Czas spędzony między drzewami nigdy nie jest czasem straconym. Leśna kąpiel będzie jeszcze przyjemniejsza, jeśli nie będziesz spoglądać na zegarek, telefon zostawisz w kieszeni, zaczniesz obserwować przyrodę”. Tak brzmi fragment instrukcji, jak odpocząć w lesie, która na drewnianej tablicy jest przypięta do drzewa przy wejściu do nadleśnictwa w miejscowości Wilga (powiat garwoliński na Mazowszu). W tych podpowiedziach tkwi założenie, że odpoczynek będzie udany, jeśli nie będziemy zaglądać do telefonu z dostępem do internetu. Hasło „Urlop offline” dla wielu brzmi jak atrakcyjny plan lub wakacyjne pragnienie. Takiego podejścia można doszukać się w starszym, popularnym haśle „Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady”. Taka była też idea wyznaczenia Dnia bez Telefonu Komórkowego (15 lipca). Cel tego „święta” można streścić jako „trzy razy O”: odłożenie telefonu, odłączenie się od wirtualnych kontaktów i w efekcie efektywne odpoczywanie. Brzmi świetnie, rodzi się jednak wątpliwość, czy w warunkach, jakie mamy w 2022 roku, jest to pomysł możliwy i wart realizacji.
Na pierwszy rzut oka taki plan wydaje się co najmniej trudny. Bo przecież wyjazdy na wakacje wymagają często wykorzystywania nawigacji GPS, rezerwowania biletów i dokonywania płatności online, szukania w internecie miejsc noclegowych, sprawdzania prognozy pogody, rozkładów jazdy i informacji o covidowych obostrzeniach, które obowiązują w miejscach, do których jedziemy. Dostęp do świata online otwiera drogę choćby do umawiania się ze znajomymi za pomocą komunikatorów, słuchania ulubionej muzyki i używania aplikacji randkowych. Wystarczy rozejrzeć się i zaobserwować, ile osób zagląda do telefonu komórkowego w restauracji, na leżaku obok basenu, w jacuzzi czy nawet w saunie, by przekonać się, jak trudno jest odciąć się od internetu. Przeglądanie tego, co dzieje się w sieci, jest często formą rozrywki, na którą najwięcej czasu jest właśnie w trakcie urlopu.
Choć może się wydawać, że dylemat dotyczący wakacji offline to jeden z tzw. problemów pierwszego świata, czyli zachodniej, bogatej cywilizacji, to chodzi jednak o kwestię istotną dla zdrowia, czyli efektywny odpoczynek i regenerację sił. Dlatego tym bardziej warto wsłuchać się w głosy osób, które próbowały zorganizować sobie urlop bez internetu.
Wyjazd bez prądu
Historie ludzi, którzy podjęli się spędzenia wakacji offline, pokazują, że są dwa czynniki, które zwiększają szanse, że taki urlop dojdzie do skutku. Pierwszy to daleki, egzotyczny kierunek wyjazdu. Drugi to miejsce wczasów, które sprzyja odizolowaniu się od kontaktów z ludźmi. W obu przypadkach urlop bez internetu wymaga sporych nakładów: czasu, energii, pieniędzy i odpowiedniego nastawienia. – Wakacje offline udały się na Kubie i w czasie rejsu na Karaibach – opowiada „Plusowi Minusowi” Monika Słowik, specjalistka od komunikacji z Warszawy. – Na Kubie internet był dostępny tylko w nielicznych punktach w centrum miasta. Trzeba było wykupić specjalną zdrapkę z kodem, który pozwalał co najwyżej na wysłanie krótkiej wiadomości na WhatsAppie. W czasie rejsu na Karaibach odkryłam, że internet może nie być potrzebny. Mieliśmy obrany kurs, nie trzeba było sięgać do nawigacji, na pokładzie był zapas jedzenia. Dopiero daleko od Polski udało się oderwać na kilka dni, nie było nagłych problemów, które zaburzyłyby spokój – wspomina.
Kłopoty pojawiły się w czasie wyjazdu do Indonezji, na który z myślą o wakacjach offline zdecydowała się Agnieszka Siemaszko, pracująca na co dzień w agencji reklamowej. – Byłam na Wyspach Togian w Indonezji. Wysepka, na której się zatrzymałam, miała trzy nieduże resorty. Był problem z korzystaniem z telefonu, a mieszkańcy przywykli już do tego. Niestety, miałam olbrzymi problem, by wydostać się z tych wysp – opowiada. – Nie wiedziałam, dlaczego promy, które miały nas, turystów, zawieźć na stały ląd, nie przypływały. Dopiero po dwóch dniach okazało się, że prom, na który czekaliśmy, miał wypadek spowodowany pogodą. Z mojej perspektywy były to dwa dni w zawieszeniu. Zbliżał się termin planowanego powrotu do Europy, wiedziałam, że wydostanie się z archipelagu zajmie mi nawet trzy doby. Była to dla mnie potwornie stresująca sytuacja, bo brakowało mi bieżącej informacji.