Czwarta część przebojowej serii horrorów ukazała się oryginalnie w 2005 r. Opowiadała historię agenta specjalnego Leona S. Kennedy’ego, który starał się uratować córkę prezydenta USA z rąk tajemniczego kultu działającego w Hiszpanii. Gra odniosła sukces, a sama seria z biegiem lat stała się jeszcze bardziej popularna. Obecnie jej producenci starają się przypominać nowemu pokoleniu graczy jej dawne, klasyczne odsłony. Tym samym tworzą kolejne remaki, od strony wizualnej i technicznej dopasowane do wymogów naszych czasów.

Generalnie nowa wersja opowiada tę samą historię. W sumie dość nietypową, bo zamiast kojarzącej się z „Resident Evil” złowieszczej korporacji Umbrella i stworzonego przez nią wirusa gracz zmaga się z ofiarami tajemniczego pasożyta. Problemy ma podobne, bo noszący go ludzie stają się śmiertelnie niebezpieczni i trzeba ich po prostu zabijać. Różnice najbardziej widoczne są na dalszych etapach rozgrywki i niektóre z nich zauważą jedynie najwięksi fani serii. Z niektórych będą zadowoleni (w tym z nowych przeciwników), innymi rozczarowani, choćby brakiem walki z jednym z ważnych bossów.

Czytaj więcej

„Skull”: Licytacja w pociągu

Najważniejszą zmianą w „Resident Evil 4 Remake” wydaje się możliwość skradania i zadawania śmiertelnych ciosów nożem. Zamiast otwartych starć wielu graczy wybierze działanie po cichu, bezpieczniejsze i nie mniej emocjonujące. Gra wygląda też o niebo lepiej, jest niesamowicie efektowna i dzięki temu ma szansę podbić serca kolejnego pokolenia. A stare? Być może też do niej wróci, o ile lubi takie powtórki z rozrywki.

Michał Zacharzewski, Zdalaodpolityki.pl