Kilka lat wcześniej znalazłem ulubione kino w Edynburgu. Bilety dla studentów były po funt sztuka, repertuar mocno artystyczny, ale że lubiłem wtedy – a trochę sympatii mam do dziś – filmy irańskie, to byłem w siódmym niebie. I nie przeszkadzało mi, że w tym kinie można było palić. Takie były czasy, że cały świat był Libanem, gdzie palić nie tylko można, ale i należy, a taksówkarz, gdy odpala sobie w korku drugiego papierosa, zawsze częstuje. Aha, były to lata 90. wieku minionego, zanim świat postanowił o mnie zadbać. Zadbał w ten sposób, że Bruksela dobrała się do palaczy, co mnie akurat średnio bolało, albowiem niepalący byłem i jestem.
Czytaj więcej
Nieduża, dwa razy mniejsza od Warszawy, a ludzi to i ze sto razy mniej, ale urokliwa. Plaże ładniejsze, bo tu tylko zarzygany bulwar nad Wisłą, tam Morze Śródziemne. Tak, Elba ma swoje uroki.
Dyskusja, o ile tę histerię można nazwać dyskusją, na temat reklamy alkoholi kazała mi zastanowić się nad tym, jak bardzo świat wie lepiej, rzekłbym nawet coraz lepiej, co byłoby dla mnie dobre. Palenie jest szkodliwe, więc trzeba je zwalczać. Hm, czyżby? W końcu, jeśli dorosły człowiek sięga po legalny towar, to w imię czego powinniśmy mu tego zabraniać? Nie chodzi mi o podtruwanie innych, ale o niego samego. A, bo on potem zachoruje na raka, a wtedy wszyscy będziemy musieli płacić za jego leczenie. OK, to argument trafiony, ale tylko w obrębie panującego ustroju. No bo gdyby – sam nie wierzę, że to piszę – ubezpieczenie zdrowotne było dobrowolne, zupełnie jak w Ameryce przed Obamą, to palacz sam musiałby ogarnąć koszty chemioterapii i albo płaciłby osobiście, albo znajdował ubezpieczyciela, który by mu to pokrył. Oczywiście jest jeszcze wariant trzeci – nie byłoby go na to stać i umierałby w przytułku. Na to nie możemy się zgodzić. Nie możemy? Przecież ten rak, powie arcyliberał, to wynik jego decyzji, jego trybu życia, czemu mielibyśmy mu w tym przeszkadzać? Nawet teraz, jeśli ktoś nie chce się leczyć, to przecież nie musi.
Dyskusja, o ile tę histerię można nazwać dyskusją, na temat reklamy alkoholi kazała mi zastanowić się nad tym, jak bardzo świat wie lepiej, rzekłbym nawet coraz lepiej, co byłoby dla mnie dobre.
No dobrze, a używki inne niż tytoń? Mam znajomych ortodoksyjnych liberałów, przy tym ludzi współczujących i stroniących od darwinizmu społecznego à la Korwin, którzy na hasło „Państwo powinno prowadzić politykę antyalkoholową” pukają się w czoło. Czemu, Robert, pytają? Bo ta miła, sympatyczna wódeczka nie tylko zabija alkoholika, ale i niszczy życie jego rodziny – odpowiadam. I co, mają mi przeszkadzać w dostępie do legalnego wszak alkoholu, dlatego że jakiś debil nie zna granic? To może zabronią sprzedaży noży, wszak ginie od nich więcej ludzi niż od broni palnej. Ten spór można toczyć bez końca i bez szans na przekonanie kogokolwiek z obu stron.