Kryzys męskości z powodów kulturowych? To dlaczego niewieścieją aligatory, japońskie rybki i żaby lamparcie?

Współczesny człowiek żyje iluzją omnipotentnego wpływu czynników kulturowych na otaczającą nas rzeczywistość. Te przekonania prowadzą cywilizację w wiele pułapek i ślepych dróg.

Publikacja: 24.02.2023 17:00

Rys. Mirosław Owczarek

Rys. Mirosław Owczarek

Kryzys męskości” – wyszukiwarka Google tylko w języku polskim daje ponad 80 tys. rezultatów dla tego hasła. W ostatnich latach opublikowano co najmniej kilkadziesiąt poświęconych mu książek i monografii. Znany polski seksuolog w swojej książce „Lew-Starowicz o mężczyźnie” twierdzi, że liczba niedojrzałych mężczyzn zaczyna mieć charakter epidemii. Jego zdaniem „proces rozwoju psychoseksualnego przebiega w ten sposób, że teraz mężczyzna osiąga dojrzałość około czterdziestki. A dokładnie między 35. a 40. rokiem życia. Populacyjnie: Piotrusiów Panów mamy zatrzęsienie”.

Nie bardziej łaskawy dla mężczyzn jest Philip Zimbardo – popularny psycholog, który wraz z Nikitą S. Coulombe opublikował książkę „Gdzie ci mężczyźni”. Współautor książki w wywiadzie dla „Newsweeka” porównał współczesnego mężczyznę do ślimaka bananowego: „to taki żółty, obły robal, który je co popadnie na swojej drodze, ale generalnie porusza się bardzo wolno i nie ma żadnego celu, robi wrażenie, jakby nie zmierzał w żadnym konkretnym kierunku”. Zbyszko Melosik, który kryzysowi męskości również poświęcił całą książkę, stwierdza, że „współczesny mężczyzna, szczególnie nastoletni, miota się między macho a istotą delikatną i empatyczną, zdolną, podobnie jak tradycyjna kobieta, do głębokiej ekspresji swoich uczuć”.

Czytaj więcej

Flaga z Gaci paraduje na mundialu

Szkodliwość bycia facetem

Szukając przyczyn kryzysu męskości, natrafimy na co najmniej tyle koncepcji, ilu piszących o tym autorów. Kanadyjski psycholog-celebryta Jordan Peterson w swojej książce „12 życiowych zasad” dochodzi do wniosku, że przyczyną tego jest fakt, iż społeczeństwo zachodnie w obecnym kształcie jest niezbyt przychylnie nastawione do podejmowania ryzyka czy walki. Jego zdaniem mamy obecnie do czynienia z czymś, co można nazwać „kulturą bezpieczeństwa”. Pewnie jest coś na rzeczy, bo Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne w 2019 r. opublikowało wytyczne dla terapeutów do pracy z mężczyznami i chłopcami, w których określiło tradycyjną męskość jako czynnik ryzyka. Autorzy tych wytycznych powołują się na badania, z których wynika, że tradycyjna męskość – naznaczona stoicyzmem, współzawodnictwem, dominacją i agresją – jest ogólnie... szkodliwa.

Kryzys męskości z pewnością przyczynił się do powstania niejednego doktoratu czy habilitacji i zapewnia możliwość rozwijania kariery naukowej rzeszom przedstawicieli nauk społecznych i humanistycznych. Swoje refleksje na ten temat formułują psychologowie, socjologowie, dziennikarze, pisarze, celebryci, księża i egzorcyści. Wśród identyfikowanych przez nich przyczyn znajdziemy: relacje synów z matkami, pustkę w systemach wartości mężczyzn, jaką pozostawiło po sobie dążenie do równouprawnienia kobiet, pornografię, gry komputerowe, upadek systemu patriarchalnego, pokłosie drugiej wojny światowej, brak ojca i jednoznacznych ról męskich w rodzinie, sfeminizowanie wychowania, anomię systemów wartości, przesunięcie punktu dojrzewania na późniejszy wiek, brak kulturowych rytuałów inicjacji, feminizm, okultyzm, wpływ szatana, brak w obiegu archetypu zielonego mężczyzny i wiele innych. Brakuje może jedynie magicznego pierścienia, korzenia mandragory i sproszkowanego skorpiona, choć gdyby poszukać dokładniej, to kto wie?

Próbując wyrobić sobie zdanie na temat przyczyn takiego stanu rzeczy, szybko odkryjemy, że zabrnęliśmy w gąszcz czynników i uwarunkowań kulturowych, z którego trudno się wyplątać i znaleźć wyraźną ścieżkę prowadzącą do zrozumienia.

Pan czy pani żaba

Spoglądając nieco szerzej na świat, niż tylko z wąskiej postmodernistycznej perspektywy, w której rzeczywistość to bez wyjątku konstrukty społeczne i językowe, ze zdziwieniem odkryjemy, że przejawy kryzysu męskości – może nie tak ekshibicjonistycznie ujawniane, jak w gabinetach terapeutycznych czy w salonach, w których toczą się dyskusje znawców kultury – dostrzeżemy również wśród niektórych zwierząt. Oto np. w jeziorze Apoka na Florydzie w pewnych warunkach u samców aligatorów stwierdzono wysoki poziom hormonów żeńskich i pojawienie się żeńskich organów płciowych. Ornitolodzy zaobserwowali, że samce niektórych gatunków ptaków żywiących się rybami zaczęły wytwarzać białko potrzebne do produkcji jaj. Dotychczas robiły to tylko samice. Biolodzy odkryli też okoliczności, w których samce ryżanki japońskiej, małej ryby wykorzystywanej do celów ozdobnych, tracą zainteresowanie kopulacją i rozmnażaniem, a ich reprodukcja niemal zupełnie ustaje.

Największe jednak zniewieścienie zaobserwowano u samców żaby lamparciej, które podczas badań okazały się siedmiokrotnie częściej skłonne do zachowań homoseksualnych, niż notowano to kilka lat wcześniej, a 10 proc. tych samców okazało się osobnikami dosłownie sfeminizowanymi – zwierzęta na zewnątrz wyglądały jak samice, choć wewnątrz miały duże jądra. Taki odpowiednik mężczyzny z macicą.

Duży przegląd ponad tysiąca badań przeprowadzonych na 31 gatunkach ryb, 32 gatunkach płazów i ośmiu gatunkach gadów wykazał podobne problemy. Odkryto je także u ssaków – samców szczurów, a nawet u żubrów.

Czyżby wszystkie te zwierzęta wzorem ludzi zaczęły doświadczać kryzysu męskości? Może relacje aligatorów z ich matkami doprowadziły do zniewieścienia samców? A co z samcami ryżanki japońskiej? Czy zaszkodził im brak ojca w rodzinie i sfeminizowane wychowanie? A może to po prostu samce homo sapiens podlegają podobnym wpływom jak ich kuzyni z całego podtypu kręgowców? Czy to możliwe?

Czytaj więcej

O szkodliwej prywatyzacji grzechu

Mało testosteronu, wiotkie dłonie

Cóż, wskaźniki biologiczne są dość bezwzględne. Pomiary poziomu testosteronu u mężczyzn prowadzone mniej lub bardziej dokładnie od 1962 r. pokazują, że zaczął się on zdecydowanie obniżać, począwszy od lat 80. XX w. Przeciętny mężczyzna ma obecnie dużo niższy poziom testosteronu niż prawie każdy mężczyzna w latach 60., 70. i wczesnych 80. Te zmiany obserwuje się na całym świecie, choć najszybciej wskaźniki spadają w Europie Wschodniej, następnie Zachodniej, Stanach Zjednoczonych, Ameryce Łacińskiej. Tempo spadku jest najmniejsze w Afryce Południowej, potem na Syberii i w Afryce Północnej.

Co ciekawe, próby badania poziomu testosteronu (np. poprzez sprawdzanie jego zawartości we włosach) u mężczyzn z poprzednich wieków nie pokazały znaczących zmian w tym zakresie. Najstarsze badane szczątki pochodziły od Egipcjan z ok. 50–450 r. p.n.e., ale spadek rozpoczął się dopiero pod koniec XX w. Jak to zwykle w świecie nauki bywa, skrupulatni badacze podważają możliwości przeprowadzenia dokładnych porównań historycznych. W sukurs przychodzą nam jednak inne wskaźniki. Jednym z bardziej alarmujących jest liczba plemników w jednostce objętości spermy. W dużym przybliżeniu, bo wskaźniki są różne dla różnych obszarów świata, można powiedzieć, że zmniejszyła się ona mniej więcej o połowę w ciągu ostatniego półwiecza i nadal się zmniejsza w tempie ponad 2 proc. na rok.

Nie wiadomo na pewno, czy liczba plemników powoduje kłopoty z płodnością, faktem jednak jest, że ma je 10–12 proc. populacji w krajach najbardziej uprzemysłowionych, a w Polsce, jak szacuje Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu i Embriologii, około 20 proc. społeczeństwa w wieku reprodukcyjnym. Co bardziej kasandryczni badacze wieszczą kryzys reprodukcyjny, który czeka gatunek homo sapiens już w połowie tego stulecia.

Te tendencje zbiegają się ze spadkiem siły mięśniowo-szkieletowej. W przykładowym badaniu przeprowadzonym w USA w 2016 r. przeciętny mężczyzna w wieku od 20 do 34 lat ściskał urządzenie pomiarowe prawą ręką z siłą 98 funtów, podczas gdy jego rówieśnik, ale z roku 1985, z siłą 117 funtów. Dla porównania, kobiety z pokolenia milenialsów wypadły w badaniu znacznie lepiej. Ich średnia siła chwytu prawej ręki nie zmieniła się przez 30 lat i wynosi około 75 funtów. Kobiety w wieku od 30 do 34 lat ściskały znacznie mocniej niż ich przodkinie, osiągając 98 funtów siły w porównaniu z 79 funtami w 1985 r. Chociaż siła chwytu niekoniecznie jest wskaźnikiem ogólnej sprawności, to jednak jest dość silnym wskaźnikiem przyszłej śmiertelności.

Jeśli powątpiewamy w rzetelność badań historycznych nad poziomem testosteronu, liczbą plemników w spermie, siłą mięśniowo-szkieletową, można jeszcze wziąć pod uwagę wskaźniki charakterystycznych chorób związanych z płcią. Przez ostatnie pół wieku ryzyko zachorowań współczesnych mężczyzn na raka jąder czy prostaty wzrosło w niektórych krajach nawet trzykrotnie. Obecnie dwukrotnie częściej niż przed 50 laty stwierdza się też deformacje narządów płciowych u przychodzących na świat chłopców.

Twarde przyczyny twardych wskaźników

Czy przyczyny tych wszystkich, raczej drastycznych, zmian mogą mieć źródła kulturowe? Gdyby tak było, nie dzielilibyśmy naszych problemów z samcami aligatorów, żab lamparcich, ryżanek japońskich i innych kręgowców. Przedstawiciele nauk biologicznych wysuwają wiele hipotez tego zatrważającego stanu rzeczy, których omówienie daleko wykracza poza ramy tego artykułu. Jednak w wielu dyskusjach wysuwa się na prowadzenie hipoteza obciążająca odpowiedzialnością za te zmiany grupę związków chemicznych zwanych ksenoestrogenami. Są to substancje imitujące hormony kobiece z grupy estrogenów i zaburzające gospodarkę hormonalną. Występują w wielu substancjach i otaczających nas przedmiotach. Wśród nich są polichlorki dwufenylu, DDT, farby, detergenty, produkty rozpadu najróżniejszych rozpuszczalników, plastyfikatory.

To właśnie skażenie podobnymi substancjami powodowało dosłowne zniewieścienie samców wspomnianych gatunków zwierząt. Wykazano to nie tylko w badaniach terenowych, lecz również w trakcie kontrolowanych eksperymentów. I to właśnie ksenoestrogeny, które są w wodzie, powietrzu, niemal wszędzie wokół nas, powodują postępujące dosłowne i mierzalne zniewieścienie mężczyzn. Charakterystyczne, że niemal bez wyjątku imitują one hormony żeńskie, a nie męskie androgeny.

Druga, choć mniej prawdopodobna hipoteza, wskazuje na otyłość mężczyzn. Rzeczywiście, badania pokazują związek otyłości z wieloma opisanymi tu problemami. Problem w tym, że są to niemal wyłącznie badania korelacyjne, które nie wskazują jednoznacznie na to, co jest przyczyną, a co skutkiem. Dużo bardziej prawdopodobne wydaje się, że zaburzona gospodarka hormonalna prowadzi do gnuśnienia wielu mężczyzn i to w konsekwencji przyczynia się do wzrostu otyłości i wzmacniania opisanych wcześniej niekorzystnych zmian biologicznych.

Czytaj więcej

Polscy przyjaciele Aleksandra Łukaszenki

Kultura na krótkiej smyczy

A co z czynnikami kulturowymi? No cóż, pozbawiony testosteronu młody mężczyzna chętniej ulegnie opiekuńczej mamusi niż napompowany nim kandydat na wojownika przystępujący do obrzędu inicjacji w swoim plemieniu. W tym drugim przypadku najbardziej nadopiekuńcza mama („helikopterowa”) czy ta usuwająca z drogi dziecku najmniejsze przeszkody („mama-kosiarka”) nie zamieni mężczyzny w Piotrusia Pana, choćby nie wiem, jak się starała.

I odwrotnie – hołdująca patriarchalnym wzorcom mężczyzny kobieta nie uczyni ze swego syna macho, jeśli nie odnajdzie on w sobie do tego dość biologicznego paliwa. Podobnie jak żadne starania rodzicielskie nie zdołają zwiększyć wzrostu dziecka, jeśli zaburzeniu ulegnie wydzielanie hormonu wzrostu.

Kultura, czy nam się to podoba, czy nie, jest uwiązana na krótkiej smyczy genów i biologii. Możemy próbować tę smycz naciągnąć, ale nigdy jej nie zerwiemy. Naszą wyprostowaną postawę zawdzięczamy ewolucji, nie kulturze, która stworzyła z niej symbol godność i niezależności. A mimo tego współczesny człowiek ciągle żyje iluzją omnipotentnego wpływu czynników kulturowych na otaczającą nas rzeczywistość. Te przekonania prowadzą cywilizację w wiele pułapek i ślepych dróg, żeby wspomnieć choćby denializm klimatyczny, szczepionkowy, płci biologicznej, otyłości czy ewolucyjny. Im bardziej niepohamowane wojny kulturowe toczymy o zjawiska ze swej natury biologiczne czy fizyczne, tym większe prawdopodobieństwo, że oderwiemy się od ich istoty i wpadniemy w pułapkę kolejnego denializmu.

Jestem przekonany, że kryzys reprodukcyjny homo sapiens, jeśli taki nastąpi, rozwiąże zapłodnienie pozaustrojowe. Jednak dyskutując w przyszłości nad przyczynami kryzysu i sposobami przezwyciężenia go – podobnie jak teraz dyskutujemy o słabnącej męskości – pamiętajmy, że pomimo ich całego powabu, sugestie, jakoby dzieci przynosiły bociany, lub że znajduje się je w kapuście, niekoniecznie trafiają w istotę problemu na wskroś biologicznego.

Tomasz Witkowski

Doktor psychologii, pisarz, publicysta. Autor kilkunastu książek, m.in. „Giganci psychologii. Rozmowy na miarę XXI wieku”. Jego najnowsza książka to „Fades, Fakes and Frauds. Exploding Myths in Culture, Science and Psychology”.

Kryzys męskości” – wyszukiwarka Google tylko w języku polskim daje ponad 80 tys. rezultatów dla tego hasła. W ostatnich latach opublikowano co najmniej kilkadziesiąt poświęconych mu książek i monografii. Znany polski seksuolog w swojej książce „Lew-Starowicz o mężczyźnie” twierdzi, że liczba niedojrzałych mężczyzn zaczyna mieć charakter epidemii. Jego zdaniem „proces rozwoju psychoseksualnego przebiega w ten sposób, że teraz mężczyzna osiąga dojrzałość około czterdziestki. A dokładnie między 35. a 40. rokiem życia. Populacyjnie: Piotrusiów Panów mamy zatrzęsienie”.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS