Życie „przed dziećmi” i życie „po dzieciach” dzieli przepaść. Rodzice, ci zaangażowani, dbający o dziecko, starający się zapewnić im nie tylko godne warunki życia, ale też odpowiedni rozwój, są w zasadzie skazani na rezygnację z dotychczasowego stylu życia. Więcej luzu zyskują dopiero wtedy, gdy ich pociecha skończy dziesięć lat i stanie się nieco bardziej samodzielna.
Ten smutny wniosek to refleksja, jaka może się pojawić po zapoznaniu się z wynikami badań dotyczącymi aktywności rodziców. Analitycy z agencji Selectivv przeanalizowali dane z urządzeń mobilnych ich użytkowników.
„Nikt mi nie powiedział tego wcześniej, ale macierzyństwo to samotność… zwłaszcza w wielkim mieście, gdzie rodzina daleko, a Twoje »niedzieciowe« koleżanki już nie odbierają telefonu, kiedy piszesz, że tęsknisz, że ci ich brakuje, więc w końcu przestajesz pisać, bo czujesz, że się narzucasz. A przecież wciąż masz o czym z nimi rozmawiać i właściwie marzysz, by pogadać o czymś innym niż o dzieciach” – napisała kilka dni temu na swoim profilu na Instagramie aktorka Marta Żmuda-Trzebiatowska, matka dwójki dzieci poniżej piątego roku życia. I dodaje, że prawdziwe życie rodziców wcale nie przypomina tego z Instagrama. „Wyczerpana matka podgląda je wieczorem i zazdrości, że inni to takie »ładne i ciekawe« mają. A ty? Zastanawiasz się jaką zupę jutro im podasz i nasłuchujesz, czy czasem, aby znowu nie zaczyna się katar. Czasem tęsknię za moim życiem »sprzed dzieci«”.
Macierzyństwo/rodzicielstwo bez lukru to jeden z najchętniej poruszanych w mediach społecznościowych tematów – nie tylko przez gwiazdy, ale także „zwykłych” blogerów, podcasterów, instagramerów czy też regularnych internautów. Wszyscy mamy już dosyć bycia idealnymi rodzicami. I z pewną zazdrością myślimy o luzie, jaki mieli nasi rodzice. Bo choć może w domach nie zawsze były automatyczne pralki i zmywarki, to jednak nikt nie narażał się na społeczne potępienie w momencie, gdy choć na chwilę przestawał być menedżerem, kaowcem i trenerem personalnym własnego dziecka.
Czytaj więcej
Odnoszę wrażenie, iż zaczynamy uważać, że Covid-19 już nie jest taką groźną chorobą i że można ją włożyć do tej samej szufladki, w której znajduje się grypa. To nie jest prawda - mówi prof. Agnieszka Szustak-Ciesielska, wirusolog.