  Zbaraz. W Manitobie są Trembowla i Medika oraz kolejne Halicz, Jaroslaw i Zbaraz.

Bełz na Brooklynie

Emigracja galicyjskich Żydów do Ameryki poskutkowała wyraźną antypatią między starszymi, zakorzenionymi społecznościami żydowskimi – głównie pochodzenia rosyjskiego lub niemieckiego – a przybyszami. „Dobrze wiadomo – stwierdził jeden z Galicjan – że Żydzi rosyjscy, […] a zwłaszcza litewscy, nienawidzą rumuńskich i galicyjskich jeszcze bardziej, niż goje nienawidzą Żydów jako takich”. Temperatura panujących animozji wystarczyła, aby w 1904 roku w Nowym Jorku powstała Federacja Żydów Galicyjskich i Bukowińskich Ameryki. (...)

Czytaj więcej

Józef Hen: Warto mieć talent, ale natchnienie bywa problematyczne

Podobnie jak w Galicji chasydzi trzymali się osobno. Wybraną przez nich lokalizacją w Nowym Jorku była dzielnica Boro Park na Brooklynie, która koncentruje się wokół 13 Alei na wschód od mostu Verrazano-Narrows. Niegdyś nazywana Blythebourne i zamieszkana przez Irlandczyków oraz Włochów, Boro Park stała się najpierw miejscem osiedlania się żydowskich ortodoksów, którzy założyli tam w 1902 roku synagogę Temple Beth-El, po czym została przejęta przez serię sekt chasydzkich i zyskała w rezultacie miano „stolicy wyżu demograficznego USA”. Dziś ludność dzielnicy znacznie przekracza 100 tysięcy i stanowią ją w 85 procentach Żydzi, głównie chasydzi.

Największą z tamtejszych sekt – dynastią Bobow (chasydów z Bobowej) – kieruje od 2005 roku piąty wielki rabin Ben Cion Halberstam, który jest prawnukiem pierwszego bobowskiego rebe. Druga co do wielkości grupa Bobov-45 jest odłamem tej pierwszej. Wywodząca się z galicyjskiego Bełza starsza sekta Belz przybyła do Boro Park jeszcze przed I wojną światową, choć jej siedziba znajduje się obecnie w Jerozolimie, gdzie doszło do spektakularnego rozłamu z sektą Satmar na tle ideologii syjonistycznej. Grupy te przeniosły w XXI wiek wierzenia i styl życia XIX-wiecznego galicyjskiego sztetlu. Ściśle przestrzegają prawa religijnego, noszą tradycyjne stroje, jedzą koszerne potrawy i zakładają duże rodziny, wydając na świat przeciętnie od sześciorga do siedmiorga dzieci, które kształcą się w religijnych jesziwach. Słysząc syrenę w piątkowy wieczór, spieszą do domu, by zamknąć drzwi przed zachodem słońca i rozpocząć szabat. Bez końca wystawiają też na próbę cierpliwość swoich nieżydowskich sąsiadów, otaczając całe okolice drutem w ramach obrzędu eruw. Krótko mówiąc, jest to stara Galicja zakonserwowana w auszpiku [galareta stosowana w kuchni żydowskiej – uwaga red. PM].

Fragment książki Normana Daviesa „Galicja. Historia nie narodowa”, przeł. Bartłomiej Pietrzyk, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Znak, Kraków 2023 r.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Norman Davies jest cenionym brytyjsko-polskim historykiem. Wydał m.in. „Boże igrzysko (Historia Polski w dwóch tomach)” (1989), „Orzeł biały, czerwona gwiazda, Wojna polsko-sowiecka 1919–1920” (1997), „Powstanie ’44” (2004), „Zaginione królestwa” (2010).

Nastał 12 listopada 1918 roku. Galicja była martwa, a jej ciało rozpadło się na wiele części. Część zachodnią zajęła Rzeczpospolita Polska, wschodnią – Zachodnioukraińska Republika Ludowa, a kilka separatystycznych powiatów pozostawało bezpańskich. Austriaccy urzędnicy i żołnierze, którzy kontrolowali prowincję od pokoleń, zniknęli. Cesarz-król miał już wkrótce udać się na wygnanie. Jednak Galicjanie – lub przynajmniej większość z nich – wciąż mieszkali w tych samych co zawsze domach, miastach i wsiach. Teraz przeżywali szok, próbując dostosować się do nowej sytuacji, pozbawionej znajomych ram politycznych i prawnych, które istniały zaledwie kilka tygodni wcześniej.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi