W 1981 roku na warszawskim Bródnie powstał oddział leczenia domowego dla osób z doświadczeniem psychozy. Poza lekarzami pracowali na nim: socjolog, filozof i magister lalkarstwa. A także młoda początkująca psychiatrka, dziś już profesor, Katarzyna Prot-Klinger.
Ordynator, docent Andrzej Piotrowski, miał pomysł na to, jak leczyć pacjentów psychotycznych. Wcześniej współpracował z profesorem Bizoniem, który w szpitalu na Nowowiejskiej tworzył podstawy leczenia środowiskowego. Nowowiejska to jednak typowy psychiatryczny moloch, a na Bródnie można było pójść o krok dalej: włączając psychiatrię w struktury szpitala ogólnego, gdzie poza głową leczy się też serce, nerki, wątrobę i całą resztę. Dzięki temu pacjent widział na wypisie stempelek szpitala wojewódzkiego – zamiast stygmatyzującej pieczątki psychiatryka.
Ten pomysł spotkał się początkowo z oporem pozostałych ordynatorów. Prot-Klinger wspomina, że wystosowali nawet list otwarty do dyrekcji.
– Wyrazili w nim obawę o to, że pacjenci w psychozie będą wstawać z łóżek i wędrować po szpitalu, wyrywając innym chorym kroplówki. Trzeba mieć naprawdę małą wiedzę o naturze chorób psychicznych, żeby wpaść na taki pomysł. – Wzrusza ramionami pani profesor, drobna sześćdziesięciolatka o ciemnych, spokojnych oczach i ujmującym uśmiechu.
Na początku pracy w szpitalu robiła to, czego uczono ją podczas studiów: wypytywała pacjentów o objawy i skutki uboczne leków, obserwowała ich zachowania, a potem cyzelowała przepisane im dawki z dokładnością do połowy tabletki. Choć odkąd zaczęła pracę na oddziale psychiatrycznym szpitala bródnowskiego, nie nosiła kitla, ale i tak wydeptywała standardową ścieżkę między gabinetem a łóżkiem. Do momentu, aż pojechała na swoją pierwszą wizytę w ramach utworzonego przez docenta Piotrowskiego zespołu hospitalizacji domowej. Kierowanie tej nowatorskiej jednostki powierzył on socjologowi, Andrzejowi Axerowi, i to właśnie w niej obok personelu medycznego znaleźli zatrudnienie filozof oraz specjalistka lalkarstwa. Praca zespołu wcielała w życie już nie tyle modne, ile oczywiste w krajach Zachodu – a w Polsce wciąż eksperymentalne – idee psychiatrii środowiskowej.