Jan Maciejewski: Duch czasu czy duch ciała

W kobiecym ciele, bardziej niż w jakimkolwiek innym miejscu we Wszechświecie, odbija się rzeczywistość roli.

Publikacja: 28.07.2023 17:00

Jan Maciejewski: Duch czasu czy duch ciała

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Spraw abym miała dzieci, inaczej umrę” – wykrzykuje w Księdze Rodzaju Rachela do swojego męża. I ten krzyk pozostaje wciąż w mocy, pomimo upływu tysiącleci. Nie dobywa się on ze splotu społecznych zależności, kulturowych przesądów i kontekstów, tylko z wnętrza ciała. Z piersi, które chcą być ssane, łona pragnącego być wypełnionym, całego ciała domagającego się bólu i ekstazy rodzenia. Rachela nie chce mieć dzieci, dlatego że inne je mają. Czy po to, żeby potwierdzić swój status w grupie społecznej. To nie jest element jej planu na życie, takiego akurat w tamtych okolicznościach, dzisiaj przybierającego zapewne zupełnie inny kształt. Nie mówi, że chce, wydaje jej się, że jest gotowa, ma taką potrzebę, tylko łapie Jakuba za fraki i stawia mu warunek – masz sprawić, żebym miała dzieci, bo inaczej mnie nie będzie. Podniosła wtedy głos czy wysyczała – tak jak to potrafią robić tylko kobiety – te słowa, że zabrzmiały w uszach jej męża jeszcze głośniej, niż gdyby zdarła gardło. Tak czy inaczej Jakub zrozumiał, że ma tu do czynienia z jedną z tych sił, z którymi nie wolno się spierać. Że to błaganie jest rozkazem. On, który walczył nad brzegiem strumienia z Aniołem, usłuchał potulnie swojej żony.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski. Antygona na Wołyniu

Kobiece ciało, jak prawie wszystko na świecie, jest opowieścią. Jedną z najbardziej zawikłanych, ale może przez to tak wciągających i pociągających. To osobny świat, który czeka na to, by ktoś go zamieszkał. Fabuła domagająca się bohatera. Czym jest wzgórze, na które nikt nie próbuje się wspiąć, albo po co dolina, w której echem nie odbija niczyj śmiech, czy zbocze, po którym nikt się nigdy nie sturla? Można je z daleka obserwować, wysyłać drony i sondy badawcze, ale żaden z tych wynalazków nie będzie w stanie tam zamieszkać. Mężczyzna bywa tu tylko gościem, przybyszem z innej planety; naprawdę zamieszkać, wypełnić sobą ten świat, rozświetlić od środka sensem potrafi tylko dziecko. A ciało – męskie również, ale nie aż tak przejmująco jak kobiece – opuszczone przez swoje przeznaczenie staje się puste. Tym rodzajem pustki, który jest jak wiertło, dokopuje się coraz głębiej, boli coraz mocniej. I nawet, a może zwłaszcza wtedy, gdy to przeznaczenie zostało zmienione odgórnym nakazem, przez biologiczną bezpłodność czy powołanie do samotności, jak u kobiet konsekrowanych, sens, główna linia narracyjna tej opowieści, pozostaje wyraźny. W tych ciałach rozbrzmiewa tak samo krzyk Racheli, nie ulega zaprzeczeniu czy wyparciu, ale ich przeciwieństwie – afirmacji przez tęsknotę. Dzięki temu krzyk staje się pieśnią, układa w melodię, ale ani na chwilę nie cichnie.

W kobiecym ciele, bardziej niż w jakimkolwiek innym miejscu we Wszechświecie, odbija się rzeczywistość roli. Zadania, które każdemu z nas zostają przypisane jeszcze przed przyjściem na świat. 

W kobiecym ciele, bardziej niż w jakimkolwiek innym miejscu we Wszechświecie, odbija się rzeczywistość roli. Zadania, które każdemu z nas zostają przypisane jeszcze przed przyjściem na świat. Można je spełnić albo nie, podjąć albo zachować w ziemi jak najmarniejszy ze sług swój talent. Ale ono zawsze będzie, nie zniknie. Można nie wiem jak zaciekłą wojnę rozpętać przeciwko ciału, drenować go z sensu, drylować z przeznaczenia, ono i tak upomni się zawsze o swoje. Zrobi to smutkiem, rozpaczą, umieraniem za życia.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Deep church i pośrednicy w kontakcie z Bogiem

Myślę o Racheli za każdym razem, kiedy dobiegają do mnie echa krucjaty prowadzonej przez pewną grupę publicystów domagających się od Kościoła udzielenia zgody na stosowanie antykoncepcji, „pójścia z duchem czasu”. Co w tym przypadku jest akurat synonimem odejścia od „ducha ciała”. Poddaniem oczekującej na swoich bohaterów krainy regułom gospodarki planowej wjechaniem doń z buldożerami i zapasem kostki brukowej. Dokonaniem oszustwa, szwindlu, którym zdążył się już zmęczyć świat, do którego owi „zwolennicy postępu” próbują doszlusować. Bo Rachela nie zamilknie tak długo, jak po świecie będą chodzić ludzie. I wciąż będzie stosowała swój szantaż: „inaczej umrę”.

Spraw abym miała dzieci, inaczej umrę” – wykrzykuje w Księdze Rodzaju Rachela do swojego męża. I ten krzyk pozostaje wciąż w mocy, pomimo upływu tysiącleci. Nie dobywa się on ze splotu społecznych zależności, kulturowych przesądów i kontekstów, tylko z wnętrza ciała. Z piersi, które chcą być ssane, łona pragnącego być wypełnionym, całego ciała domagającego się bólu i ekstazy rodzenia. Rachela nie chce mieć dzieci, dlatego że inne je mają. Czy po to, żeby potwierdzić swój status w grupie społecznej. To nie jest element jej planu na życie, takiego akurat w tamtych okolicznościach, dzisiaj przybierającego zapewne zupełnie inny kształt. Nie mówi, że chce, wydaje jej się, że jest gotowa, ma taką potrzebę, tylko łapie Jakuba za fraki i stawia mu warunek – masz sprawić, żebym miała dzieci, bo inaczej mnie nie będzie. Podniosła wtedy głos czy wysyczała – tak jak to potrafią robić tylko kobiety – te słowa, że zabrzmiały w uszach jej męża jeszcze głośniej, niż gdyby zdarła gardło. Tak czy inaczej Jakub zrozumiał, że ma tu do czynienia z jedną z tych sił, z którymi nie wolno się spierać. Że to błaganie jest rozkazem. On, który walczył nad brzegiem strumienia z Aniołem, usłuchał potulnie swojej żony.

Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi