Mniej więcej od połowy ubiegłej dekady przez społeczeństwa zachodnie przetacza się fala tego, co zwykło się określać mianem populizmu. Pojęcie to jest wyjątkowo nieostre, przez co tam, gdzie populiści rządzą od dłuższego czasu i dokonują istotnych zmian w sposobie funkcjonowania państwa, trudno jasno określić, z czym właściwie mamy do czynienia. Widać to również w Polsce. Od ośmiu lat dokonuje się w naszym kraju nienazwana, pełzająca zmiana ustroju państwa. Nie do końca wiadomo, jak nazwać ustrój, w który obecnie rządzący przyoblekli polskie państwo.
Nie ma jednak większych wątpliwości, że wiele z kluczowych dla liberalnej demokracji instytucji i mechanizmów zostało zdemolowanych. Potwierdza to choćby coroczny raport amerykańskiego Departamentu Stanu na temat przestrzegania w poszczególnych państwach praw człowieka, wskazujący zwłaszcza na ograniczenia w wolności prasy. W indeksie wolności Reporterów bez Granic Polska spadła z pozycji 18. (w roku 2015) na 66. (w roku 2022). Jak zauważył redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” Bogusław Chrabota, „analogiczne sytuacje zdarzają się w demokracjach wyłącznie przy okazji zamachów stanu” („Bolesny deficyt wolności”, „Rzeczpospolita” z 26 marca 2023 r.). Czy oznacza to, że Polska stała się demokracją nieliberalną? Zapewne tak, ale takie określenie nie pomaga zrozumieć, z jakiego rodzaju ustrojem mamy właściwie do czynienia. Czy nie doszliśmy do jakiejś innej formy demokracji – ale jakiej? A może jeszcze bardziej adekwatne byłoby uznanie, że krajem demokratycznym już nie jesteśmy, że Polska to de facto jakiś miękki rodzaj autorytaryzmu – np. autorytaryzm konkurencyjny, jak opisują utworzone przez populistów systemy politolodzy Steven Levitsky i Daniel Ziblatt? W naturalny sposób wyczuwamy, że żadna z tych odpowiedzi nie jest do końca satysfakcjonująca, a ustrój, w którym obecnie egzystujemy, jest tworem hybrydowym, łączącym cechy odmiennych na pozór systemów.
Czytaj więcej
Jeżeli Polska i inne państwa naszego regionu faktycznie pragną odgrywać w polityce kontynentu podmiotową rolę, rozszerzenie Unii Europejskiej na wschód byłoby najrozsądniejszym geopolitycznie tego wyrazem. Powstałaby wówczas Europa na miarę XXI wieku.
O dawnym ustroju
Najlepiej będzie chyba zacząć od punktu wyjścia, a więc od owego niedoskonałego, ale posiadającego znaczne zalety ustroju liberalno-demokratycznego, który był w Polsce budowany po roku 1989 i – nie bez znacznych sukcesów, ale i bolesnych deficytów – istniał do 2015 roku. Czym jest demokracja liberalna? Opiera się ona na kilku instytucjonalnych rozwiązaniach, które polegają na tym, że umieszczony w jej nazwie przymiotnik pełni funkcję pewnej korekty czy też zabezpieczenia przeciw temu, na co wskazuje rzeczownik. Demokracja to rządy ludu, rządy większości. Oznacza również powszechną równość wobec prawa. Opiera się na procedurze wyboru władzy w ramach powszechnego głosowania, tj. takiego, w którym uprawnieni są wziąć udział wszyscy dorośli obywatele państwa, bez względu na płeć, tożsamość etniczną, zasobność majątkową czy wszelkie inne cechy, którymi ludzie mogą się różnić pomiędzy sobą. W demokracji tylko taka właśnie, to jest oddolnie legitymowana, powołana do rządzenia przez lud władza faktycznie posiada prawo do rządzenia. Wszystko inne będzie uzurpacją, zaprzeczeniem elementarnej dla ustroju demokratycznego wolności rządzonych, pozwalającej im wskazać tych, których życzą sobie wynieść do rangi rządzących.
Demokrację liberalną charakteryzuje to, że powyższy system obwarowuje pewnymi zabezpieczeniami, które mają chronić wspólnotę jako całość oraz każdego obywatela z osobna przed tym, co w filozofii polityki zwykło się nazywać tyranią większości. Tyrania nie polega bowiem na tym, że całą władzę wbrew woli społeczeństwa dzierży jeden człowiek lub garstka ludzi. Do istoty tyranii należy raczej to, że władza jest sprawowana w sposób arbitralny, niezwiązany żadnymi prawami. Lub – co na jedno wychodzi – że obowiązujące prawa są naruszane lub dostosowywane do woli rządzących. Innymi słowy, z tyranią mamy do czynienia wtedy, kiedy źródłem władzy jest przemoc, a nie perswazja; kiedy we wszystkich ważnych sprawach rozstrzygający jest głos tych, którzy są przy władzy, natomiast formalnie obowiązujące prawa czy uznawane od dawna obyczaje zmuszone są pozostać na marginesie. Jak jasno wynika z tego opisu, również większość może sprawować swoją władzę w tyrański sposób. Może mianowicie narzucać swoją wolę w każdej kwestii siłą swojej liczebnej przewagi. W idei, zgodnie z którą 51 procent społeczeństwa uchwali, by wymordować pozostałe jego 49 proc., co do zasady nie ma nic niedemokratycznego.