O szkodliwej prywatyzacji grzechu

Pandemia sprawiła, że występków rzadziej dopuszczamy się publicznie. Kasyna, hotele i restauracje są zamknięte, trzeba więc je sobie urządzić w czterech ścianach. W efekcie grzeszenie jeszcze bardziej zaczęło się wymykać spod społecznej kontroli.

Publikacja: 02.04.2021 18:00

O szkodliwej prywatyzacji grzechu

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Wielkanoc kojarzy się z grzechem bardziej niż inne święta. Poprzedzający ją Wielki Post daje impuls, aby się zastanowić, czy grzeszymy, a jeśli tak, to w jaki sposób, jak często i czy możemy to naprawić. Już dzieci w chrześcijańskich domach uczą się, że Chrystus umarł na krzyżu właśnie za grzechy ludzi. „On sam, w swoim ciele poniósł nasze grzechy na drzewo, abyśmy przestali być uczestnikami grzechów" – czytamy w Liście św. Piotra w Nowym Testamencie. I choć postęp cywilizacyjny zmienia formę popełnianych najczęściej grzechów (od hejtu w internecie po mobbing w pracy), to wszystkie sprowadzają się do złamania jakiegoś zakazu.




Chcesz zgrzeszyć jutro, zgrzesz zaraz

Z badań wynika, że refleksja na temat grzechów jest sprawą powszechną. Według raportu CBOS-u „Religijność Polaków w ostatnich 20 latach" 91 proc. z nas deklaruje się jako wierzący (8 proc. jako głęboko wierzący), a ponad 80 proc. – jak pokazało wcześniejsze badanie „Kanon wiary Polaków" – jest przekonanych, że Bóg wysłuchuje ich modlitw. Dwie trzecie z nas deklaruje przystąpienie do spowiedzi wielkanocnej (68 proc. w 2016 r.). Choć odsetki te w ostatnich latach maleją, to osoby wierzące stanowią nadal zdecydowaną większość. Zatem można też założyć, że w jakiejś formie dokonują rachunku sumienia.

Człowiek, który grzeszy, z jednej strony osłabia albo wręcz zrywa swoją osobistą więź z Bogiem. Z drugiej strony można to porównać do trucizny podanej społeczności. Takie społeczne rozumienie grzechu odnaleźć można już w Starym Testamencie. W księgach Micheasza i Jeremiasza są fragmenty, które pokazują, że Bóg za grzeszne uważa takie zachowanie, który szkodzi drugiemu człowiekowi albo całej społeczności. „Jeśli zatem grzesznik przez swój czyn zakłóca lub rozbija wspólnotę Ludu Bożego, wykracza jednocześnie przeciwko więzi z Bogiem (...) Pierwotna gmina chrześcijańska uważała grzech za chorobę, która szkodzi życiu całej wspólnoty" – opisuje ks. prof. Jacek Bramorski.

Pierwsze zestawienia grzechów pojawiły się w księgach Nowego Testamentu.

W zależności od regionu świata nazywano je wadami, namiętnościami, pożądliwościami, chorobami duszy czy nawet siedmioma demonami. Do katechizmów klasyfikacja siedmiu grzechów trafiła w XVI wieku. Znalazła się też w opublikowanym po raz pierwszy w 1992 r. i obowiązującym obecnie Katechizmie Kościoła katolickiego. Są to pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, łakomstwo, gniew i lenistwo. To z nich wywodzą się wszystkie inne ludzkie wady.

Nie ma miary, która pokazałaby, czy w ostatnim roku grzeszyliśmy bardziej czy mniej niż wcześniej. Z pewnością zmieniały się możliwości zrobienia czegoś wbrew normom postępowania. – Czas pandemii to w znacznym stopniu okres zawieszenia sfery publicznej, a zwłaszcza sektora usług turystycznych, hotelarstwa, gastronomii, rozrywki. Z pewnego punktu widzenia można na tę sferę spojrzeć jak na instytucjonalną infrastrukturę grzechu – mówi „Plusowi Minusowi" prof. Wojciech Pawlik, zajmujący się m.in. socjologią moralności. – Polacy w czasie pandemii zostali odcięci od okazji popełniania grzechów, które ta infrastruktura stwarzała. Spora część społeczeństwa pracuje w sposób zdalny. Tymczasem grzechy obżarstwa i opilstwa, cudzołóstwo i seksualna nieczystość, intrygi, kłótnie i wiele innych wymagają po prostu kontaktów społecznych, interakcji i instytucjonalnego zaplecza.

Jest też druga strona tego zjawiska: mniej kontaktów to słabsza kontrola społeczna ze strony sąsiadów, znajomych czy współpracowników nad tym, co robimy i w jaki sposób. Pandemia przypomniała nam też o nieprzewidywalności i ulotności życia, które teoretycznie sprzyjać mogą rozluźnieniu norm moralnych i religijnych. W takich warunkach pojawić może się myśl, aby nie odkładać tego, co mamy ochotę zrobić, nawet jeśli jest to wbrew regułom.

Pycha

Pycha jest początkiem grzechu każdego"; „Duch pyszny poprzedza upadek"; „Lepiej być skromnym pośród pokornych niż łupy dzielić z pysznymi". To maksymy ze Starego Testamentu. Pycha rozumiana jest jako przecenianie swoich możliwości i dumne okazywanie tego innym. Czy brzmi to jak opis zachowania osób, które w czasie pandemii ostentacyjnie rezygnują z noszenia maseczek ochronnych lub nie stosują się do innych zaleceń? W ostatnim roku media podawały historie osób, które najpierw negowały pandemię, po czym zakaziły się koronawirusem. Słyszeliśmy doniesienia typu: „Ukraiński influencer fitness, który nie wierzył w epidemię, zmarł w wieku 34 lat na Covid-19". Demonstracyjnie maski ochronnej nie nosił amerykański prezydent Donald Trump, który zaraził się jesienią. Wcześniej – jak przypomniała telewizja BBC – komentował, że jego kontrkandydat w wyborach na prezydenta Stanów Zjednoczonych, Joe Biden, wygląda komicznie, zasłaniając publicznie nos i usta.

Ukryta w takim zachowaniu pycha ujawnia się w tym, że ktoś polega na własnym przeczuciu, które nie ma oparcia w tym, co określa się jako Evidence-based medicine, czyli nauce opartej na dowodach i wnioskach wyciągniętych z obserwacji i eksperymentów. – Osoby, które nie mają wiedzy medycznej, często próbują narzucać wizję właściwego postępowania. Pojawiają się pseudoeksperci, którzy nie powołują się na wyniki badań naukowych, tylko przekonują do rozwiązań, pod którymi nie podpisałby się żaden odpowiedzialny lekarz. Kolejne osoby z dużą pewnością siebie przekazują niestety takie porady dalej – komentuje prezes Polskiego Towarzystwa Chorób Cywilizacyjnych prof. Filip Szymański.

Na pyszne kwestionowanie obowiązujących zasad można spojrzeć też inaczej – jak na reakcję wobec chaosu informacyjnego i niespójnych wypowiedzi ekspertów. Lekarze wielokrotnie tłumaczyli to tym, że zmieniał się aktualny stan wiedzy dotyczący choćby skuteczności maseczek czy uzasadnienia dla kolejnych obostrzeń. Zmienność bywała jednak tak duża, że pojawiało się poczucie dezorientacji, które otwierało drogę do kwestionowania nakazów, tworzenia autorskich strategii, często na podstawie informacji znalezionych przypadkowo w internecie, a potem jeszcze przekonywania do nich innych. Obserwowaliśmy to przed rokiem, gdy kolejne osoby opowiadały o różnych – niemających często nic wspólnego z realiami – scenariuszach pandemii, powołując się na wiedzę wujków i kuzynów, którzy mieli rzekomo posiadać dostęp do tajnych informacji.

Na współczesną pychę spojrzeć można jeszcze inaczej – szerzej, cywilizacyjnie. Teolog ks. prof. Waldemar Cisło zauważa: – Po raz kolejny w historii dumny, pyszny człowiek, zdobywający kosmos, panujący nad światem, musiał ugiąć się przed czymś małym, niewidzialnym, niemierzalnym – przed wirusem.

Chciwość

W „Słowniku języka polskiego" chciwość definiowana jest jako pożądanie czegoś. „Słownik synonimów" podaje z kolei wyrazy o podobnym znaczeniu, takie jak łapczywość i zachłanność. Z jednej strony, gdyby nie chciwość – rozumiana nawet w najprostszy sposób, jako chęć wzbogacenia się – utrudniony byłby jakikolwiek postęp technologiczny i cywilizacyjny. Pewnie w 2020 roku nie rozwinąłby się rynek webinariów zastępujących tradycyjne konferencje czy narzędzi telemedycyny wybieranych zamiast osobistej wizyty u lekarza. Chciwość widziana w ten sposób zwiększa szanse, że nasze życie będzie ciekawsze, wygodniejsze, bezpieczniejsze. Pragnienia następują jedno po drugim, jak opisywał to Artur Schopenhauer, przekonując, że „gdy zaspokoimy jeden brak, wnet zjawia się inny, gdy osiągniemy jeden cel, wnet nas – znudzonych – inny ku sobie porywa... i tak ciągle. Nigdy spokoju, nigdy spoczynku: wola chce tylko chcieć i dlatego jest wiecznie niezaspokojona".

W ostatnich miesiącach chciwość objawia się też inaczej – jako żądza szybkiego powrotu do dawnego rytmu życia, sprzed pandemii. – Jesteśmy zachłanni wobec wrażeń i bodźców. Tymczasem musimy spędzać więcej czasu w domach, odcięto nam dostęp do rozrywek, które wróciły latem tylko na chwilę, żeby potem znów zniknąć z naszego życia z powodu drugiej i trzeciej fali pandemii. To u wielu z nas wywołuje frustrację, a nawet złość – komentuje psycholog Dorota Minta.

Chciwość może być większa, gdy pojawia się świadomość, że zapasy tego, z czego korzystamy, są ograniczone. – W czasie gdy niemal pewne było już zamknięcie basenów, potrafiłam nie wychodzić z pływalni przez kilka godzin. To było automatyczne przekonanie, że trzeba maksymalnie wykorzystać to, co jest dostępne, nacieszyć się tym, choć przecież wiem, że nie da się pływać na zapas – przyznaje Natalia Miller z Warszawy.

Podobne zachowania można było zaobserwować w kinach, na stokach narciarskich czy nawet w ostatnich dniach października na wielu cmentarzach, kiedy ludzie przeczuwali, że zaraz zostaną zamknięte nekropolie, a zbliżało się święto Wszystkich Świętych.

Nieczystość

Człowiek popełniający grzech nieczystości nie dopasowuje się do zaleceń swojej religii, które dotyczą życia seksualnego. Socjologowie przyznają, że nie potwierdziła się stawiana przez nich rok temu hipoteza, że w czasie pandemii odnotowany zostanie wzrost liczby narodzin. – Okazało się, że spodziewany wysyp „koronadzieci" nie nastąpił, wprost przeciwnie, dzieci urodziło się bezpośrednio po tym okresie mniej. O czym to świadczy? Możemy tylko zgadywać: albo Polacy, zestresowani i sfrustrowani przedłużającą się pandemią i różnymi ograniczeniami z tym związanymi częściowo stracili ochotę na seks, albo – przeciwnie – zadbali, by ten seks oddzielić od prokreacji, a mówiąc innym językiem, stosowali antykoncepcję.

– Czyli w języku Kościoła katolickiego, pod tym względem bardziej w okresie pandemii grzeszyli – przyznaje prof. Wojciech Pawlik. W ostatnich miesiącach wiele relacji matrymonialnych, a także zdrad, przeniosło się do świata wirtualnego. Seksuolodzy obserwują zwiększenie zainteresowania pornografią w sieci. – Są osoby, które na portalach i w aplikacjach randkowych nawiązują kontakt, a potem nierzadko romans, z kilkoma partnerami równolegle. Takie zachowania są kuszące i pobudzają wydzielanie adrenaliny.

– Kompensujemy sobie niedostatek silnych wrażeń i możliwości poznawania ludzi: nie pojedziemy na wycieczkę, nie poznamy nowej osoby na imprezie lub w pracy – komentuje psycholog Dorota Minta. Taka forma grzeszenia, odbywająca się w dużej części na ekranie telefonu lub komputera, zwykle jest niedostępna dla postronnych obserwatorów i przez to wymyka się ich kontroli i ewentualnej reakcji.



Zazdrość

Współczesną zazdrość zauważyć można na dwóch poziomach: mikro i makro. Z jednej strony zazdrościmy osobom, które łatwiej i łagodniej przeżywają trudny czas pandemii. „Jestem przeciążona obowiązkami zawodowymi, które muszę wykonywać w ramach pracy zdalnej, domowym nauczaniem dzieci oraz opieką nad niemowlakiem, a także wszelkimi innymi ograniczeniami kwarantanny. Mój stan psychiczny oceniam na niski" – przyznawała jedna z uczestniczek pierwszego etapu badania „Życie codzienne w czasach pandemii", przeprowadzonego przez badaczy z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Psychologowie na podstawie obserwacji w swoich gabinetach zauważają, że zazdrość dotyczy lepszych warunków lokalowych, tego, że ktoś został wcześniej zaszczepiony przeciwko koronawirusowi, oraz zagranicznych wyjazdów, po których zostają widoczne dla pozostałych zdjęcia na portalach społecznościowych.

Z drugiej strony, zazdrościmy mieszkańcom krajów, które odnotowują mniej zakażeń lub szybko szczepi się w nich dużą część populacji, a to otwiera drogę do luzowania obostrzeń.

W wielu regionach Izraela otwierane są bary i kawiarnie, rozpoczyna się popandemiczna zabawa. W czasie rozmów z epidemiologami słyszę, że jest to często zazdrość nieuzasadniona: uzyskanie odporności zbiorowej po szczepieniach w Izraelu, gdzie mieszka w sumie niespełna 9 milionów osób, czy na Seszelach, gdzie liczba mieszkańców nie przekracza 100 tysięcy, z założenia musi trwać krócej niż w kraju wielkości Polski.

Łakomstwo

W czasie pandemii często szukamy stymulacji – tego, co da choć namiastkę przedpandemicznego życia. Przekonanie, że grzech pozwala oderwać się na chwilę od ograniczeń, może prowadzić do częstszego i nadmiernego sięgania po jedzenie, alkohol czy nawet, jak zauważają psychologowie, substancje psychoaktywne.

Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu może być też reakcją na wywołany trudną sytuacją stres. Pojawiają się różne medyczne szacunki, ile kilogramów przytyliśmy średnio w czasie pandemii, w okresie gdy pracujemy zdalnie i nie mamy dostępu do klubów fitness oraz siłowni. Lekarze mówią o pacjentach, którzy przed pandemią mieli prawidłową masę ciała, a teraz mają nadwagę, albo mieli nadwagę, a teraz przekroczyli granicę otyłości. Jak z nieba spadają też kolejne uzasadnienia dla częstego sięgania po jedzenie. – Na deser codziennie zamawiam pyszne ciasta z lokalnej cukierni. Oczywiście po to, by wspierać w kryzysie lokale w mojej dzielnicy, w odruchu dobrego serca. Choć to też odruch brzucha – przyznaje się dziennikarz radiowy Bogdan Zalewski.

Łakomstwo dotyczy nie tylko jedzenia czy używek, ale też przeżyć. 40-letnia mieszkanka Warszawy opowiadała mi, jak po wprowadzeniu kolejnych obostrzeń przejechała w wolny dzień 500 kilometrów samochodem: spontanicznie, bez większego celu, w pewnym momencie nawet bez radości, żeby tylko poczuć namiastkę tego, jak było dawniej, gdy podróżowała regularnie.



Gniew

Zewsząd docierają do nas informacje o wzrastających wskaźnikach zaburzeń psychicznych, co ma być związane z trwająca pandemią. Czy to jeszcze ostrzeżenie, czy już raczej samospełniająca się przepowiednia?" – pytał w marcu 2021 r. na łamach „Plusa Minusa" publicysta i psycholog Tomasz Witkowski. Twardych dowodów na związek przyczynowy między pandemią a występowaniem zaburzeń nie ma. Są jednak liczby: w 2020 r. psychiatrzy – według danych Narodowego Funduszu Zdrowia – byli jedyną grupą lekarzy specjalistów, którzy wystawili więcej recept na leki w porównaniu z rokiem 2019 (wzrost o 3 proc.). Były to zwłaszcza preparaty antydepresyjne i uspokajające, przepisywane głównie osobom zmagających się z lękiem i zaburzeniami snu.

Obecność problemu potwierdzają psychiatrzy, którzy zwracają uwagę na objaw w ostatnich miesiącach pojawiający się częściej niż dawniej. To irytacja połączona z drażliwością, która przejawia się tym, że ktoś gniewem reaguje na zachowanie dziecka czy nie potrafi opanować złości, do tego stopnia, że aż niszczy przedmioty. – Właśnie z powodu takich zachowań wielu pacjentów po raz pierwszy odwiedziło psychiatrę. Przygnębienie i obniżoną zdolność do odczuwania przyjemności łatwiej jest ukryć, przeczekać. Na drażliwość najszybciej uwagę zwracają nasi bliscy, którzy mówią: „Co się z tobą stało? Stałeś się nerwowy" – komentuje krajowy konsultant w dziedzinie psychiatrii prof. Piotr Gałecki.

Jan Chrzciciel de la Salle przekonywał, że gniew to impuls duszy, przez który odrzucamy to, co nam się nie podoba. Byłoby to przeciwieństwo cierpliwości okazywanej wobec drugiego człowieka. Współczesna duża impulsywność może prowadzić do przemocy.

Lenistwo

Niechęć do pracy – tak lenistwo definiowane jest w „Słowniku języka polskiego" pod redakcją Witolda Doroszewskiego. Zbliżone znaczenie mają opieszałość, gnuśność czy nieróbstwo. Ale te słowa często nie pasują do naszego zachowania w czasie pandemii. Socjologowie pracy zwracają uwagę, że duża grupa osób chce angażować się w kolejne projekty zawodowe. Stąd blisko może być do grzechu chciwości. Pierwszy powód to większe zapasy czasu, jakie dała nam pandemia przez mniejszy dostęp do rozrywek, utrudnione dalekie podróże czy pracę zdalną i brak potrzeby dojeżdżania do biura.

Drugi powód to poczucie, że w niepewnych czasach należy sięgać po każdą okazję, która pozwala zarobić pieniądze. Tak działa higieniczna funkcja bezrobocia: szacunek do pracy zwiększa się, gdy realna jest perspektywa jej utraty. Jednocześnie do lenistwa zachęcać może brak fizycznej kontroli pracodawcy, gdy obowiązki wykonuje się zdalnie. – Nowa sytuacja wytworzyła nową formę grzeszenia. U niektórych pojawia się myśl, że nie musimy dbać o siebie, bo wiele można ukryć, odpowiednio operując kamerą komputera i telefonu. U części osób, które nie umieją pracować samodzielnie, pojawiły się problemy z lenistwem i oszukiwaniem. Znam przypadki, w których studenci i uczniowie w czasie egzaminu mieli monitory i ściany oklejone ściągami. Raz doprowadziło to nawet do unieważnienia obrony pracy magisterskiej – opisuje ks. prof. Waldemar Cisło.

Grzech został w domu

Granica między grzeszeniem a czerpaniem radości z życia czasami jest trudna do wyznaczenia. Ostatni rok pokazał nie tylko, jak można grzeszyć, lecz także to, jak duże są pokłady naszego altruizmu i troski o innych. Wystarczy wspomnieć akcje robienia zakupów dla seniorów czy wyprowadzania na spacer psów sąsiadów. Wiele osób wykorzystało dodatkowy czas, aby poprawić znajomość języka obcego, zadbać o swoją kondycję fizyczną, przygotować się do zaległego egzaminu. Wrażenie, że miesiące pandemii upłynęły nam głównie pod znakiem grzechu, byłoby z pewnością nieuzasadnione.

Jednak jeśli już myślimy o grzechach, to możemy też spojrzeć na wydarzenia ostatniego roku jak na okazję do nawrócenia się. Papież Franciszek w grudniu 2020 r. przekonywał, że epidemia obnażyła nasze słabości i fałszywe pewniki, na których opieraliśmy się wcześniej. Jednocześnie widzimy, że grzech może być w takim czasie jeszcze bardziej kuszący. Zwłaszcza gdy musimy dopasowywać się do zasad, na które nie mamy wpływu. Czas dezorganizacji i kryzysów społecznych często odbija się na rozluźnieniu norm moralnych i religijnych. Właśnie grzeszenie daje wtedy poczucie choćby chwilowej kontroli nad przebiegiem zdarzeń i nad swoim życiem, a w konsekwencji namiastkę tego, co lubimy nazywać – myśląc o rytmie życia sprzed pandemii – normalnością.

Pandemia nie wytworzyła wielu nowych grzechów, tylko raczej te, które już były, zyskały nową formę. Przez ograniczony dostęp do restauracji, klubów czy wyjazdów integracyjnych, grzeszenie przenieśliśmy do sfery osobisto-rodzinnej, rzadziej dokonuje się ono publicznie. Nasze grzechy zostały zaryglowane razem z nami w domu i przez to stały się jeszcze bardziej prywatne. To rodzi niebezpieczeństwo, iż takie zachowania mogą wymykać się społecznej kontroli, bo łatwiej jest je ukryć. Gdy jesteśmy zamknięci w swoich czterech ścianach, efekt społecznej reakcji, który często mógłby powstrzymać nas przed wykonaniem jakiegoś działania, jest osłabiony i często opóźniony. W takich okolicznościach kontrola społeczna, choćby ta nieformalna, w postaci czujnego oka sąsiadów, znajomych czy współpracowników, działa słabiej. To powinno dać do myślenia, gdy coraz częściej słychać głosy, że do tak zwanej dawnej normalności już nie wrócimy i towarzyszyć nam będą wciąż – w różnych proporcjach – praca zdalna i spotkania, konferencje, wykłady online. Skoro uwaga społeczeństwa nie jest już tak wyostrzona, rośnie rola naszej wewnętrznej czujności. Właśnie dlatego praktyka rachunku sumienia, choćby tego wielkanocnego, może być tu bardzo przydatna. 

Korzystałem z artykułów J. Bramorskiego „Społeczny wymiar grzechu jako zniewolenia" i W. Pawlika „Rozumienie i świadomość grzechu – perspektywa socjologiczna"

Autor jest socjologiem i dziennikarzem Radia RMF FM

Wielkanoc kojarzy się z grzechem bardziej niż inne święta. Poprzedzający ją Wielki Post daje impuls, aby się zastanowić, czy grzeszymy, a jeśli tak, to w jaki sposób, jak często i czy możemy to naprawić. Już dzieci w chrześcijańskich domach uczą się, że Chrystus umarł na krzyżu właśnie za grzechy ludzi. „On sam, w swoim ciele poniósł nasze grzechy na drzewo, abyśmy przestali być uczestnikami grzechów" – czytamy w Liście św. Piotra w Nowym Testamencie. I choć postęp cywilizacyjny zmienia formę popełnianych najczęściej grzechów (od hejtu w internecie po mobbing w pracy), to wszystkie sprowadzają się do złamania jakiegoś zakazu.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS