Francja na kolanach

Robert Forczyk, amerykański historyk wojskowości, w książce „Fall Rot” daje klucz do rozstrzygnięcia, dlaczego Francja przegrała w 1940 r. i czemu tak szybko.

Publikacja: 30.09.2022 17:00

Atakując Francję, Niemcy byli po prostu mądrze przygotowani, lepiej walczyli, mieli lepszą broń plus

Atakując Francję, Niemcy byli po prostu mądrze przygotowani, lepiej walczyli, mieli lepszą broń plus szybsze samoloty. A do tego prawie bezbłędne dowodzenie. Na zdjęciu francuscy żołnierze poddają się Niemcom pod koniec maja 1940 r.

Foto: Rzeczpospolita

Rok temu pisałem na tych łamach o książce „Fall Weiss” Roberta Forczyka, amerykańskiego historyka militariów, specjalisty od II wojny światowej i broni pancernej. Obecnie ukazał się „Fall Rot”, dzieło komplementarne wobec tamtego, pokazujące przebieg wojny Hitlera z Francją w połowie roku 1940. Forczyk dzieli ją na dwa etapy: pierwszy, nazwany Fall Gelb (wariant żółty), obejmuje okres do ewakuacji 350 tys. żołnierzy alianckich z Dunkierki, drugi, Fall Rot (wariant czerwony), przedstawia, jak doszło do zniszczenia sił francuskich i powalenia Francji na kolana.

Czytaj więcej

„Życie to za mało. Reportaże o stracie i poszukiwaniu nadziei”: Problemy, które dostały imiona

Uważam „Fall Rot” za uzupełnienie książki „Fall Weiss”, ponieważ na atak Niemców na Francję, Belgię i Holandię można spojrzeć z polskiego punktu widzenia: jak spisali się nasi alianci niemal rok po kampanii wrześniowej, sromotnie przez Polskę przegranej. Francja i Anglia obiecały nam wtedy przyjść z pomocą, ale się na to nie zdecydowały. Jak zatem biły się ich armie z Hitlerem, gdy doszło do wojny serio? Otóż różnie: Francuzi byli dzielni, ale nie wytrzymali niemieckiego naporu; Anglicy – można odnieść wrażenie – unikali walki i tylko pozorowali zaangażowanie militarne, by zadośćuczynić układom. Armia francuska ustępowała Niemcom pod względem siły ognia, natomiast Anglia sprawiała wrażenie obruszonej, że się czegoś od niej wymaga. Przede wszystkim jedni i drudzy byli do wojny z Hitlerem w 1940 roku niegotowi, więc tym bardziej nie byli do niej przygotowani w 1939. Taki wniosek wynika z książki Forczyka.

„Śmieszna wojna” zatem, wypowiedziana Niemcom przez naszych sojuszników we wrześniu 1939 roku, wynikała z realnej oceny ich własnych możliwości i niechęci do walki za Gdańsk. Forczyk uświadamia nam ponadto, iż dowódcy obu armii z góry wykluczali poważne zaangażowanie się po polskiej stronie. Mieliśmy być rzuceni na pożarcie za cenę czasu na przygotowanie aliantów do przyszłej konfrontacji, do której dojść musiało prędzej czy później.

Czytaj więcej

Pogba i Benzema w jądrze ciemności

Jako analityk kampanii wojskowych Forczyk nie ogranicza się do przedstawienia przebiegu zmagań, ale zaczyna od I wojny światowej, którą Francja i Anglia zakończyły jako potęgi militarne. W następnych latach, kiedy Niemcy, dysząc żądzą rewanżu, rozpoczęli bezprecedensowy program zbrojeń, oba te państwa jakby przysnęły. Francuzi nie spodziewali się rychło następnej wojny, Anglicy zaś rozbroili się prawie zupełnie. Oba mocarstwa pilnowały skrupulatnie swych interesów kolonialnych, wydatkowały – zwłaszcza Francja – skąpe środki mało racjonalnie, zaniedbały szkolenia żołnierzy i pilnowania rozwoju techniki militarnej. Na tym tle Niemcy prawie nie popełniają błędów, od początku kładąc nacisk na zmotoryzowanie armii, ćwiczenia praktyczne z czołgami i samolotami na poligonach sowieckich, a także kierując do wojska najlepszych oficerów. W oddziałach na jednego żołnierza niemieckiego przypadało 15 kandydatów – było więc z czego wybierać. Wobec ograniczeń, które wprowadził traktat wersalski, umieli się wspaniale maskować. Nawet gdy do władzy doszedł Hitler i przestał robić ze zbrojeń tajemnicę, Francja z Anglią nie mogły mu się przeciwstawić. Pierwsi nie mieli czym, drudzy nadto nie mieli ochoty.

Te początkowe rozdziały są bardzo istotne, Forczyk daje w nich klucz do rozstrzygnięcia, dlaczego Francja przegrała i czemu tak szybko. Niemcy po prostu mądrze się przygotowali, lepiej walczyli, mieli lepszą broń plus szybsze samoloty, prawie bezbłędne dowodzenie. Autor podaje przy okazji bulwersujące szczegóły: nawykli do rozstrzeliwania jeńców polskich Niemcy czynili tak i we Francji, kładąc trupem pojmanych Francuzów, Anglików, a zwłaszcza Senegalczyków z oddziałów kolonialnych. W tym ostatnim przypadku zamieniało się to prawie w regułę, ponieważ uważali ich za niższych rasowo.

Choć klęska Francji, wspomaganej przez Anglię, była w Europie zaskoczeniem, „Fall Rot” argumentów do zdziwienia nie dostarcza. Wszystko jest tu racjonalnie wywiedzione, przede wszystkim zaś to, że wojen nie wygrywa się na podstawie opinii, jakie mają o nas obserwatorzy, a zwłaszcza jakie mamy o nas my sami. Zwłaszcza że te opinie powstały na podstawie przebiegu i zakończenia przeszłej wojny.

Atakując Francję, Niemcy byli po prostu mądrze przygotowani, lepiej walczyli, mieli lepszą broń plus

Atakując Francję, Niemcy byli po prostu mądrze przygotowani, lepiej walczyli, mieli lepszą broń plus szybsze samoloty. A do tego prawie bezbłędne dowodzenie. Na zdjęciu francuscy żołnierze poddają się Niemcom pod koniec maja 1940 r.

ullstein bild/Getty Images

Rok temu pisałem na tych łamach o książce „Fall Weiss” Roberta Forczyka, amerykańskiego historyka militariów, specjalisty od II wojny światowej i broni pancernej. Obecnie ukazał się „Fall Rot”, dzieło komplementarne wobec tamtego, pokazujące przebieg wojny Hitlera z Francją w połowie roku 1940. Forczyk dzieli ją na dwa etapy: pierwszy, nazwany Fall Gelb (wariant żółty), obejmuje okres do ewakuacji 350 tys. żołnierzy alianckich z Dunkierki, drugi, Fall Rot (wariant czerwony), przedstawia, jak doszło do zniszczenia sił francuskich i powalenia Francji na kolana.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi