"W gorsecie": Cesarzowej marzenie o wolności

Reżyserka Marie Kreutzer i nagrodzona Europejską Nagrodą Filmową aktorka Vicky Krieps proponują bardzo współczesną wersję XIX-wiecznej historii.

Publikacja: 10.03.2023 17:00

"W gorsecie": Cesarzowej marzenie o wolności

Foto: mat.pras.

Kobieta stoi nieruchomo, wstrzymując oddech, podczas gdy młoda służąca zaciska na niej gorset. Mierzy talię: 44 centymetry. Sisi jest niezadowolona. Każe zawołać inną dziewczynę, krzepką Lotti. Tylko ona potrafi naciągnąć gorset jeszcze mocniej. Przy śniadaniu majordomus zapoznaje Sisi z planem wizyty w wiedeńskim Muzeum Narodowym. Tam, po chóralnie wykonanej pieśni powitalnej, cesarzowa usłyszy: „Co za zaszczyt, Wasza Wysokość. Żona czytała, że ma pani problemy z wagą. Przeklęte tabloidy”. A zaraz potem drugi witający cesarską parę doda kolejny przytyk: „Jako miłośnik sztuki znam panią z portretów. Na szczęście jest ich dużo. Tu, w Wiedniu, nie mamy pewności, czy pani istnieje”. To uszczypliwość do licznych podróży cesarzowej, zwłaszcza na Węgry. Kobieta wysłucha wszystkiego ze sztucznym uśmiechem. Co jej pozostaje? Zemdleć. W końcu nie jest to takie trudne. Wystarczy zamknąć oczy i osunąć się na ziemię.

Elżbieta Bawarska, żona cesarza Austrii Franciszka Józefa I, czy jak ją nazywano – Sisi, była postacią barwną i niejednoznaczną. W jej historii można znaleźć wszystko: od wielkiej miłości do wielkiej tragedii. Nic dziwnego, że stała się bohaterką opery i zainteresowało się nią kino. Słynną ekranową Sisi stała się Romy Schneider, która jako nastolatka zagrała ją w trylogii Ernsta Marischki zrealizowanej w latach 50. Poza tym można też oglądać dziś Sisi w serialu Netfliksa.

Czytaj więcej

„Wieloryb”: Pokonać niechęć bliskich

W filmie Marie Kreutzer, arystokratka ma twarz Vicki Krieps. Nie jest już piękną, beztroską dziewczyną zakochaną z wzajemnością w młodym, przystojnym cesarzu. Jest starzejącą się, zwłaszcza jak na XIX-wieczne kryteria, kobietą, kończącą właśnie 40 lat. Osobą chorą – dzisiaj pewnie zdiagnozowano by u niej anoreksję. Matką trojga dzieci (w rzeczywistości było ich czworo). Jej pierwsza córeczka umarła w wieku dwóch lat. Dorastający syn Rudolf rozumie ją, ale stara się trzymać zasad obowiązujących na cesarskim dworze. Potem sam popełni samobójstwo w pałacu Mayerling, gdy nie dostanie zgody na ślub z ukochaną kobietą. Druga córka, wrażliwa dziesięciolatka, całkowicie poddała się temu, co cesarzównie „wypada”.

Sisi chce wciąż zadziwiać urodą. Ma mieć talię osy, idealnie upięte długie włosy. Kiedyś doradziła mężowi, żeby skonstruował monarchię austro-węgierską, ale przecież nikt jej już nie słucha. W tym świecie kobiety nie mają prawa głosu. Więc bohaterka każdego dnia od nowa przeżywa swoją traumę. Tak naprawdę nigdy nie pasowała do sztywnego dworu austriackiego i panującej tam etykiety. A z wiekiem czuje się coraz bardziej samotna i zagubiona. Z cukierkami w fioletowych papierkach odwiedza szpitale dla chorych psychicznie i te wizyty są równie ważne dla pacjentów, jak i dla niej samej. W nieszczęśliwych ludziach szuka człowieczeństwa, jakiego nie może doświadczyć na cesarskim dworze.

Jej bunt narasta. Sisi łamie zasady dworskiego życia. Robi to świadomie. To jej krzyk rozpaczy. Ucieczką są tylko szalone eskapady konne i podróże, które kocha, bo one też pozwalają jej wyrwać się ku wolności.

Czytaj więcej

„Kobieta na dachu”: Proszę pani, to jest napad

Marie Kreutzer zrobiła film całkowicie współczesny. Znana z „Nici widmo” Paula Thomasa Andersona Vicky Krieps nie ma w sobie nic z ikony. Cierpi i buntuje się jak dzisiejsza 40-latka, którą życie chce zamknąć w domu i pozbawić odrobiny szczęścia, niezależności. Na znak protestu ścina włosy, które dotąd były jej ozdobą i dumą. Mówi dzisiejszym językiem, a w tle – podobnie jak w filmie Sofii Coppoli „Maria Antonina” – pojawiają się współczesne piosenki z „Help Me Make It Through the Night” Krisa Kristoffersona na czele.

Kreutzer nie jest też rygorystycznie przywiązana do prawdy historycznej, pozwala nawet swojej Sisi planować samobójstwo. Zatrzyma potem kadr tak, jak kiedyś zrobił to Ridley Scott, gdy ku wyzwoleniu leciały w samochodzie Thelma i Louise. Raz jeszcze, budując most między cesarzową z XIX wieku i współczesnymi kobietami wyrywającymi się ku wolności.

Kobieta stoi nieruchomo, wstrzymując oddech, podczas gdy młoda służąca zaciska na niej gorset. Mierzy talię: 44 centymetry. Sisi jest niezadowolona. Każe zawołać inną dziewczynę, krzepką Lotti. Tylko ona potrafi naciągnąć gorset jeszcze mocniej. Przy śniadaniu majordomus zapoznaje Sisi z planem wizyty w wiedeńskim Muzeum Narodowym. Tam, po chóralnie wykonanej pieśni powitalnej, cesarzowa usłyszy: „Co za zaszczyt, Wasza Wysokość. Żona czytała, że ma pani problemy z wagą. Przeklęte tabloidy”. A zaraz potem drugi witający cesarską parę doda kolejny przytyk: „Jako miłośnik sztuki znam panią z portretów. Na szczęście jest ich dużo. Tu, w Wiedniu, nie mamy pewności, czy pani istnieje”. To uszczypliwość do licznych podróży cesarzowej, zwłaszcza na Węgry. Kobieta wysłucha wszystkiego ze sztucznym uśmiechem. Co jej pozostaje? Zemdleć. W końcu nie jest to takie trudne. Wystarczy zamknąć oczy i osunąć się na ziemię.

Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku