Agata Puścikowska. Siostry nadziei. Nieznane historie bohaterskich kobiet walczących na Ukrainie

24 lutego pozbawił urszulanki złudzeń. Siostra Tetiana obudziła się wcześnie rano. Szyby się w oknach trzęsły. W Dnieprze dało się słyszeć wybuchy.

Publikacja: 30.09.2022 17:00

Agata Puścikowska. Siostry nadziei. Nieznane historie bohaterskich kobiet walczących na Ukrainie

Foto: materiały prasowe

Zgromadzenie Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, zwane też urszulankami szarymi, założyła święta Urszula Ledóchowska w 1920 roku. Siostra, z pochodzenia hrabianka, polska patriotka, formowała swoje siostry w wierze i umiłowaniu ojczyzny. Dlatego tak wiele z nich, Polek, działało w czasie drugiej wojny światowej w konspiracji i brało udział w powstaniu warszawskim.

Obecnie zgromadzenie liczy około ośmiuset sióstr, które pracują w czternastu krajach, w tym na Ukrainie. Siostry urszulanki z Ukrainy, do niedawna katechetki, wychowawczynie w czasie wojny, niosą pomoc, dają nadzieję uchodźcom i modlą się o wolność.

Czytaj więcej

Hiszpańska klasyka grozy

Droga Tetiany

Siostra Tetiana Sobczyńska pochodzi z Kamieńca Podolskiego, z wierzącej, katolickiej, tradycyjnej rodziny. – Rodzicom, całej rodzinie, nie było łatwo wytrwać w wierze za czasów Związku Radzieckiego, jednak dali radę – opowiada. – Pozostali wierni Panu Bogu. Potem już, po latach dziewięćdziesiątych, księża przyjeżdżali, otwierały się kościoły, a życie religijne zaczynało się na naszych ziemiach odradzać. Ja chodziłam na katechezę, jeździłam na oazy. W parafii, raz w tygodniu, odbywały się też spotkania modlitewne w duchu Taizé, brałam w nich udział.

Młoda dziewczyna zadawała sobie też pytanie: Co robić ze swoim życiem? Zakładać rodzinę? – do czego zresztą ją ciągnęło. Czy poświęcić życie Bogu?

– Znałam różne zgromadzenia zakonne: siostry honoratki, benedyktynki, werbistki. Jednak najbardziej jakoś pasowały mi urszulanki szare. Zachwycała mnie prostota i piękno świętej Urszuli Ledóchowskiej. A urszulanki szare, które od 1990 roku pracowały w mojej parafii, były takie zwyczajne, nawet habit miały prosty, jak zwyczajna szara sukienka. A jednocześnie działały, były aktywne, bliskie. Modliłam się, a Pan Bóg pokazywał mi rozwiązania, moją drogę. W 2022 roku mija dwadzieścia pięć lat od moich pierwszych ślubów.

Siostra chwilę pracowała w Lublinie, potem wróciła do ojczyzny.

– Od 2022 roku pracuję w Dnieprze. Jestem katechetką. Pracuje ze mną siostra Helena Ratuszniak, zakrystianka.

Dniepr

Dniepr to duże miasto, przed wojną mieszkało w nim niemal milion ludzi. Położone w środkowowschodniej Ukrainie, jest sporym ośrodkiem przemysłowym i kulturalnym.

– Nasza tutejsza świątynia Świętego Józefa została zbudowana jeszcze w XIX wieku, przez polskich zesłańców – opowiada siostra Tetiana. – Potem w czasie drugiej wojny przerobiono ją na garnizon wojskowy. A po wojnie komuniści odebrali ją katolikom. I przez następne lata tak „opiekowano się” świątynią, że systematycznie niszczała, mimo że wykorzystywano ją jako salę gimnastyczną.

Dopiero w latach dziewięćdziesiątych katolicy zaczęli się na nowo organizować wokół kościoła. Trzeba było nawet iść do sądu, żeby świątynia nie została przerobiona na centrum handlowe. Ostatecznie gmach wrócił do Kościoła. Ponowne poświęcenie budynku miało miejsce w 2013 roku, remonty trwają w zasadzie cały czas. A przynajmniej trwały do wojny…

– Przed wojną mieliśmy około dwustu pięćdziesięciu parafian – mówi siostra Tetiana. – W tym bardzo dużo cudownych młodych rodzin. Gdy wybuchła wojna, dużo ludzi wyjechało. Również nasze kochane, wielodzietne rodzinki. Więc i trochę smutno: bo wcześniej po kościele biegały dzieci, maluchy modliły się, jak potrafiły. Teraz większość parafian to ludzie starsi.

