Ukraińcy zmienili Polskę. Ale tylko trochę

Więcej sąsiadów ze wschodnim akcentem, więcej ofert w aplikacjach randkowych i większa frekwencja na festynach. O takich zmianach, jakie przyniósł ostatni rok, mówią mieszkańcy podwarszawskiej gminy.

Publikacja: 24.02.2023 17:00

Rozmówcy „Plusa Minusa” mówią o przełamanych przez ten rok stereotypach, ale i pozornej asymilacji c

Rozmówcy „Plusa Minusa” mówią o przełamanych przez ten rok stereotypach, ale i pozornej asymilacji części uchodźców. Czy zatem po wojnie związki Polaków i Ukraińców pozostaną silne? Na zdjęciu protest przed ambasadą Rosji w Warszawie, 15 października 2022 r.

Foto: Wojciech Krynski / Forum

Nigdy tak często nie miałem poczucia, że jestem silniejszy od osób, które spotykam – mówi mieszkaniec gminy Lesznowola na Mazowszu, mężczyzna po trzydziestce. – Silniejszy, czyli taki, który podpowiada, co robić i gdzie się zgłosić, by załatwić sprawę, a nie czekający, aż ktoś jemu pomoże. To trochę odświeżyło spojrzenie. Jeszcze niedawno moi krewni wyjeżdżali do pracy do Niemiec czy Anglii i tam ich los zależał od tego, kogo spotkali na swojej drodze. Od kiedy są u nas uchodźcy z Ukrainy, czuję, że role się odwróciły – dodaje.

Inny miejscowy rozmówca „Plusa Minusa” zauważa zmiany na lokalnym rynku matrymonialnym. – Na Tinderze jest dużo więcej 20-, 30- i 40-latek z Ukrainy. Generalnie jest więcej kobiet. Znam co najmniej trzy pary Polak–Ukrainka, gdzie oboje poznali się w Polsce w ostatnich miesiącach – opowiada. Ale zastrzega: – Nie przewiduję, by skończyło się to polsko-ukraińskimi małżeństwami.

Czytaj więcej

Odolany, czyli warszawski Hongkong. Stara bieda i nowe korki

Powiat wyjątkowy

Rok temu, gdy napłynęła ogromna fala ukraińskich uchodźców, część osób spodziewała się socjokulturowej rewolucji w naszym kraju. Po 12 miesiącach widać raczej zestaw większych i mniejszych zmian. Taka jest przynajmniej perspektywa podwarszawskiej gminy.

Lesznowola to gmina wiejska położona na południe od Warszawy, w powiecie piaseczyńskim. Przejeżdżają przez nią kierowcy jadący do stolicy krajową siódemką od strony Krakowa i Kielc. Na terenie gminy leży m.in. Wólka Kosowska, gdzie działa Chińskie Centrum Targowe skupiające hurtowników z Chin, Wietnamu czy Turcji. Jest też miejscowość Magdalenka, w której w 2003 r. doszło do słynnej strzelaniny. Jej następstwem było stworzenie przez Komendę Główną Policji Biura Operacji Antyterrorystycznych. To również ta sama Magdalenka, w której przedstawiciele komunistycznej władzy i części demokratycznej opozycji prowadzili nieformalne rozmowy przed obradami Okrągłego Stołu i w ich trakcie.

Do gminy Lesznowola wyprowadza się wiele osób z Warszawy. Popularne wśród nich są m.in. nowe osiedla w Starej i Nowej Iwicznej.

Powiat piaseczyński wyróżnia się na socjodemograficznej mapie Polski. Jest w pierwszej trójce tych, w których w ubiegłym roku najbardziej zwiększyła się liczba mieszkańców. Przybyło tam ponad 18 tys. osób. Liczba mieszkańców wzrosła tylko w pięciu województwach. Najbardziej na Mazowszu. O tych danych zdecydowały setki tysięcy Ukraińców. Wiceminister spraw wewnętrznych Paweł Szefernaker podał, że w 2022 r. Polska przyjęła na stałe ponad milion uchodźców z Ukrainy. Na początku lutego tego roku szefowa resortu rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg informowała, że nad Wisłą pracuje niemal 900 tys. uchodźców, wśród nich głównie kobiety.

Sąsiedzi z piętra

Mieszkam na nowo wybudowanym osiedlu w miejscowości Zamienie od sierpnia 2022 r. Wszyscy są tutaj od niedawna. Na moim piętrze jest pięć mieszkań. Jedno stoi puste, drugie zajmuję ja, w pozostałych trzech są rodziny z Ukrainy – opowiada „Plusowi Minusowi” Ewa Skalniak, mieszkanka gminy Lesznowola. – Moje osiedle jest zamknięte. Tym bardziej zwraca uwagę język ukraiński, który często można usłyszeć w sklepach i na osiedlowych uliczkach, na parkingu jest dużo aut z ukraińskimi rejestracjami. Zanim przeprowadziłam się do tej gminy, mieszkałam na warszawskim Mokotowie. Tam obecność Ukraińców nie zwracała uwagi tak bardzo jak tutaj. Może to specyfika nowych osiedli w mniejszych miejscowościach? Podobne wrażenie ma mój kolega, który od niedawna mieszka w podwarszawskim Wołominie – dodaje.

Gmina Lesznowola ma ponad 30 tys. mieszkańców. Mimo że gminny urząd nie ma precyzyjnych statystyk, jaki odsetek spośród nich stanowią ukraińscy uchodźcy, na podstawie innych informacji można śmiało powiedzieć, że to wyraźnie ponad 5 proc. populacji, co najmniej ok. 2 tys. osób.

Od marca 2022 do początku lutego 2023 r. do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej wpłynęło 1416 wniosków o tzw. 300+, czyli jednorazowe świadczenie finansowe dla obywateli Ukrainy. Wnioski w tej sprawie należy składać w gminie, w której stale się przebywa. Trzeba jednak pamiętać, że osób, które zatrzymały się na dłużej, może być zdecydowanie więcej, bo praktyka pokazuje, że Ukraińcy składają często jeden wniosek, który dotyczy kilku uchodźców.

Skalę napływu migrantów zza wschodniej granicy obrazują też dane dotyczące nadawanych numerów PESEL. Od marca ubiegłego roku do początku lutego tego roku Urząd Gminy Lesznowola wydał obywatelom Ukrainy 2808 takich numerów. Prośby w tej sprawie pojawiają się cały czas, tylko w tym roku było ich 55.

W szkołach na terenie gminy uczy się teraz 277 dzieci ukraińskich uchodźców, a do przedszkoli zapisano ich 18. Do tych liczb trzeba podchodzić ostrożnie, bo część ukraińskich dzieci zdalnie bierze udział w lekcjach organizowanych przez ich szkoły w Kijowie, czy we Lwowie. Część dojeżdża do szkół w Warszawie i innych okolicznych gminach, a część korzysta z przygotowanych dla uchodźców centrów edukacyjnych właśnie do nauki online, wyposażonych w komputery. Najwięcej takich miejsc jest w stolicy.

– W porannych i popołudniowych autobusach, które jeżdżą ulicą Puławską, spotykam ukraińskie dzieci z plecakami i zeszytami. Zaobserwowałem, że wsiadają zwykle w okolicach Mysiadła i Starej Iwicznej. Widać, że regularnie dojeżdżają. To robi dobre wrażenie, takie że jest pełna asymilacja – opowiada pasażer autobusu jadącego z Lesznowoli do centrum Warszawy. Udana asymilacja, o której mówi wiele osób, bywa jednak często tylko pozorna.

Czytaj więcej

Czy ambicje w pracy to droga do samotności?

Rozumiem, ale nie powiem

Do wakacji wydawało mi się, że uchodźcy świetnie radzą sobie w Polsce. Pracują, mają znajomych, uczą się polskiego. Potem zrozumiałem, że tylko mi się wydawało – opowiada Marcin, pracownik firmy, która organizuje m.in. koncerty i festyny.

Latem i jesienią pracował w gminie Lesznowola i okolicy. – To był moment, gdy zaczęły znikać duże masowe punkty pomocy dla uchodźców na dworcach i w szkolnych halach. Od czasu do czasu spotykałem wtedy pojedynczych Ukraińców. Widywałem ich w firmach sprzątających, w hotelowej recepcji, za ladą w sklepie. O pomocy dla Ukrainy zaczęło się mówić mniej – wspomina. – Nagle na letnim festynie okazało się, że większość osób przed sceną to Ukraińcy, którzy bardzo chcą wziąć udział w konkursach i wygrać upominki. Koszulki, czapki, notesy, powerbanki były dla nich bardzo atrakcyjne. Problem polegał na tym, że albo wcale nie mówili po polsku, albo robili to bardzo słabo – opowiada.

Dla organizatorów festynu zaskakujące było to, że te same osoby oddawały im wcześniej wypełnione poprawną polszczyzną formularze konkursowe. – Problem pojawiał się, gdy wyławialiśmy ich z tłumu i prosiliśmy, by opowiedzieli, co napisali. Część tłumaczyła, że w pisaniu pomógł im znajomy Polak, inni – że rozumieją nasz język i potrafią pisać po polsku, ale mówienie jest dużo trudniejsze. Znów, jak wiosną, zobaczyłem ludzi, którzy mają sporo wolnego czasu i chcą dostać coś za darmo. Wrażenie, jakie zrobili na mnie, było tak silne, że nie pamiętam z tamtych imprez ani jednego Polaka – dodaje Marcin.

W gminnym budynku w miejscowości Nowa Iwiczna mieszka obecnie 19 uchodźców: mamy i ich dzieci. Gmina Lesznowola przyznała też komunalne mieszkanie pięcioosobowej rodzinie z Ukrainy, małżeństwu z trójką małych dzieci.

W urzędzie gminy do dzisiaj znaleźć można pamiątki po pierwszych falach napływu uchodźców. Wśród nich jest rysunek dziewczynki z Ukrainy, który powstał, gdy jej mama załatwiała urzędowe sprawy. Dzieci korzystały z kącika zabaw z książkami i przyborami plastycznymi. Obrazek przedstawia czerwone serce na tle ukraińskiej flagi z podpisami po angielsku i po polsku: „Ukraina. I love” i „Koniec wojny”.

Od urzędników dostaję też gminny biuletyn, a w nim artykuł, którego autorką jest pochodząca z Mariupola Natalia Kuzmina. Natalia przyjechała do Polski przed rosyjską inwazją i wiosną 2022 r. pracowała w Urzędzie Gminy w Lesznowoli jako tłumaczka. Pomagała swoim rodakom w załatwianiu spraw związanych z otrzymaniem numeru PESEL czy złożeniem wniosku o 500+. W biuletynie wymienia najbardziej zaskakujące pytania, które zadali jej uchodźcy, gdy organizowali sobie życie w nowym miejscu: gdzie jest najbliższy weterynarz? Jak pomóc dziecku zaaklimatyzować się w szkole? Gdzie można pracować? Jak umówić się do lekarza? Kiedy można wrócić do domu?

Pani Natalia, choć sama jest w Polsce od niedawna, weszła w rolę gospodarza. „Wiele osób wróciło, a ci, którzy zostali w gminie, nawet dzisiaj nadal zwracają się do nas. Niektórzy przychodzą często, ponieważ czują się wciąż zagubieni, a ktoś, kto potrafi już rozwiązać wszystkie problemy, przychodzi spotkać się z nami – porozmawiać i podziękować za wsparcie. To jest najważniejsza rzecz w naszej pracy – pomagać w słowie, czynie, uśmiechnąć się, zrobić wszystko, aby ludzie czuli się bezpiecznie i dobrze w obcym kraju” – napisała pani Natalia.

Wnuczka bez zaśpiewu

Mieszkańcy gminy Lesznowola przyznają, że napływ do ich regionu uchodźców przyniósł dla nich doświadczenia, których się nie spodziewali. – Wiem już, jak brzmi ukraiński hymn. Kilka razy spotkałem grupy Ukraińców, którzy go śpiewali: na ulicy, w restauracji, nawet na pływalni. Tłumaczyłem to sobie tym, że muszą odreagować stres, emocje – opowiada mieszkaniec Wólki Kosowskiej. – Do tamtej pory znałem tylko melodię i słowa polskiego hymnu. Teraz potrafię rozpoznać ten ukraiński – dodaje.

– Gdy szukaliśmy opiekunki dla mojej wnuczki, dobre wrażenie zrobiła na nas pani Olena, która w marcu uciekła do Polski przed wojną. Nawiązaliśmy z nią współpracę. Moi znajomi pytali, czy nie obawiam się, że wnuczka, która będzie spędzać tyle czasu z Ukrainką, zacznie mówić z ukraińskim zaśpiewem. Sam złapałem się na tym, że mam wątpliwości – opowiada lekarz, który pracuje w Warszawie, a mieszka w gminie Lesznowola. – Po kilku miesiącach jesteśmy zadowoleni z tego, jak pani Olena pracuje. Zaśpiewu u wnuczki nie ma. Wątpliwości nie były uzasadnione – przyznaje.

Sytuacja uchodźców w tej części Mazowsza jest nietypowa ze względu na położenie gminy Lesznowola. Od zachodu sąsiaduje z gminą Nadarzyn, gdzie od niemal roku działa w halach targowych największe w Polsce centrum noclegowe dla ukraińskich uchodźców. Obecnie mieszka tam ponad 1000 Ukraińców. Wiosną ubiegłego roku było ich tam w jednym momencie nawet ok. 8 tys. Każdy uchodźca w Nadarzynie może bezpłatnie dostać dach nad głową. Przez ostatni rok zatrzymało się tam w sumie ponad 120 tys. osób, wśród nich głównie kobiety, dzieci i starsze osoby.

Wiosną ubiegłego roku między halami targowymi działał Dworzec Europa. Stamtąd odjeżdżały autokary, które zawoziły uchodźców do różnych części Europy: Holandii, Niemiec, Francji. Tomasz Szypuła, dyrektor Ptak Warsaw Expo, czyli centrum targowego, w którego halach działa punkt pomocowy, opowiada, że obecnie na miejscu korzystają z pomocy osoby, które mają największe trudności z tym, by się usamodzielnić. Są to z jednej strony osoby z chorobami przewlekłymi i niepełnosprawnościami, które zajmują oddzielną halę, a z drugiej wieloosobowe rodziny, w których są seniorzy i co najmniej kilkoro dzieci. Mało kto spośród nich zna język polski. Nawet gdy jedna albo dwie osoby z takiej rodziny znajdą pracę, nie zwiększa to radykalnie szans na wynajęcie mieszkania w okolicy i niezależność.

Centrum pomocowe działa dalej, a równolegle, w innych halach, na najbliższe tygodnie zaplanowane są targi poświęcone m.in. branży budowlanej i motoryzacyjnej.

Duży punkt noclegowy w Nadarzynie przyspieszył zmiany w okolicznych miejscowościach. Dyrekcja Światowego Centrum Słuchu w pobliskich Kajetanach potwierdza, że wzrosła liczba pacjentów z Ukrainy, m.in. z uszkodzeniami uszu po wybuchach bomb czy pocisków. Szkoła Podstawowa im. Kawalerów Orderu Uśmiechu w Józefinie w sąsiedniej gminie Żabia Wola uruchomiła w jednej z nadarzyńskich hal targowych swój oddział dla ukraińskich dzieci. Gminne służby z Lesznowoli, wśród nich strażacy z ochotniczej straży pożarnej, angażowały się w ubiegłym roku w pomoc dla uchodźców mieszkających w Nadarzynie. Z kolei mieszkańcy Lesznowoli wspominają, jak wozili tam żywność.

O punkcie pomocowym w halach targowych część Ukraińców przypomina sobie, gdy nie mają innych miejsc, w których mogą przenocować. – Wracam tu co jakiś czas. Mieszkałam ostatnio u rodziny, u której sprzątałam w Warszawie, ale musiałam się wyprowadzić. Będę do nich stąd dojeżdżać. Na razie zatrzymam się tutaj – opowiada Olena, która pochodzi z Iwano-Frankowska. Jej historia pokazuje popularną strategię wśród części Ukraińców, którzy codziennie dojeżdżają do pracy w Warszawie. Efekt jest taki, że ukraińscy uchodźcy z Lesznowoli, Nadarzyna czy Pruszkowa funkcjonują często na warszawskim rynku pracy.

Czytaj więcej

Wakacje offline? To niekoniecznie dobry pomysł

Brak chętnych na woźnego

Przed wojną w Warszawie mieszkało ponad 100 tys. Ukraińców, a ponad 30 tys. dojeżdżało do stolicy w ciągu dnia. Przez rok od inwazji Rosji na Ukrainę liczba ukraińskich mieszkańców wzrosła o 150 tys., a tych dojeżdżających za dnia o kilkanaście tysięcy (pokazują to dane o logowaniach telefonów komórkowych, które niedawno opisywaliśmy w „Plusie Minusie”). – Jeżeli uchodźca przyjeżdżał na Mazowsze, w siedmiu na osiem przypadków wybierał Warszawę – tłumaczy dyrektor warszawskiego Urzędu Pracy Monika Fedorczuk. Wielu uchodźców, także tych, którzy na stałe mieszkają w promieniu kilkudziesięciu kilometrów, do stolicy przyciągają przede wszystkim często właśnie miejsca pracy. Najczęściej pracują jako magazynierzy i robotnicy. Zajmują się także sprzątaniem, ręcznym pakowaniem i pomaganiem w kuchni. – Wiele osób, które przyjechały z Ukrainy, ma wykształcenie wyższe. Często pracują poniżej kwalifikacji, co oznacza też pracę za mniejsze pieniądze. Jest to problem, bo nie wykorzystujemy potencjału tych osób – przyznaje Monika Fedorczuk.

Na przeszkodzie w objęciu lepszych stanowisk stoi często nieznajomość polskiego. Są oczywiście także przykłady uchodźców, którzy znaleźli pracę zgodną z kwalifikacjami, z zarobkami zdecydowanie powyżej średniej krajowej, na przykład jako programiści. Jest to jednak mniejszość. W sumie około 60 tys. obywateli Ukrainy pracuje obecnie legalnie w Warszawie, czyli ich pracodawca poinformował o fakcie zatrudnienia urząd pracy.

Oferty, które czekają na uchodźców, dotyczą najczęściej pracy na stanowisku woźnego, kierowcy autobusu, pomocy kuchennej, dozorcy, kucharza i pomocy biurowej. Chętnych nie ma często przez wiele tygodni. Specjaliści rynku pracy tłumaczą, że te oferty są niedopasowane do profilu uchodźców. Zdobycie uprawnień kierowcy zawodowego trwa i wymaga zainwestowania swoich pieniędzy w kurs. Godziny pracy woźnej czy pomocy kuchennej nie pozwalają często na opiekę nad dzieckiem, zwłaszcza gdy trzeba doliczyć czas niezbędny na dojazd z podwarszawskiej miejscowości.

To, jak zareagowaliście…

Wróćmy do gminy Lesznowola. Jej mieszkańcy przyznają, że przez ostatni rok ich spojrzenie na uchodźców zmieniło się także dlatego, że do tej pory wizerunek tej grupy kształtował lokalny Strzeżony Ośrodek dla Cudzoziemców. Trafiają tam głównie nielegalni imigranci, najczęściej bez dokumentów, którzy na wolności mogliby utrudniać postępowanie administracyjne prowadzone w ich sprawie albo uciec za granicę. Przez to Lesznowola postrzegana była jako poczekalnia przed deportacją do krajów, z których pochodzą: od Jemenu, przez Sri Lankę, Bangladesz czy Pakistan, po Gruzję, Wietnam, po właśnie Ukrainę. – Samo słowo „Ukrainiec” kiedyś kojarzyło się z ośrodkiem albo z konkretną osobą. Komuś Ukrainiec pomagał w sprzątaniu, u kogoś innego pracował w warsztacie. A teraz to cała grupa, rodziny, widziałem nawet menu w restauracji w języku ukraińskim, czyli jest ich dużo – słyszę od jednego z mieszkańców. Nowe spojrzenie na uchodźców to niejedyna zmiana. Ten mechanizm działa też w drugą stronę. Pani Natalia z Ukrainy w tej części Mazowsza mieszka od siedmiu lat. Dojeżdża do Warszawy, by tam pracować w restauracji. Po rosyjskiej agresji przywiozła ze Lwowa do Polski swojego 15-letniego syna.

– Nie spodziewałam się, że dostanę tyle dobra i pomocy od Polaków. Wiadomo, że ludzie różnie mnie traktowali: raz lepiej, raz gorzej. Ale to, jak zareagowaliście, i tu na miejscu, i ogólnopolsko, wszystkie dary, pomoc w przejściu przez granicę z dzieckiem, któremu spodobało się tak bardzo, że myśli o studiach w Polsce. Chyba że wojna się skończy i będzie można wrócić… – zawiesza głos. – Wiedziałam, że życzliwość w was jest. Ale to, że jest jej aż tyle, było dla mnie niespodzianką – wspomina.

Drogi samochód nie dziwi

Na pytanie, czy Ukraińcy przez ostatni rok zmienili Polskę, po wizycie w Lesznowoli można odpowiedzieć twierdząco. Nie jest to jednak rewolucja, której niektórzy spodziewali się w ostatnich dniach lutego 2022 r., lecz raczej – jak wspominaliśmy – zestaw często oderwanych od siebie zmian, które sprawiły, że spojrzenie na Ukraińców jest świeższe, bo zawiera w sobie coś nowego. W restauracji pierogi ukraińskie zastąpiły pierogi ruskie, na sąsiedzkich grupach na portalach społecznościowych więcej jest wschodnich imion i postów napisanych łamaną polszczyzną, w niektórych aplikacjach randkowych podwoiła się liczba propozycji znajomości,a ukraiński w kolejce na poczcie słychać częściej niż jakikolwiek inny język obcy w tej okolicy wcześniej.

– To wszystko może się zmienić, gdy wojna się skończy. Chyba wszyscy chcemy, by był już koniec – mówi mi mieszkaniec Lesznowoli. – Wielu Ukraińców wyjedzie, będą odbudowywać swój kraj. Może zostanie po tym wspomnienie, jak po zamykanych lasach w czasie pandemii – głośno się zastanawia.

Wiele wskazuje, że na razie będziemy odnajdywać się w nowej roli, w której częściej możemy dawać, niż brać. Tak jak jeden z mieszkańców Lesznowoli przyzwyczaił się do nowego obrazu uchodźcy. – Raziły mnie na początku ich markowe ubrania i drogie samochody. Nie pasowały mi do tego, jak powinien zachowywać się uchodźca. Dzisiaj już drogi samochód tak nie dziwi. Dopiero po kilku miesiącach zrozumiałem, że oni są po prostu różni: są ubodzy i potrzebujący, są też zamożni. Nie ma jednego modelu Ukraińca. Choć to banalne, to nie myślałem w ten sposób. Po ostatnim roku patrzę mniej stereotypowo – przyznaje. Może ta zmiana to jeden z nielicznych pozytywnych efektów sytuacji, która trwa od 12 miesięcy?

Michał Dobrołowicz jest doktorem nauk społecznych i dziennikarzem RMF FM.

W lesznowolskim urzędzie gminy do dzisiaj znaleźć można pamiątki po pierwszych falach uchodźców. Wśr

W lesznowolskim urzędzie gminy do dzisiaj znaleźć można pamiątki po pierwszych falach uchodźców. Wśród nich rysunek dziewczynki z Ukrainy narysowany, gdy jej mama załatwiała urzędowe sprawy

Urząd Gminy Lesznowola; Obrazek ukraińskiej dziewczynki

Nigdy tak często nie miałem poczucia, że jestem silniejszy od osób, które spotykam – mówi mieszkaniec gminy Lesznowola na Mazowszu, mężczyzna po trzydziestce. – Silniejszy, czyli taki, który podpowiada, co robić i gdzie się zgłosić, by załatwić sprawę, a nie czekający, aż ktoś jemu pomoże. To trochę odświeżyło spojrzenie. Jeszcze niedawno moi krewni wyjeżdżali do pracy do Niemiec czy Anglii i tam ich los zależał od tego, kogo spotkali na swojej drodze. Od kiedy są u nas uchodźcy z Ukrainy, czuję, że role się odwróciły – dodaje.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi