15 maja 2014 roku, w dniu, w którym nadeszła wiadomość, że w muzułmańskim Sudanie młoda żona i matka Meriam Jahia Ibrahim została skazana na śmierć za to, że była chrześcijanką, papież Bergoglio przyjął w Watykanie nowego ambasadora Sudanu. W tej kwestii nie padło z jego ust ani jedno słowo. Nie wymknęło mu się też żadne po fakcie. Absolutna cisza pomimo rosnącej na całym świecie kampanii na rzecz wyzwolenia kobiety. „Stolica Apostolska szuka najbardziej skutecznego sposobu interwencji, którym nie zawsze jest ten, który polega na wołaniu” – tłumaczył później sekretarz stanu kardynał Pietro Parolin. Podobnie było, kiedy papież udał się pieszo do rosyjskiej ambasady w Rzymie tuż po rozpoczęciu pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę. I mimo wielu głosów krytyki, płynących z całego świata, papieża z Argentyny nigdy w Watykanie nie skrytykowała jedna osoba: ambasador Ukrainy przy Stolicy Apostolskiej. Nie jest zaskoczeniem, że papież Franciszek jest zagorzałym obrońcą milczenia Piusa XII, „żeby nie zabili jeszcze więcej Żydów”.
Czym jest pokój? To fundamentalne dla całej ludzkości pytanie przez wieki towarzyszyło władcom, ludziom Kościoła i wiernym, a pragnienie pokoju wypełniało sny i marzenia. Chrystus w Ewangelii św. Jana mówi jasno: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka!” (J 14,27). Można by więc powiedzieć, że na ziemi prawdziwy pokój jest niemożliwy, nastać może dopiero w niebie. Mogłoby się nawet wydawać, że jest pokój zjawiskiem nie z tego świata. A jednak Kościół z inicjatywy francuskiego filozofa, podróżnika i humanisty Raoula Follereau ustanowił poprzez decyzję papieża Pawła VI listem z 8 grudnia 1967 r. Światowy Dzień Pokoju, skierowany nie tylko do wiernych Kościoła katolickiego, ale do wszystkich ludzi dobrej woli.
Obchodzony 1 stycznia ma co roku inny temat wybrany przez Ojca Świętego, który wydaje z tej okazji orędzie, poruszające różne problemy związane z tematyką pokoju. Skoro więc możemy obchodzić Światowy Dzień Pokoju, nie tylko wewnątrz Kościoła, ale także z ludźmi spoza naszej wspólnoty; skoro Chrystus mówi, że zostawia nam pokój, może przez pryzmat tego powinniśmy czytać każde orędzie na kolejny Światowy Dzień Pokoju – jako drogowskaz, jak urzeczywistnić słowa Chrystusa w konkretnym czasie.
Nikt nie może zbawić się sam
Minione lata były okresem niezwykle burzliwym, nie tylko dla Kościoła. W zasadzie cały świat znalazł się w kryzysie zagrażającym bezpieczeństwu i stabilności – wojny w różnych regionach świata, globalna pandemia i kryzys zdrowia publicznego, problemy z migracją oraz dla części świata koniec epoki dobrobytu, wiążący się z gwałtowną przemianą paradygmatu w ekonomii. Kilka lat temu, jakby przewidując najbliższą dekadę, papież Franciszek powiedział, że światem wstrząsa „trzecia wojna światowa w kawałkach”. Słowa te, wypowiedziane w Sarajewie w 2015 roku, powtórzył też podczas przemówienia do korpusu dyplomatycznego na początku 2023 roku w Watykanie, wskazując, że jedną z głównych przyczyn konfliktów burzących pokój i wstrząsających światem jest alienacja człowieka we współczesnej kulturze i zepsucie relacji tak między jednostkami, jak i całymi społeczeństwami. Trudno więc dziwić się, że w pierwszym postpandemicznym roku Franciszek, upatrując w wyalienowaniu główne powody braku pokoju, na 56. Światowy Dzień Pokoju napisał, że „nikt nie może zbawić się sam”, w samotności.
Początek „dekady Franciszka” wyznacza czas wprowadzenia na rynek pierwszego iPhone’a. Choć teoretycznie nie miało to wiele wspólnego z Kościołem i papiestwem, radykalnie zmieniło życie wiernych. Trudno więc, by nie wpłynęło na sposób sprawowania rządów przez głowę Kościoła. Wielu może to zdziwić, jednak tak właśnie było. Mimo że Steve Jobs pokazał światu swój wynalazek jeszcze w trakcie pontyfikatu Benedykta XVI, jego upowszechnienie nastąpiło podczas pontyfikatu papieża Franciszka. Ta rewolucja technologiczna, która się wydarzyła w okamgnieniu, spowodowała, że część naszego ludzkiego życia przeniosła się w świat cyfrowy: stworzyliśmy, jak powiedział Benedykt XVI, kolejny kontynent – cyfrowy – na którym musieli zaistnieć zarówno wierni, jak i Kościół; musiał zaistnieć także Watykan i papież, ze swoim kontem na Instagramie i koniecznością zejścia z kościelnej ambony, by głosić Ewangelię w cyfrowym świecie, w którym walka o uwagę odbiorców jest znacznie trudniejsza niż wcześniej – z nieporozumieniami i globalną komunikacją, która wcale do prostych nie należy.
Ale poza tą technologiczną rewolucją wydarzyło się w tym czasie znacznie więcej. W 2014 roku na ukraińskim Krymie pojawiły się rosyjskie zielone ludziki, łamiąc po raz pierwszy od dekad porządek międzynarodowy w Europie. Potem odbyły się wybory w Stanach Zjednoczonych, w których zwycięstwo odniósł Donald Trump, wybory w Brazylii, które wygrał Jair Bolsonaro. Przez różne kraje świata przetoczyły się – bądź wciąż się przetaczają – rządy populistów. Jak pisała francuska filozofka prof. Chantal Delsol, mieliśmy do czynienia z „konserwatywną rewolucją” na Starym Kontynencie. Pojawiły się idea „nieliberalnej demokracji” i wyzwanie rzucone zachodniemu kapitalizmowi przez Chiny, później były arabska wiosna, wojna w Syrii, a w Izraelu rządy Beniamina Netanjahu. Nasiliły się zmagania amerykańsko-chińskie, powstał BRICS, czyli blok krajów jawnie podważających ekonomiczną hegemonię Zachodu. Strukturę demograficzną i społeczną Europy zmieniła masowa migracja na Stary Kontynent, głównie z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki Środkowej, co skutkowało procesami, które znamy z historii – rozwarstwieniem społecznym na wielką skalę, fragmentaryzacją tkanki społecznej największych europejskich metropolii czy – tak jak w Wielkiej Brytanii – przejmowaniem władzy, do tej pory niemożliwym, w stolicy dawnego imperium przez liderów o mniejszościowym pochodzeniu. Może dlatego, dostrzegając to wszystko, papież Franciszek powiedział, że „III wojna światowa już trwa”, tylko że „w kawałkach”.