Czytaj więcej

Bez skorup, tylko jazz

Co robić?

W Dnieprze mniej więcej od października 2021 roku mówiło się o możliwej wojnie.

– Rosja zebrała wokół naszej granicy wojska – mówi siostra Tetiana. – To nie był sekret. Potem też prezydent USA Joe Biden zaczął o tym mówić. Więc i my rozmawialiśmy, lecz nikt chyba do końca w dramatyczny scenariusz, który później stał się tak realny, nie wierzył.

„Może nas straszą?” – myśleli ludzie. Poza tym wiele osób było przyzwyczajonych do wojny.

– Nasi chłopcy przecież giną od 2014 roku. Tylko z mojej rodziny od tamtego czasu cztery osoby walczyły na froncie. I wiele bardzo trudnych wojennych historii o bestialstwie Rosjan docierało do nas.

– Słyszeliśmy o tym, jak Rosjanie odrąbywali ręce jeńcom, jak się znęcali nad nimi w niewyobrażalny sposób. To najpierw szokowało, ale potem trzeba było jakoś żyć, pracować, funkcjonować… Może my wszyscy się do tego w jakiś sposób przyzwyczailiśmy? Teraz mam wyrzuty sumienia, że nauczyliśmy się z tą sytuacją, z dramatem dziejącym się w niektórych miejscach Ukrainy żyć. A ten dramat rozlał się dziś po kraju.

Siostra Tetiana jeszcze przed 24 lutego wielokrotnie zastanawiała się nad tym, jak reagować w razie wejścia rosyjskich wojsk.

– Rozmawiałam o tym również z przełożoną – mówi. – Jednak i ona nie dopuszczała wówczas takich myśli do siebie. Postanowiłyśmy żyć w miarę spokojnie i czekać na to, co przyniesie przyszłość, co Bóg da.

Jednak 24 lutego pozbawił je złudzeń. Siostra obudziła się wcześnie rano. Szyby się w oknach trzęsły. W Dnieprze dało się słyszeć wybuchy.

– To był szok. – Wzdryga się siostra Tetiana. – Realną wojnę mieliśmy już tu u nas, w Dnieprze. Rosjanie ostrzeliwali też lotniska w Dniepropietrowsku. Wyraźnie chcieli wystraszyć ludzi, cywilów, zasiać panikę, co trochę się udało. Ludzie budzili się nad ranem, wielu pakowało się i wyjeżdżało z miasta.

Panika odbierała zdolność logicznego myślenia. W jednej chwili człowiek zaczyna myśleć, że to już koniec, że może nie dożyć jutra. Toteż ludzie próbowali choć zrobić zapasy jedzenia. Poza tym wyjeżdżali na potęgę: autami osobowymi, pociągami, autokarami.

Zostajemy

W rezultacie, gdy jednak wojna stała się faktem, siostra Tetiana została w Dnieprze.

– Choć wówczas akurat wiele osób do mnie dzwoniło i przekonywało, bym się ewakuowała: moja rodzina, rodzice szczególnie, siostry z Polski. Wszyscy przekonywali, że bezpieczniej i rozsądniej będzie wyjechać. A ja już wiedziałam, że nie ma takiej możliwości. Nie zamierzałam ruszać się z Dniepru. Oczywiście, gdyby się zaczęło dziać bardzo, bardzo źle, gdyby groziła nam sytuacja z Mariupola, to miałyśmy plan ewakuacji. Ale postanowiłyśmy, że póki się da, zostajemy i pomagamy ludziom.

Więc siostra Tetiana zgodnie z postanowieniem zaczęła służyć tak, jak potrafi.

W Dnieprze zresztą przez pierwsze dwa tygodnie nawet ci, którzy nie wyjechali, pogrążali się w mniejszym lub większym szoku. Nie chodzili do pracy, nie bardzo wiedzieli, co ze sobą począć.

– Po tym czasie, być może koniecznym, by się opanować, dotarło do nas, że trzeba spróbować działać, iść do przodu – tłumaczy siostra Tetiana. – Nie wolno się załamywać, siedzieć z nosem w telewizji. Trzeba pomagać jeden drugiemu, szczególnie przesiedleńcom, którzy już do nas docierali z gorętszych terenów. Gdy się służy ludziom, gdy się jest w ruchu, zapomina się o swojej biedzie.

Zresztą po pierwszym lęku o miasto Dniepr okazał się w miarę bezpiecznym miejscem. Ostrzały rakietowe zdarzały się tu bardzo rzadko.

Czytaj więcej

Jakie ideały ukształtowały nas, Polaków

Codzienność

Na co dzień siostry wraz z wolontariuszami w parafii pomagają nawet dwustu pięćdziesięciu osobom.

– Początkowo ludzi, którzy przychodzili codziennie po pomoc, było nawet tysiąc – mówi siostra Tetiana. – Co, jak się można domyślić, stawało się trudne do ogarnięcia. Co więcej, trzeba było zacząć weryfikować realne potrzeby. Jak jest wojna, to od razu pojawiają się osoby niezbyt uczciwe. Dlatego udało się stworzyć rejestrację elektroniczną. Ludzie są informowani o konkretnym dniu i porze, gdy mogą przyjść po potrzebne rzeczy. Zapanował porządek.

Gdy rodzice przychodzą po pomoc i stoją w kolejce, siostry zajmują się maluchami. Tak by po prostu dzieci się nie nudziły, a i też miały odrobinę przyjemności i zabawy.

Siostra Tetiana któregoś razu zaproponowała małej dziewczynce kolorową parasolkę.

– Mam dla ciebie śliczną parasolkę. Chcesz? – spytała. – Proszę, weź.

Dziewczynka spojrzała na nią i odparła cicho:

– No, u mnie w domu też jest ładna parasolka. Ale ja już nie mam domu. My tam nie wrócimy…

Rozmowy

Gdy dorośli przychodzą po pomoc humanitarną i stoją w kolejce, rozmawiają z sąsiadami i siostrami. – Staramy się być z nimi, bo jeśli stoją sami, czasem puszczają im nerwy. Zaczyna działać psychologia tłumu, biorą górę nerwy, przepychanki. Mamy co prawda świetną wolontariuszkę, panią Lesię, która sobie radzi z zaprowadzeniem porządku. Ale tak naprawdę najlepiej po prostu być obok. I rozmawiać.

Czy siostra Tetiana czasem się buntuje? Albo zadaje trudne pytania Panu Bogu?

– Nie! – odpowiada bardzo konkretnie. – Żyjemy na ziemi. A na ziemi akurat to i Pan Jezus zapowiadał wojny, zło, trudności. Ja mocno czuję, że to, co się dzieje, jest walką duchową. O tym zresztą mówiła Matka Boża w Fatimie. I prosiła nas o modlitwę za nawrócenie Rosji. Ostrzegała też przed tym, co się stanie, jeśli Rosja się nie nawróci. Czy modliliśmy się, tak jak Maryja prosiła?

Urszulanka przyznaje, szczerze zresztą, że i ona sama stanowczo za mało. Bo wszyscy, tak po ludzku, pokładają nadzieję w żelazie. W szczęku broni i amerykańskiej pomocy.

– I to oczywiście jest potrzebne. – Kiwa głową siostra. – Ale najważniejsza jest tarcza duchowa, tarcza modlitwy. Jeśli tego zabraknie, nasza armia przegra i Europa przegra.

Fragment książki Agaty Puścikowskiej „Siostry nadziei. Nieznane historie bohaterskich kobiet walczących na Ukrainie”, która ukaże się 12 października nakładem wydawnictwa Znak

Tytuł pochodzi od redakcji

Zgromadzenie Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, zwane też urszulankami szarymi, założyła święta Urszula Ledóchowska w 1920 roku. Siostra, z pochodzenia hrabianka, polska patriotka, formowała swoje siostry w wierze i umiłowaniu ojczyzny. Dlatego tak wiele z nich, Polek, działało w czasie drugiej wojny światowej w konspiracji i brało udział w powstaniu warszawskim.

Obecnie zgromadzenie liczy około ośmiuset sióstr, które pracują w czternastu krajach, w tym na Ukrainie. Siostry urszulanki z Ukrainy, do niedawna katechetki, wychowawczynie w czasie wojny, niosą pomoc, dają nadzieję uchodźcom i modlą się o wolność.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS