Jan Maciejewski: Staś Tarkowski i Dawid Podsiadło – apostaci i bohaterowie

Nie podzielam lamentów nad spodziewanym odpływem rzeszy fanów Dawida Podsiadły z Kościoła.

Publikacja: 04.11.2022 17:00

Jan Maciejewski: Staś Tarkowski i Dawid Podsiadło – apostaci i bohaterowie

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Zgódź się, co ci szkodzi? Nieważne jest to, co mówisz, liczy się tylko, co masz w sercu. My wszyscy się zgodziliśmy, powiedzieliśmy te parę słów, a to przecież nic nie zmieniło. A ty co, uważasz się za lepszego od nas? „Proroku, twojej nauki nie znam, więc gdybym ją przyjął, uczyniłbym to tylko ze strachu, jak tchórz i człowiek podły. A czyż zależy ci na tym, by wiarę twoją wyznawali tchórze i ludzie podli?”.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Van Gogh i sceny z życia malarskiego

Scena, w której Staś Tarkowski odrzuca propozycję „napicia się ze źródła prawdy”, zaparcia się swojej wiary i przyjęcia islamu, którą wystosowuje pod jego adresem wszechwładny Mahdi, nie ma sobie równych w całym „W pustyni i w puszczy”. Dopiero ona czyni z niej książkę przygodową pełną gębą. Wszystko inne – zabijanie lwa, uwalnianie słonia, pościgi, porwania i podróże – prowadziło do tych kilku akapitów. Prawdziwa intryga zawiązała się dopiero w komnacie proroka. Wszystko pozostałe było tylko perypetiami. A te rządzą się prawami logiki, mają prostą konstrukcję. Treść zadania jest w nich zawsze jasna, a skomplikowana, wymagająca pomysłowości i hartu ducha może być dopiero jego realizacja. Przygoda co się zowie wymyka się logice, ma w sobie zawsze tajemnicę i niejednoznaczność. Prawdziwa trudność i całe jej piękno sprowadza się do podjęcia właściwej decyzji.

Wszystko pozostałe było tylko perypetiami. A te rządzą się prawami logiki, mają prostą konstrukcję. Treść zadania jest w nich zawsze jasna, a skomplikowana, wymagająca pomysłowości i hartu ducha może być dopiero jego realizacja

A w tamtej chwili wszystkim, łącznie z tymi, którzy mają to szczęście czytać książkę Sienkiewicza po raz pierwszy, nie znając dalszych losów dwójki głównych bohaterów, wydawało się, że młody Polak wybrał źle. Że rację mieli wszyscy apostaci pro forma, zaklinający chłopca przed audiencją u proroka, by postąpił rozsądnie. Zrobił taktyczny unik, nie zgrywał bohatera i uratował dzięki temu życie swoje i małej Nel.

Nic tak nie definiuje przygody jak stopień podejmowanego w jej trakcie ryzyka. A to, czy jest prawdziwa, zależy od prawdy, w imię której się ją rozpoczyna. Geniusz Sienkiewicza polega na połączeniu obu tych rzeczy w jednej scenie. Największej brawury i najwyższej prawdy. W każdej przygodzie chodzi z grubsza o to samo, cel jest zawsze jeden – wyjść cało ze wszystkich perypetii. Staś Tarkowski po prostu na nowo zdefiniował tę „całość”, podbił jej stawkę. „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?”. Zgrywając bohatera, stał się nim naprawdę. Do pierwszej części podróży został zmuszony porwaniem. Tę prawdziwą odbył dlatego, że taka była jego decyzja.

Dlaczego piszę o nim, jakby naprawdę kiedyś chodził po ziemi? To może jeszcze udam się po rozgrzeszenie do Artura Żmijewskiego albo na konsultację medyczną u Tomasza Stockingera? Gdyby nie tamta jedna scena, te porównania byłyby na miejscu, a Tarkowskiego moglibyśmy uznać za po prostu bardziej kozacką wersję Marka Piegusa. Ale od chwili, w której wyruszył w swoją podróż bohatera, wymknął się nie tylko Mahdiemu, porywaczom, pustyni i puszczy, ale także Sienkiewiczowi. Stał się bohaterem mitu, a więc jednej z tych historii, które co prawda nigdy się nie wydarzyły, lecz są zawsze. Ich podróże wciąż trwają, bo ciągle wybierają się w nie ci, którzy chcą podążyć ich szlakiem. A ci, którzy je opisują, nie muszą już nic wymyślać, tylko nasłuchują.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Czy warto być monarchistą

O Stasiu Tarkowskim myślałem sporo w ostatnich dniach, przy okazji zapowiedzianej apostazji jednego z jego następców w roli „idola młodzieży”. A bardziej nawet następujących po niej lamentów nad spodziewanym odpływem rzeszy fanów Dawida Podsiadły z Kościoła. Lamentów, które trudno jest mi podzielać z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że jednak Staś istnieje bardziej – mocniej i prawdziwiej – niż Dawid. Ten pierwszy jest obrazem zakorzenionym w mitach i archetypach, z nich czerpie swoje istnienie. Drugi jest tylko efektem pracy speców od marketingu i wizerunku. Wypadkową trendów i nastrojów, tego wszystkiego, co z natury zmienne i nietrwałe. A po drugie, prawdziwy problem nie polega na tym, czy młodzi Polacy będą dalej załatwiać sobie bierzmowanie tuż przed ślubem, uprawiać religijną maskirowkę w imię dobrego samopoczucia ich rodziców i dziadków. Gorszy jest fakt, że zatracili instynkt przygody. Gotowości do podejmowania wielkiego ryzyka w imię największych prawd.

Zgódź się, co ci szkodzi? Nieważne jest to, co mówisz, liczy się tylko, co masz w sercu. My wszyscy się zgodziliśmy, powiedzieliśmy te parę słów, a to przecież nic nie zmieniło. A ty co, uważasz się za lepszego od nas? „Proroku, twojej nauki nie znam, więc gdybym ją przyjął, uczyniłbym to tylko ze strachu, jak tchórz i człowiek podły. A czyż zależy ci na tym, by wiarę twoją wyznawali tchórze i ludzie podli?”.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS