Sam tytuł „Ślepak” już brzmi prowokacyjnie. Bo przecież Jadwiga Stańczakowa, rocznik 1919, była niewidoma, straciła wzrok tuż po wojnie. Aczkolwiek już wcześniej miała problemy ze wzrokiem, potykała się i nieraz – jak czytamy – trudno jej było nawlec nitkę na igłę. Ten tytuł podpowiedział jej Miron Białoszewski, z którym pisarkę łączyła wieloletnia przyjaźń. Stańczakowa uwieczniła ją w książce „Dziennik we dwoje”, która potem zainspirowała Andrzeja Barańskiego do nakręcenia o nich filmu „Parę osób, mały czas” (2005), dziewięć lat po jej śmierci.
Czytaj więcej
W bogato zilustrowanej książce „Bocian. Biografia nieautoryzowana” dowiadujemy się o naszym arcypolskim ptaku wszystkiego, co najważniejsze. Zachwyci nie tylko znawców ornitologii.
Białoszewski jednak nie przytłacza „Ślepaka”, wznowionej po 40 latach autobiografii rozproszonej. Aczkolwiek pojawia się tu i ówdzie jako przyjaciel Wicek. Tę książkę poetka wydała, będąc już jego sekretarzem i powiernikiem. Białoszewski na początku lat 80. był wielką postacią literatury, ale w końcu też przyszła pora na Stańczakową. Jej twórczość jest tym ciekawsza, że poetka wzrok straciła już w dorosłym wieku, a więc i ta utrata odbijała się na jej stylu i wrażliwości.
Pierwsza część wznowionych wspomnień to zapiski z lat przedwojennych i okupacyjnych. Stańczakowa była Żydówką, wyszła z getta i przetrwała okupację po drugiej stronie muru. Mało tego, zdołała też wraz z mężem wyciągnąć stamtąd swoich rodziców.
Pisze o wojnie w sposób codzienny. To nie jest wielka opowieść, raczej małe historyjki o codziennym strachu przed denuncjacją, szmalcownikami i o nieustannych zmianach lokali oraz papierów. Ale pisze też o dniu powszednim okupowanej Warszawy. O tym, jak telefonowała do getta, do rodziców, jak chodziła na zakupy, czy też jak jej znajomi spędzali niedziele na wycieczkach rowerowych do Lasku Bielańskiego.