Właściwie nie potrafię znaleźć słów, a raczej życzeń, które by oddawały to, czego najbardziej nam potrzeba, choć zastanawiam się nad tym od jakiegoś czasu. Myślę o tym w biegu, mijając innych zabieganych, próbuję uchwycić kilka najprostszych skojarzeń, które dotyczą Wigilii i czasu świąt.
A więc Wigilia – dzień oczekiwania, ciszy, skupienia. Ale oczekiwania na co? Jak głęboko w naszej duchowej świadomości tkwi opowieść o narodzinach istoty, która może dać początek innemu światu? Gdyby ktoś, nie znając żadnych religijnych odniesień, chciał znaleźć w klimacie rozmów coś odświętnego, to najwyżej rangą byłoby jedzenie, a taki na przykład karp dostałby wysokie miejsce w rozważaniach moralnych – jeść czy nie jeść? A więc karp zajmuje miejsce duchowe.
Dziecko, którego narodzenie świętujemy, nie istnieje w naszych rozmowach przedświątecznych, a więc są to, można powiedzieć, narodziny bez jubilata. Myślę oczywiście o tej części społeczeństwa, która nie jest głęboko religijna, a nie jest żadną tajemnicą, że ludzi głębokiej wiary jest niewielu i prawdopodobnie nigdy wielu nie było.
Czytaj więcej
„Obyśmy się pięknie różnili” – takie życzenie można usłyszeć albo przeczytać w wielu dyplomatycznych przemowach. Dzisiaj, w dobie hejtu i zatarcia granic kultury dyskusji, piękne różnice są rodzajem iluzorycznej mgły.
Czym jeszcze jest Wigilia w naszych czasach? Czym dla mojego pokolenia, a czym dla nastolatków, których życie toczy się w cyberprzestrzeni? Ekran jest dla nich swoistym niebem, na którym pojawiają się przeróżne bóstwa porównywalne bardziej z mitologią niż z porządkiem chrześcijańskim. Jeśli jest jakaś istota, do której się odwołują zarówno młodzi, jak i ich rodzice, gdy czują się niepewnie, to raczej są to psychologowie czy terapeuci. A przecież niegdyś mówiło się: „jak trwoga, to do Boga”.