Upajający brak wiedzy

„Tefil” Rafała Wojasińskiego to proza bez kompromisów. Na naszych oczach bełkot i onomatopeje zmieniają się w literaturę.

Publikacja: 22.07.2022 17:00

Upajający brak wiedzy

Foto: Materiały Prasowe

Rozmaryn na niego patrzył i słuchał, ale nie wiedział, czego słucha, bo Tefil zaczynał ciągle o czymś innym mówić, wciąż poruszał nowy temat. Nie wiadomo, co kończył, a co zaczynał, gdzie jest środek, początek i koniec. Skończenie niedokończenia. To wariat, pomyślał Rozmaryn. To po prostu kompletny wariat. Dureń” – często jest tak, że znajdujemy w danej książce zdanie lub akapit, które dość precyzyjnie określają, z czym mamy do czynienia. Jednakże powyższy cytat z nowego dzieła Rafała Wojasińskiego ma jeszcze dalszy ciąg: „Ale nie mógł się oderwać od mówienia Tefila”. I faktycznie, choć dostajemy od Wojasińskiego 170-stronicowy monolog, pełny powtórzeń, niedokończonych myśli i urwanych zdań, to należy on do gatunku tych, od których nie sposób się oderwać, jak choćby u Thomasa Bernharda. Ta cierpka, antycywilizacyjna jeremiada obnaża nasze samozadowolenie, ośmiesza kanony i ideały oraz demaskuje żenującą pogoń za nieśmiertelnością.

Czytaj więcej

Gabriel Krauze: Jak zły chłopiec został literacką gwiazdą

Tytułowy Tefil to dziadyga, gnuśny abnegat i ochlapus, który snuje się po miejscowości Litental. „Rzadkie włosy, zaczesywane do tyłu, prześwietlone mocnym słońcem miały kolor świńskiej szczeciny. Krzywo ostrzyżone dodawały asymetrii i tak asymetrycznej głowie. Rzadko osadzone, popsute zęby. Nos za duży, krzywy, kartoflany” – czytamy w tej opowieści, której narratorem przez długi czas jest sam bohater.

Towarzyszy mu Rozmaryn, młody chłopak, który nie odzywa się ani słowem, choć z kontekstu wiemy, że szuka informacji o swojej matce. Kim jest tenże Rozmaryn? Literackim żartem z Rozynanta, rumaka Don Kichota? Czytelnikiem? A może duchem miejscowości Litental – luterańsko-żydowsko-katolicką przeszłością miasta, z której dziś został już tylko ostatni przymiotnik, a która zmaterializowała się w postaci młodzieńca? Tutaj kłania się biografia Wojasińskiego, który wychował się na kujawskiej wsi (okolica Lubrańca i Izbicy Kujawskiej), gdzie w dzieciństwie na każdym kroku natykał się na pozostałości świata protestanckiego i żydowskiego, który zmiotła II wojna światowa.

Tefil korzysta z tego, że ma publikę, a także sponsora, który płaci za jego zachcianki w knajpach i oprowadza go po miejscowości. Po drodze snuje monolog o wszystkim i o niczym, wykłada swą chłopską filozofię: „Wyczuwa pan to? Upajający brak wiedzy”, „Może kiedyś operacje plastyczne będą obowiązkowe, żebyśmy wszyscy jakoś wyglądali, żebyśmy byli bardziej rasowi”, „Moda na urodę nas zabije”, „Czy głupota to hobby, czy pasja?”, „Bez strachu moja dusza oraz inteligencja potrafią zaniknąć. Tak jak bez władzy”.

Rafał Wojasiński nieustannie kontynuuje swoją literacką opowieść, niezależnie od tego, czy sięga po dramat sceniczny, czy prozę. Wzorem mistrzów groteski i absurdu sięga po figury innych – dziadów, schorowanych staruch i szaleńców, którzy nie potrafią się wysłowić, bełkocą i klekocą. Tak było w jego opowiadaniach z tomu „Olanda” (wyd. Nisza, 2018), w zebranych „Dramatach” (wyd. Księgarnia Akademicka, 2020) i podobnie jest teraz w „Tefilu”. Bohater miele ozorem i gada trzy po trzy. Ale z tej logorei, na pozór przypadkowego bełkotu, wyłania się niezwykła literatura i oryginalna wizja człowieka.

Z kompostu powstałeś, w kompost się obrócisz – przypomina Wojasiński. „Inwestycja w luksusową trumnę. Dobre miejsce na cmentarzu, nie gdzieś pod płotem. Ludzie to wielcy inwestorzy” – pisarz kpi z naszych przyziemnych trosk. Ale nie każe nam się smucić i zwalnia z powagi, wpuszczając absurdalny humor. Intelektualne konstrukty go nie interesują, przyciąga go nagie życie, radość z głupstw, oczyszczające zmęczenie, głaskanie psa i zimne piwo po robocie. „Tak wyobrażam sobie miłość. Siedzenie przy stole przy włączonym telewizorze, spokój, cisza, wieczór, czysto w domu, na stole herbata, kanapki, może śledź w oleju, ser, miód i obrus pod tym wszystkim”.

Kajzer Ryszard

Rozmaryn na niego patrzył i słuchał, ale nie wiedział, czego słucha, bo Tefil zaczynał ciągle o czymś innym mówić, wciąż poruszał nowy temat. Nie wiadomo, co kończył, a co zaczynał, gdzie jest środek, początek i koniec. Skończenie niedokończenia. To wariat, pomyślał Rozmaryn. To po prostu kompletny wariat. Dureń” – często jest tak, że znajdujemy w danej książce zdanie lub akapit, które dość precyzyjnie określają, z czym mamy do czynienia. Jednakże powyższy cytat z nowego dzieła Rafała Wojasińskiego ma jeszcze dalszy ciąg: „Ale nie mógł się oderwać od mówienia Tefila”. I faktycznie, choć dostajemy od Wojasińskiego 170-stronicowy monolog, pełny powtórzeń, niedokończonych myśli i urwanych zdań, to należy on do gatunku tych, od których nie sposób się oderwać, jak choćby u Thomasa Bernharda. Ta cierpka, antycywilizacyjna jeremiada obnaża nasze samozadowolenie, ośmiesza kanony i ideały oraz demaskuje żenującą pogoń za nieśmiertelnością.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Plus Minus
"Żarty się skończyły”: Trauma komediantki
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni