Robert Mazurek: Sprawa Kamila i egzekucja w prime time

To jedna z tych chwil, kiedy człowiek jest bezradny i bezsilny. Bezradny, bo nie potrafi pojąć, jak ktoś zdolny jest do czegoś tak okrutnego. I bezsilny, bo nie może cofnąć tragedii. Tylko czy równie bezradne musi być państwo?

Publikacja: 12.05.2023 17:00

Robert Mazurek: Sprawa Kamila i egzekucja w prime time

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Najłatwiej popaść w gniew, we wściekłość nawet. I to reakcja zrozumiała, mnożą się więc, wysuwane przez polityków czy poważnych komentatorów, żądania kary śmierci dla zbrodniarza, wręcz publicznej egzekucji, podszyte nadzieją uwagi, że w więzieniu to mu pokażą. To wezwania do linczu i zemsty. Bank rozbija zażywna gospodyni domowa wzywająca w telewizyjnym materiale do tego, by dać tego typa jej, już ona sobie z nim poradzi. Wściekłość udziela się każdemu, kto pomyśli o zakatowaniu ośmioletniego chłopca, ale emocje, nawet najgorętsze, mają to do siebie, że mijają, a wszystko zostaje po staremu. O to nam chodzi?

Wszystkim zwolennikom kary śmierci mam do powiedzenia tylko dwa słowa: Tomasz Komenda. Przecież wtedy też wszyscy byli pewni, wtedy też wszystko było jasne: degenerat zgwałcił i zamordował młodziutką dziewczynę, powiesić typa, to i tak najłagodniejsza kara, bo przecież należałoby pasy z niego drzeć. Równie silne były niedawne już emocje tłumu, gdy okazało się, że był niewinny. Współczucie i podziw dla niego mieszały się z oburzeniem na prokuratorów oraz sędziów, którzy zmarnowali chłopakowi ćwierć wieku. Nie zrównuję – podkreślam – zwyrodniałego ojczyma Kamila z Tomaszem Komendą, chcę tylko pokazać logikę tłumu.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Taniec lekkich goryli

W tej sprawie najgorsze jest to, że jeśli prawdą jest to, co słyszymy – to system opieki jakoś działał. Z naciskiem na jakoś, czyli marnie. Rozumiem, że brzmi to jak makabryczna kpina, spójrzmy jednak na fakty. Rodziną zajmował się ośrodek pomocy społecznej, który zawiadomił centrum pomocy rodzinie, mieli więc asystenta. Dodatkowo, po ucieczkach chłopca pojawił się w domu kurator. To już trzy osoby.

O dziwo, nawet szkoła zachowała się podobno jak należy. Dlaczego o dziwo? Otóż pierwszą lekcją, jaką odbiera młody nauczyciel, jest uwaga, by się nie wtrącał i nie interesował za bardzo. Rodzice potrafią być bowiem nie tylko bardziej roszczeniowi niż ich potomstwo, ale też równie bezlitośni. Ich metody wychowawcze są najlepsze, zresztą nie belfrowi je oceniać, więc proszę się trzymać z daleka.

W tej sprawie najgorsze jest to, że jeśli prawdą jest to, co słyszymy – to system opieki jakoś działał. Z naciskiem na jakoś, czyli marnie. 

Po kilku odebranych od rodziców ciosach oraz kilku odebranych żenująco niskich wypłatach najbardziej nawet zaangażowany nauczyciel się poddaje. Efekt – szkoła dawno przestała nie tylko wychowywać, ale i dostrzegać, co dzieje się z uczniami, choć w przypadku Kamila zrobiono chwalebny wyjątek.

Do sądu trafił wniosek o odebranie tej rodzinie dzieci, gdyby więc nie ślepa kasta, Kamil by żył... Czyżby? Sędzia, jak słyszymy, nie miał żadnych dowodów na to, że w rodzinie dochodzi do przemocy. Owszem, ewidentnie sobie nie radzą w wielu sprawach, lecz przecież z dumą ogłosiliśmy, że nie odbieramy rodzicom dzieci z powodu biedy. I słusznie, prawda? Sędzia może się bronić, że gdyby zabrała Kamila i rodzeństwo matce, to zapewne obejrzałaby w telewizji dramatyczny reportaż o tym, jak bezduszny potwór w todze niszczy biedną rodzinę.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Dzieci i wnuki

Nie wiem, jaka była w tym wszystkim rola kuratora sądowego, ale on z kolei miał tę rodzinę pod opieką od niedawna. Czy mógł być wnikliwszy? Pewnie mógł, ale czy możemy obarczyć go winą? Może więc musimy uznać, że jakiś system jest, lecz to, czy działa, zależy już tylko od ludzi? Pani z opieki, asystent rodziny, kurator, sędzia, nauczyciele… Pewnie każdy z nich powinien zaangażować się bardziej, włożyć w pracę więcej serca, ale umówmy się, łatwo udziela się takich rad zza warszawskiego biurka.

A bezradność osobistą podzielam. Wydaje się niemożliwe, by ktoś mógł skrzywdzić dziecko w tak wyrafinowany w swym okrucieństwie sposób. Łatwiej pojąć – nie znaczy usprawiedliwić! – szaleńca, który w gniewie, silnym afekcie uderzy zbyt mocno, niż kogoś, kto polewa wrzątkiem, rzuca na rozgrzany piec, łamie ręce i nogi. I obserwującą to bez sprzeciwu, ba, zacierającą ślady matkę czy ciotkę chłopca. Tu już nie psychologa pytać trzeba, a Pana Boga. Boże, dlaczego uczyniłeś nas takimi? Dlaczego potrafimy być aż tak podli?

Najłatwiej popaść w gniew, we wściekłość nawet. I to reakcja zrozumiała, mnożą się więc, wysuwane przez polityków czy poważnych komentatorów, żądania kary śmierci dla zbrodniarza, wręcz publicznej egzekucji, podszyte nadzieją uwagi, że w więzieniu to mu pokażą. To wezwania do linczu i zemsty. Bank rozbija zażywna gospodyni domowa wzywająca w telewizyjnym materiale do tego, by dać tego typa jej, już ona sobie z nim poradzi. Wściekłość udziela się każdemu, kto pomyśli o zakatowaniu ośmioletniego chłopca, ale emocje, nawet najgorętsze, mają to do siebie, że mijają, a wszystko zostaje po staremu. O to nam chodzi?

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS