Polscy przyjaciele Aleksandra Łukaszenki

„Wodzu słowiański, gdy na ciebie patrzę, jak idziesz z karabinem w ręku, to serce moje jest przepełnione radością, bo wiem, że wszystko co normalne stoi jeszcze i oddycha pełną piersią!" – krzyczał na wiecu poparcia dla białoruskiego prezydenta Wojciech Olszański.

Aktualizacja: 13.09.2020 10:43 Publikacja: 11.09.2020 00:01

22 sierpnia Tomasz Jankowski (z przodu, po prawej), sekretarz generalny Zmiany i autor portalu Sputn

22 sierpnia Tomasz Jankowski (z przodu, po prawej), sekretarz generalny Zmiany i autor portalu Sputnik, będącego propagandową tubą Kremla, zorganizował pod białoruską ambasadą w Warszawie manifestację pod hasłem „Ręce precz od Białorusi”

Foto: EAST NEWS

Polska nie powinna angażować się w wewnętrzne sprawy Białorusi, bo nie leży to w jej interesie narodowym. Łukaszenko to najlepsze, co mogło spotkać Białorusinów. Szkoda, że nie jest prezydentem Polski. A za protestami w Mińsku stoją Amerykanie, Żydzi i George Soros... Tak sytuację za Bugiem ocenia część środowisk skrajnie prawicowych i jawnie prorosyjskich.

Pierwsze skrzypce wśród obrońców białoruskiego reżimu nad Wisłą grają ludzie związani z partią Zmiana. Otwarcie prokremlowskie ugrupowanie pięć lat temu założył Mateusz Piskorski, bliski współpracownik Andrzeja Leppera. – Po upadku Samoobrony postanowił z różnych działaczy lewicy i prawicy stworzyć nową partię. Dołączyli do niej ludzie z narodowo-bolszewickiej Falangi, parę osób z PPS i kilku byłych działaczy Samoobrony – mówi dr Przemysław Witkowski, badacz skrajnie prawicowych ruchów politycznych z Collegium Civitas. Piskorski zasłynął tym, że w 2014 roku był obserwatorem podczas referendum na okupowanym przez Rosję Krymie. Wówczas wbrew opinii misji OBWE i większości państw Zachodu uznał, że było ono uczciwe. W 2016 roku pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji i Chin został zatrzymany przez ABW.

W drugiej połowie sierpnia 2020 r., gdy świat obiegły już informacje o tym, jak białoruski reżim torturuje zatrzymanych demonstrantów, Piskorski na swoim profilu na Facebooku pisał, że Łukaszenko „ma szansę stać się symbolem oporu przeciwko neoliberalnemu globalizmowi w Europie Wschodniej, słowiańskim odpowiednikiem Fidela Castro, Hugo Chaveza czy Muammara Kaddafiego". Kilka dni później w rozmowie z portalem pdknews.pl stwierdził, że „w interesie Polski jest stabilna, rozwinięta, przestrzegająca praw mniejszości polskiej Białoruś. Wiemy, że taka jest Białoruś Aleksandra Łukaszenki. Nie wiemy, czy taka byłaby Białoruś przejęta przez obecną czy jakąś inną, naprędce wykreowaną opozycję".

Argumenty Piskorskiego 22 sierpnia powtórzono na manifestacji poparcia dla Łukaszenki zorganizowanej przed białoruską ambasadą w Warszawie. Zwołał ją Tomasz Jankowski, sekretarz generalny Zmiany i autor portalu Sputnik, będącego propagandową tubą Kremla. Około dwudziestu uczestników wiecu, wśród nich członkowie Zmiany i Falangi oraz Stowarzyszenia Spadkobierców Polskich Kombatantów II Wojny Światowej, miało ze sobą państwowe flagi Białorusi i plakaty z hasłem „Stop agresji Zachodu". Na początku manifestacji wznoszono okrzyki: „Siła Słowian!" i „Za Baćku!".

Głos zabrał też sam Jankowski. Według niego zagraniczny kapitał chce zniszczyć Białoruś, tak jak wcześniej zniszczył Polskę i Ukrainę. „Musicie bronić swojej ojczyzny, a nie ją atakować, tak jak życzy sobie tego zagraniczny kapitał" – apelował do Białorusinów. Następnie pochwalił Łukaszenkę, że za jego rządów w kraju nie rozwinęła się oligarchia, a przemysł pozostaje w rękach Białorusinów. Dodał również, że władzom w Mińsku zarzuca się sfałszowanie wyborów, ale według niego nie podano na to żadnych dowodów. „Ja naprawdę powiem wam szczerze, że chciałbym, żeby w Polsce był taki prezydent jak Aleksander Łukaszenko, który by nasz kraj ochronił przed międzynarodowym kapitałem" – zwierzył się Jankowski. W tym momencie zebrani zaczęli krzyczeć: „Aleksander Łukaszenko!". Na koniec wiecu organizator wyraził nadzieję, że białoruski przywódca poradzi sobie z „agresją Zachodu". Relacja z tej demonstracji znalazła się na stronie Sputnika.

30 sierpnia manifestację poparcia dla Łukaszenki przed Sejmem zorganizował Roland Dubowski, członek organizacji Braterstwo Słowian, wcześniej krążący wokół środowiska Zmiany i skrajnie prawicowego Obozu Wielkiej Polski. Uczestnicy wiecu żałowali, że Polska – inaczej niż Rosja i Chiny – nie pogratulowała Łukaszence zwycięstwa w wyborach prezydenckich. Głos zabrał m.in. Marek Włodarczyk, były członek Zmiany, który stwierdził, że „Białorusini to przeważnie młodzi ludzie, zaślepieni bogactwem. Mam nadzieję, że przejrzą na oczy". Następnie utyskiwał na obecność wojsk NATO w Polsce, które nazwał okupantami.

Zebrani przed Sejmem uznali także, że Polacy na Białorusi są „u siebie". Z kolei „w Polsce etniczni Polacy są obywatelami drugiej kategorii". Jeden z uczestników manifestacji stwierdził z kolei, że „Aleksander Łukaszenko jest ojcem narodu i dba o swój naród". – Część osób, które sprzeciwiają się globalizacji, patrzy na Rosję i Białoruś jako na alternatywę. Podkreślają, że białoruski system gospodarczy nie jest w rękach obcego kapitału, a w państwie jest bezpiecznie i panuje równość społeczna. Dla nich Moskwa i Mińsk to nie są żadne dyktatury, a ostatnie skrawki niezależności – tłumaczy Robert Cheda, ekspert ds. wschodnich oraz były analityk Agencji Wywiadu.

Białoruski Jagiełło

Łukaszenkę wspiera również dość egzotyczne, skrajnie prawicowe środowisko skupione wokół Narodowego Frontu Polski, Stronnictwa Narodowego, internetowej Telewizji Narodowej oraz kanału NPTV. Postacią łączącą te grupy jest Eugeniusz Sendecki, lekarz i członek Stronnictwa Narodowego, wcześniej związany z Młodzieżą Wszechpolską, Zjednoczeniem Chrześcijańsko-Narodowym oraz Ligą Polskich Rodzin. Sendecki z kamerą swojej Telewizji Narodowej, która stała się platformą dla radykałów i antysemitów, jest obecny na większości nacjonalistycznych manifestacji. Z reguły w charakterystycznym piaskowym mundurze z mieczykiem Chrobrego, krojem nawiązującym do przedwojennych mundurów narodowców. Jego otoczenie za głównego wroga Polski uważa Niemcy, Stany Zjednoczone oraz Żydów.

Sam Sendecki wierzy w spisek, który miał zostać zawiązany w listopadzie 1918 roku na berlińskiej ulicy Dorotheenstrasse. Wówczas miało dojść do tajnego porozumienia między niemiecką masonerią a Żydami. Ci drudzy mieli dostać wolną rękę, jeśli chodzi o działanie w Niemczech, w zamian za co zobowiązali się bronić interesów Berlina za granicą. Obie strony miały się także podzielić strefami wpływów w Europie, a ofiarą tego układu padła Polska. Pozostaje nią zresztą do dziś.

Drugą rozpoznawalną twarzą tego środowiska jest dobry znajomy Sendeckiego – Wojciech Olszański vel Aleksander Jabłonowski. Ten samozwańczy przewodniczący jednoosobowego Związku Jaszczurczego jest gwiazdą internetowej telewizji NPTV, gdzie wykorzystuje swoje talenty aktorskie (zagrał drugoplanowe role w „Quo vadis" i „Bitwie Warszawskiej") do szerzenia wszelkiej maści teorii spiskowych i antysemickich haseł. Swoim wrogom grozi, że wyrwie im serca albo odetnie głowę bagnetem. Na jednym z nagrań marzy o stworzeniu bojówki pod nazwą „Legia Narodowa", która miałaby „prać lewaków". Olszański, który na co dzień chodzi w mundurach stylizowanych na przedwojenne, wzywa też do zerwania sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi i zbliżenia z Rosją. Ostatnio zdecydowanie sprzeciwia się jakimkolwiek szczepieniom na Covid-19.

Barwną postacią wspierającą Łukaszenkę jest również Maciej Poręba, syn reżysera Bohdana Poręby, przez swoje otoczenie określany często jako nieformalny, kulturalny ambasador Polski w Rosji. Poręba, który, jak sam przyznaje, jako konsultant historyczny filmów wiele czasu spędza w Rosji, często pochlebnie i z podziwem wypowiada się o Władimirze Putinie. Jego zdaniem w interesie Warszawy jest silna, stabilna i narodowa Rosja, będąca przeciwwagą dla USA. Na manifestacjach pojawia się ze wstążką św. Jerzego uważaną na Zachodzie za symbol rosyjskiego imperializmu.

– W latach 80. grupa byłych milicjantów, byłych partyzantów i wojskowych o poglądach komunistycznych i narodowych założyła Zjednoczenie Patriotyczne „Grunwald". Charakteryzowali się silnym antysemityzmem. Popierali jak najbliższe związki z Rosją i wychwalali zalety gospodarki centralnie planowanej. Uważali, że gwarantem granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej jest wyłącznie ZSRR. W tych okolicach kręcił się m.in. Bohdan Poręba czy Józef Kossecki. Wraz z końcem PRL-u działacze „Grunwaldu" zasili szeregi Samoobrony czy Partii X Stana Tymińskiego. Dziedzicami tego ruchu są obecnie Maciej Poręba i Wojciech Olszański – wyjaśnia dr Witkowski.

25 sierpnia środowiska skupione wokół Sendeckiego, Olszańskiego i Poręby, zorganizowały przed białoruską ambasadą wiec poparcia dla Aleksandra Łukaszenki. Pierwszy do kilkunastu osób z polskimi i białoruskimi flagami (czerwono-zielonymi) przemówił Wojciech Olszański. Jego zdaniem „siły anarchii, bolszewia XXI wieku, czyli organizacje, które karmi Soros i Gates" chcą za wszelką cenę zdestabilizować sytuację na Białorusi. „Naród białoruski zaczadzony i omamiony przez propagandę uwierzył, że może być lepiej w kraju, który jest ewenementem" – kontynuował Olszański, twierdząc, że Białoruś nie podlega Bankowi Światowemu i MFW (tak naprawdę Mińsk jest członkiem obu tych organizacji), a przez to „jest jednym z ostatnich państw narodowych na świecie".

Następnie zwrócił się bezpośrednio do Łukaszenki: „Wodzu słowiański, gdy na ciebie patrzę, jak idziesz z karabinem w ręku, to serce moje jest przepełnione radością, bo wiem, że wszystko co normalne stoi jeszcze i oddycha pełną piersią!" – krzyczał Olszański. Kończąc przemowę, podkreślił, że białoruski prezydent przez lata prowadził wojnę z „międzynarodowym bolszewickim spiskiem żydowskim". Porównał także powołaną przez białoruską opozycję Radę Koordynacyjną do Komitetu Obrony Robotników, który miał według niego destrukcyjny wpływ na sytuację w Polsce.

Po Olszańskim głos zabrał pochodzący z Syrii wiceprzewodniczący Zmiany Nabil al-Malazi. Zwrócił uwagę na to, że kandydatka na prezydenta Białorusi Swietłana Cichanouska spotkała się na Litwie z francuskim filozofem i pisarzem Bernardem-Henrim Levym. Jego zdaniem jest on syjonistą, który przyczynił się do wybuchu wojny domowej w Libii czy protestów na Ukrainie, które obaliły prezydenta Wiktora Janukowycza. Z kolei według Mirosława Stankowskiego, narodowca i fana Eligiusza Niewiadomskiego, zabójcy prezydenta Narutowicza, jeśli Białorusini się nie opamiętają, to „obudzą się w kraju rządzonym przez syjonistów", którzy rozkradną cały ich przemysł. Następnie mikrofon powędrował w ręce Sławomira Zakrzewskiego, jednego z liderów Ruchu Suwerenności Narodu Polskiego, który domagał się intronizacji Chrystusa na króla Polski. Stwierdził on, że Polacy, Rosjanie, Serbowie i Białorusini tworzą jedną „słowiańską rzeszę", która pewnego dnia może „stanąć razem, tak jak Jagiełło zjednoczył Słowian".

Według Zakrzewskiego takiego scenariusza najbardziej obawiają się zewnętrzni wrogowie. „Łukaszenko to mąż stanu, drugi Jagiełło, który stanął w obronie rzeszy słowiańskiej". I dodał, że chciałby mieć takiego przywódcę. Na koniec wyraził nadzieję, że Władimir Putin nie pozwoli zniszczyć Białorusi. Po nim głos zabrał Maciej Poręba, który na manifestację przyszedł z ogromną flagą Federacji Rosyjskiej. On sytuację na Białorusi opisał z kolei przez pryzmat geopolitycznej rozgrywki, w której Mińsk jest najważniejszym punktem niezbędnym do kontroli Rosji. „Jest potrzebny do odcięcia Rosji i Chinom drogi lądowej przez Heartland do Europy". Na końcu do zebranych przemówił Adam Czeczetkowicz, znany z wypromowania swego czasu postaci Krzysztofa Kononowicza. I wezwał wszystkich Słowian, by razem „pogonili Zachód".

Nagranie z wiecu w internecie obejrzano niemal 40 tys. razy. Relacja z niego znalazła się również na stronie Sputnika. – Część z tych ludzi mówi o budowaniu sojuszu z Białorusią, Iranem i Chinami. Niektórzy z nich byli zresztą przed ambasadą Iranu, protestując po tym, gdy Amerykanie zabili generała Kasima Sulejmaniego. Chcą silnego antyamerykańskiego bloku, który będzie zrzeszał państwa socjalne gospodarczo, ale bardzo konserwatywne w materii obyczajowej – mówi dr Witkowski.

Inne motywy stojące za tak jednoznacznym poparciem dla Łukaszenki widzi prof. Jan Kubik: – Mówimy tu o nienawiści do liberalizmu i kosmopolityzmu. Ten liberalizm ma różne wymiary – polityczny, gospodarczy i kulturowy. Ten ostatni najbardziej denerwuje środowiska skrajnie prawicowe. Druga rzecz to pochwała autorytaryzmu, przekonanie, że politykę można uprawiać bez kontroli wzajemnej instytucji, bez trójpodziału władzy i bez kontroli społeczeństwa obywatelskiego. Łukaszenko i Putin są doskonałymi wzorami – tłumaczy politolog i antropolog polityczny z Uniwersytetu Rutgersa w stanie New Jersey.

Antysłowiańska zmowa

Niemal od początku antyrządowych protestów Aleksander Łukaszenko podkreśla, że są one inspirowane z zewnątrz. Mińsk o ingerencję w wewnętrzne sprawy kraju oskarża m.in. Stany Zjednoczone, Polskę, Czechy, Wielką Brytanię i Litwę. Podobny przekaz płynie również z mediów rosyjskich, które piszą o tym, że Zachód destabilizuje Białoruś według scenariusza, który miał się sprawdzić na Ukrainie. W artykule z 18 sierpnia rosyjski tygodnik „Argumenty i Fakty" twierdzi, że demonstranci poprzez komunikator Telegram otrzymują tajne instrukcje, jak organizować protesty. „Komsomolskaja Prawda" zastanawia się z kolei, kto finansuje demonstrantów. Echa tej narracji, wykluczającej to, że Białorusini sami, bez niczyjej inspiracji, wyszli na ulice, domagając się demokracji, oraz sprowadzającej ich do roli pionków rozgrywanych przez kogoś innego, słychać także w Polsce.

Rafał Mossakowski, założyciel ultraprawicowej internetowej telewizji CEPolska, wprost wymienia kwotę, jaką zagranica miała przeznaczyć na wywołanie protestów na Białorusi. Według niego mowa jest o 1,2 mld dol. Taką liczbę podaje też Piskorski, który zauważa, że spokojnie wystarczyłaby to do zdestabilizowania Polski, a co dopiero mniejszej Białorusi. Według dr. Stanisława Krajskiego, częstego gościa internetowej skrajnie prawicowej telewizji Wrealu24 i tropiciela spisków masońskich, Łukaszenkę chcą obalić Stany Zjednoczone, Unia Europejska i NATO. Z kolei dr Jan Ciechanowicz ze Związku Szlachty Polskiej Kresów Wschodnich w rozmowie z CEPolska przekonuje, że za wszystkim stoi „antysłowiańska zmowa międzynarodowa", której symbolem jest George Soros. Podobnego zdania jest poseł Konfederacji Grzegorz Braun, który uważa, że wpływ na „kurację, którą zaaplikowano teraz" Łukaszence, ma jego stosunek do pandemii koronawirusa. Autor portali Konserwatyzm.pl oraz Geopolityka.org Konrad Rękas wprost pisze, że środowiska związane z Sorosem rekrutowały ludzi, którzy na Białorusi mają obalić Łukaszenkę.

Ślad działalności USA za Bugiem dostrzega geopolityk dr Leszek Sykulski, który jest przekonany, że lutowa wizyta sekretarza stanu Mike'a Pompeo w Mińsku nie dotyczyła tylko kwestii energetycznych, ale „była przygotowaniem pod pewne mechanizmy kolorowej rewolucji". Z drugiej strony dodaje, że ciche przyzwolenie na protesty dała też Moskwa. Po co zagranica miałaby tak bardzo angażować się w sytuację na Białorusi? Wyjaśnił to na łamach „Myśli Polskiej" politolog prof. Adam Wielomski. Według niego po obaleniu Łukaszenki „agenci amerykańskiego i niemieckiego wywiadu, lobbyści różnych Sorosów wyprzedadzą wszystko zagranicznym inwestorom".

Ręce precz

Obok argumentów o tym, jak dobrym przywódcą jest Łukaszenko, oraz tych, że wymierzone w niego protesty są inspirowane zza granicy, w środowisku skrajnej prawicy dominuje przekonanie, że odejście Łukaszenki nie jest w interesie Polski. Najdosadniej ten sposób myślenia przedstawił Grzegorz Braun, który na Twitterze napisał: „Ręce precz od Białorusi". „Jakakolwiek forma ingerencji w sprawy wewnętrzne naszego najbliższego Sąsiada – gra na destabilizację inspirowaną ze Wschodu, czy z Zachodu, wszystko jedno – jest głęboko sprzeczna z polską racją stanu i polskim interesem narodowym" – stwierdził parlamentarzysta. Następnie na swoim kanale na YouTubie podkreślił, że Warszawa, angażując się w sytuację na Białorusi, realizuje wyłącznie interesy obcych mocarstw. Zdaniem Brauna, jeśli Polska „popiera scenariusz ulica i zagranica" w Mińsku, to ktoś może ten scenariusz wykorzystać później przeciwko niej.

Były poseł, a obecnie działacz radykalnej prawicy, Artur Zawisza podkreślił w Mediach Narodowych, że nie ma dowodów na to, że Łukaszenko przegrał wybory, dlatego Polska nie powinna opowiadać się po żadnej ze stron konfliktu. Apele o nieangażowanie się w sytuację na Białorusi płyną również ze strony Młodzieży Wszechpolskiej, portalu Kresy.pl czy Obozu Narodowo-Radykalnego. Zdaniem narodowców Polska nic na tym nie zyska, tak samo jak nie zyskała, angażując się wcześniej na Ukrainie. Koronnym argumentem wydaje się ten, że jakakolwiek próba odsunięcia Łukaszenki od władzy jeszcze bardziej wepchnie Białoruś w ramiona Władimira Putina. Zgodnie z tym myśleniem białoruski prezydent był do tej pory gwarantem tego, że Rosja nie wchłonie jego kraju. Inny wariant tego myślenia mówi, że Polska nie powinna wspierać białoruskiej opozycji, bo ma ona niejasne związki z Rosją, a jej zwycięstwo może tylko zwiększyć wpływy Moskwy. Janusz Korwin-Mikke już w lipcu mówił z mównicy sejmowej, że „musimy bronić Łukaszenki, który broni niepodległości Białorusi". Pod koniec sierpnia Piotr Korczarowski, redaktor naczelny internetowej telewizji eMisjaTv, stwierdził, że „nieraz Łukaszenko dowiódł, że nie jest człowiekiem Kremla, ale potrafi też zagrać suwerenną kartą".

Jak te argumenty oceniają eksperci? Prof. Agnieszka Legucka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych w rozmowie z „Plusem Minusem" wprost mówi, że Łukaszenko przestał już dbać nawet o resztki podmiotowości względem Kremla. – Obecnie musimy zdawać sobie sprawę, że dla Łukaszenki najważniejszym priorytetem pozostaje utrzymanie się u władzy nawet kosztem suwerenności własnego państwa. Jest w stanie oddać Rosji wszystkie aktywa, byle tylko pozostać na fotelu prezydenta. Łukaszenko stracił polityczny instynkt i wyczucie własnego społeczeństwa. To jak na początku protestów zachował się OMON, to, że prezydent wypowiedział wojnę własnemu społeczeństwu, wytrąciło argumenty tym państwom unijnym, które chciałyby z nim rozmawiać jako przywódcą narodu. Jest tak zdesperowany, że jest gotowy na scenariusz donbaski, czyli sprowadzenie Białorusi do roli regionu grabionego przez Rosję. Moskwa nie będzie nim zarządzała, tylko niczym odkurzacz zassie wszystko, co jeszcze ma jakąś wartość – prognozuje analityczka. Tym samym to Łukaszenko, a nie Zachód, przed którym tak ostrzega skrajna prawica, doprowadzi do rozkradzenia Białorusi. 

Polska nie powinna angażować się w wewnętrzne sprawy Białorusi, bo nie leży to w jej interesie narodowym. Łukaszenko to najlepsze, co mogło spotkać Białorusinów. Szkoda, że nie jest prezydentem Polski. A za protestami w Mińsku stoją Amerykanie, Żydzi i George Soros... Tak sytuację za Bugiem ocenia część środowisk skrajnie prawicowych i jawnie prorosyjskich.

Pierwsze skrzypce wśród obrońców białoruskiego reżimu nad Wisłą grają ludzie związani z partią Zmiana. Otwarcie prokremlowskie ugrupowanie pięć lat temu założył Mateusz Piskorski, bliski współpracownik Andrzeja Leppera. – Po upadku Samoobrony postanowił z różnych działaczy lewicy i prawicy stworzyć nową partię. Dołączyli do niej ludzie z narodowo-bolszewickiej Falangi, parę osób z PPS i kilku byłych działaczy Samoobrony – mówi dr Przemysław Witkowski, badacz skrajnie prawicowych ruchów politycznych z Collegium Civitas. Piskorski zasłynął tym, że w 2014 roku był obserwatorem podczas referendum na okupowanym przez Rosję Krymie. Wówczas wbrew opinii misji OBWE i większości państw Zachodu uznał, że było ono uczciwe. W 2016 roku pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji i Chin został zatrzymany przez ABW.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS