Polska na każdym kontynencie

Potęgą kolonialną nie zostaliśmy, nawet Madagaskar nie był nasz, lecz polskie nazwy geograficzne występują na każdym kontynencie.

Publikacja: 21.01.2022 10:00

W latach 30. XX wieku w Argentynie powstała wieś Wanda, leżąca w stanie Misiones przy granicy z Braz

W latach 30. XX wieku w Argentynie powstała wieś Wanda, leżąca w stanie Misiones przy granicy z Brazylią, po drugiej zaś stronie była też Jagoda – w ten sposób polscy pionierzy uhonorowali córki Józefa Piłsudskiego

Foto: Horacio Cambeiro

Jarosław Fischbach z dziada pradziada związany z Poznaniem, na Uniwersytecie Łódzkim został doktorem nauk geograficznych, a także prezesował Izbie Turystyki Ziemi Łódzkiej i szefował biuru turystycznemu Tourpol. Prowadzi Siedlisko Pod Lipą w Budach Lucieńskich niedaleko Gostynina, a od lat podróżuje po świecie śladami rodaków. Po wyjazdach do Polonii obu Ameryk – São Paulo, Buenos Aires, Santiago de Chile, Nowy Jork – wydał książkę „Polskim szlakiem przez Amerykę Południową".

– Podarowałem ją poecie Leszkowi Aleksandrowi Moczulskiemu, twórcy tekstów dla Skaldów, Grechuty, Niemena, Turnaua. Zainteresował go rozdział o tangu argentyńskim. W podzięce za nasze spotkanie zadedykował mi wiersz „Radość tańca". Muzykę do tekstu skomponował Jacek Zieliński i piosenka znalazła się w repertuarze Skaldów – śmieje się Fischbach, który jako fan muzyki jest współautorem przewodnika „Szlakiem Skaldów" wydanego dla uczczenia 50-lecia zespołu. Napisał też „Powałęsajmy się po Polsce. Szlakiem Lecha Wałęsy", przewodnik po śladach człowieka z wąsem i cieniem.

W 2021 roku wydał epicką książkę „Polskie nazwy geograficzne na mapie świata. Wczoraj i dziś". Encyklopedia to za mało powiedziane. Może bedeker? – To publikacja dotykająca pogranicza geografii i historii. Polskich nazw: szczytów, gór, przełęczy, lodowców, kanionów, wąwozów, dolin, zatok, półwyspów, jezior, rzek, portów, wiosek i miast, znalazłem ponad 1000. Wiele z nich blisko: w Niemczech, Rumunii czy Bośni. Inne daleko: na Alasce i Antarktydzie – wylicza autor.

Materiały zbierał od 1989 roku, przy poszukiwaniu polskich śladów na mapie świata dotarł do wielu opisywanych miejsc, nie było go tylko w Australii i na Antarktydzie. Po drodze poznawał ludzi, którzy nadawali pamiątkowe nazwy: osadników z argentyńskiej wsi Wanda – na cześć starszej córki Józefa Piłsudskiego, czy harcerzy zdobywających dziewicze szczyty w Andach. Wiedzę czerpał od Polonusów, misjonarzy i ambasadorów. „Samo pisanie zajęło osiem lat żmudnej pracy. Chciałbym, aby czytelnicy po przeczytaniu mojej książki wyruszyli w świat poznawać polskie miejsca".

Czytaj więcej

Mateusza Morawieckiego zmagania z rzeczywistością

***

Nazwy geograficzne, imiona miejsc na Ziemi językoznawcy określają jako toponimy (gr.: topos – miejsce, onomastikós – związany z imieniem). – Polskie toponimy, po polsku brzmiące, przez Polaków ustalone, z Polską i z Polakami związane nazwy geograficzne, osiągają na świecie zaskakująco dużą liczebność i świadczą o globalnym zasięgu aktywności Polaków – przekonuje Fischbach. Nie jest pierwszym, który się tym zajął: w 1965 roku Bolesław Kuźmiński opublikował „Polskie nazwy na mapie świata". Obie pozycje są podobne: z pozoru stanowią encyklopedyczne zestawienie, pełne nazwisk, dat i współrzędnych, potwierdzenie rzetelnej kwerendy, ale notki o znaczących obiektach bywają rozbudowane z dodatkiem autorskiego komentarza. Czyta się je z wypiekami na twarzy i palcem na mapie.

– Przez wieki Polacy w poznawaniu i podboju świata uczestniczyli w sposób symboliczny i niezauważalny. Nieśmiało, na miarę możliwości, w nurt odkryć włączyli się dopiero na przełomie XVI i XVII stulecia. Utrata niepodległości pod koniec XVIII wieku, w XX wieku podbój Polski przez Niemcy i Związek Radziecki spowodowały wygnanie elit wojskowych, politycznych i naukowych, których przedstawiciele nadawali polskie nazwy. Szczególny wysyp następował po upadku kolejnych powstań, kiedy nasilały się represje zaborców, dlatego toponomastyka po polsku to także historia tragicznych emigracji, zesłań i wygnań, która odzwierciedla dzieje polskiego osadnictwa w Nowym Świecie – mówi Fischbach. – Wiąże się z polskimi podróżnikami, odkrywcami i badaczami, czasem ich matkami, żonami i narzeczonymi (szczyt Honoraty w Kamerunie, Stanisławy i Hanki w Pamirze, Góra Adyny w Australii); trasami wypraw żeglarzy. Najczęściej nadawane nazwy związane są z historią Polski i doniosłymi wydarzeniami, wykorzystują nazwiska bohaterów narodowych, twórców, uczonych i zdobywców. Niekiedy rodzime nazwy miast, aby na dalekich lądach znalazły się nie tylko Warszawa i Kraków, także Chojnice (Choynice) i ludzie byli bardziej u siebie.

Polacy zakładali swoje miasta. Szlachcic Nicefor Jaxa Czernichowski w XVII wieku został uwolniony z rosyjskiej niewoli i pracował w służbie carskiej. Gdy jeden z urzędników porwał mu siostrę, w odwecie go zabił i przed karą ukrył się w twierdzy nad Amurem, położonej na ziemiach spornych między Państwem Moskiewskim i Chinami. Samozwańczą osadę, o wymiarach 40x30 metrów, nazwał Jaxa i nawiązał – ponoć także po polsku – dyplomatyczną korespondencję z Pekinem. To wspomnienie z dalekiej historii, bliższa jest opowieść z 1945 roku, gdy po II wojnie światowej z Haren w Dolnej Saksonii Brytyjczycy wysiedlili niemieckich mieszkańców i stworzyli tam polską enklawę. Miasto nazwano Lwów, po sowieckich protestach przemianowano na Maczków (zdobyli je żołnierze 1. Dywizji Pancernej gen. Maczka). Liczyło 30 tysięcy mieszkańców. Miało burmistrza, szkoły, straż pożarną, katolicką parafię, uniwersytet ludowy i takiż teatr. Ulice otrzymały nazwy: Armii Krajowej, Legionów, Jagiellońska, Lwowska, Łyczakowska, Wileńska, Aleje Ujazdowskie. Wydawano gazety „Dziennik" i „Defilada". W 1948 roku, gdy Polacy wybrali dalszą emigrację i opuścili Maczków, przywrócono nazwę Haren.

Polskich nazw pozostało wiele na dawnych terenach Rzeczypospolitej, które należą do Rosji, Litwy, Białorusi, Ukrainy. Na Syberii i Dalekim Wschodzie przyroda wciąż pamięta o podróżnikach i naukowcach, wśród nich zesłańcach po powstaniu styczniowym – Aleksandrze Czekanowskim, Benedykcie Dybowskim, Janie Czerskim – patronach gór, przełęczy, wodospadów, nawet wulkanu! Na Sachalinie istnieje Góra Piłsudskiego, która upamiętnia Bronisława, starszego brata Józefa, zesłanego tam w wieku 21 lat, pracującego jako nauczyciel, antropolog i etnograf. Ożenił się potem z Shinhinchou, krewną miejscowego wodza, która urodziła mu syna Sukez? i córkę Ky?.

Piłsudski wyprowadził się na Hokkaido, wrócił do Polski, utonął w Sekwanie w 1918 roku. Nazwę jego góry na Sachalinie nadały władze radzieckie pod koniec lat 40., gdy zamieniano naleciałości japońskie i – o dziwo – wybrano jej polskie brzmienie.

W międzywojniu Polska organizowała wyprawy badawcze na tereny arktyczne, w tym polarne wyspy Spitsbergen i Grenlandię, co przyniosło swojskie klimaty: Belweder, Ostrą Bramę, Wawel, Cytadelę, Barbakan. Na Spitsbergenie wciąż znajdują się lodowiec i góra geografa Henryka Arctowskiego, także Góra i Przełęcz Kopernika, Góra Curie-Skłodowskiej, Góry Piłsudskiego (tym razem Józefa), szczyt Ostra Brama. Po rozbudowie stacji badawczych w latach 70. przybyły kolejne nasze ślady: Zatoka Polskich Geodetów, wzgórze Dzwon Zygmunta, Lodowiec Matejki, Grań Chopina, Przylądek Boya (Żeleńskiego), Zatoka Bolka (dla upamiętnienie ornitologa Bolesława Jabłońskiego), Przylądek Miłosza. Swojskie nazwy nosi także pięć stacji badawczych, które z powodzeniem funkcjonują do dziś ku chwale rodzimej nauki i historii.

Fischbach miejscowości z polskim śladem odnalazł też na południu. Na Bałkanach nasi rodacy osiedlali się na początku XX wieku, choć nie była to emigracja, bo ludzie nie opuszczali przecież Austro-Węgier. Do dziś w Bośni ostały się Bakińce, Czukale, Stara i Nowa Dąbrowa, Dziewięcina, Grabasnica. W Rumunii jest Kaczyka, jak spolszczono Cacicę. Na południu kraju w Nowym Sołońcu – wsi założonej w 1834 roku przez 30 polskich rodzin – wciąż mieszkają ich potomkowie! W centrum wsi pręży się dumnie Dom Polski, gdzie można przenocować i pośpiewać z gospodarzami na ludową nutę. Odbywają się tutaj ważne dla miejscowych uroczystości. A leżący jeszcze dalej Adampol, założony przez księcia Adama Czartoryskiego po powstaniu listopadowym niedaleko Stambułu, dziś Polonezköy, „polska wieś", gdzie mieszka sto osób o polskich korzeniach? Co miejsce, to historia.

– Z wykształcenia jestem geografem, od dzieciństwa interesowałem się historią, ale pisząc książkę, zdałem sobie sprawę, jak wiele mam luk w wykształceniu, skoro nie wiedziałem o Polskich Rejonach Narodowych na Ukrainie czy Białorusi utworzonych w latach 20. przez Stalina ani o tym, że w latach 30. byli polscy zesłańcy tworzyli osady w Kazachstanie: Zielony Gaj, Wiśniówka – przyznaje autor w rozmowie z „Plusem Minusem".

Czytaj więcej

Albinosi i karate. Walka białych Afrykanów

***

Polska emigracja do Argentyny rozpoczęła się pod koniec XIX wieku, gdy do Buenos Aires przypłynęły statki z rolnikami osiedlającymi się w północnym stanie Misiones. Trafili tu przypadkiem: chcieli płynąć do Ameryki, nie mieli dokumentów zdrowotnych i zaproponowano im kierunek zastępczy. Po rejsie przez Atlantyk w La Placie przesiedli się na drugi statek, który płynął w górę rzeki Parany. Na miejscu zobaczyli intensywną czerwień ziemi i wieczną zieleń selvy, tropikalnej puszczy, która porastała przyznane im działki. Trzeba je było karczować i wypalać. Osadnicy natrafiali na jaguary, węże, jadowite pająki, w rzekach pływały kajmany. Uprawiali nieznane im rośliny: maniok lub yerba matę. Żarłoczne mrówki pustoszyły zbiory, zmorą okazały się moskity. Zdarzały się napady, więc miejscowym zwyczajem było klaskanie zbliżających się gości, co miało zaświadczyć o braku broni w dłoni i pokojowych zamiarach. Przetrwali.

W latach 30. przypłynęła kolejna fala emigracji, gdy rządy Polski i Argentyny podpisały umowę o dalszej kolonizacji. Powstała wtedy wieś Wanda, leżąca w stanie Misiones przy granicy z Brazylią, po drugiej zaś stronie była też Jagoda (przemianowana na Quedas do Iguaçu) – w ten sposób pionierzy uhonorowali córki marszałka Józefa Piłsudskiego. – W Wandzie spotkałem Polaków, którzy ją zakładali. Cieszyli się, że w odległej Polsce ktoś o nich pamięta, odwiedza i interesuje ich losem. Pokazali mi to, co mają najcenniejszego: ojczystą ziemię przywiezioną w słoiku. Takie chwile chwytają za serce – wspomina Fischbach.

Mieszkańcy wciąż znają poezję i literaturę, potrafią pięknie zaśpiewać hymn. Wsparciem okazali się polscy księża bernardyni, którzy stacjonują niedaleko. Kilka lat temu utworzono w Wandzie małe muzeum poświęcone polskim pionierom. Wśród eksponatów – stare narzędzia rolnicze, płyty, książki, mapy, gramofony, telefony i wozy konne. Kawał historii w kawałku żelaza.

Fischbach opisał też pierwszą polską wyprawę w Andy z lat 30., gdy zdobyto dziewicze szczyty i wyznaczono nowe drogi wspinaczkowe. W Argentynie od tej pory wiedzie Droga Polaków – La Ruta Polacos na Lodowcu Polaków – Glaciar Polaco, spływającym ze wschodniego zbocza najwyższej na kontynencie góry Aconcagui. Lodowce schodzące z góry Mercedario nazwano od nazwisk uczestników wyprawy: Karpiński i Ostrowski, bo prawodawstwo zezwalało zdobywcom nadawać własne nazwy. Potem odkrycia ustały. – Po zakończeniu II wojny światowej, ze względów politycznych i ekonomicznych, czas nie sprzyjał Polakom w poznawaniu świata, prowadzeniu badań naukowych i eksploracji niezdobytych miejsc. Przez 20 powojennych lat na tych polach podróżnicy z PRL byli mało widoczni, ale lukę wypełniali młodzi Polonusi z Argentyny, wywodzący się z patriotycznych rodzin żołnierzy armii generała Andersa, którzy po zakończeniu wojny znaleźli tam schronienie.

Dzieci żołnierzy działały w polskim harcerstwie. W latach 60. harcmistrz Wacław Blicharski organizował letnie obozy w Andach i młodzi rozpoczęli aktywność górską. Chcieli zdobywać dziewicze szczyty powyżej 5000 m n.p.m. i je nazwać. Pierwszą górą była Polonia Milenaria (Milenium Polski) na pamiątkę tysiąclecia chrztu. Zdobywcy wnieśli na szczyt biało-czerwony proporczyk oraz ziemię z Polski, m.in. z grobu harcerzy poległych w powstaniu warszawskim. Inny szczyt nazwano Generał Teofil Iwanowski na cześć powstańca wielkopolskiego, który wyemigrował do Argentyny, brał udział w wielu walkach, za zasługi w wojnie z Paragwajem przyznano mu stopień generała! Kolejna zdobycz to Monte Cassino dla uczczenia 25. rocznicy bitwy: w nader trudnej drodze na szczyt zdobywcy pokonali lodowiec pełen pęknięć i szczelin; na niewielkiej przełęczy usypali kamienny stożek i umieścili proporczyk wyprawy, Krzyż Monte Cassino i Krzyż Harcerski, ziemię spod Monte Cassino, także z grobów harcerzy batalionów „Zośka" i „Parasol". A to Polska właśnie!

W styczniu 1968 roku Ryszard Czarniawski i Marek Gaiński zdobyli dziewiczy szczyt w łańcuchu Cordon de Pomez, któremu nadali miano Generał Bór-Komorowski. Podczas zejścia, w pobliżu przełęczy Manantiales kamienna lawina przysypała 19-letniego druha Marka. Dla upamiętnienia tragedii towarzysze postawili w tym miejscu żelbetonowy krzyż – Tumba del Polaco, Grób Polaka. A miejscowa Polonia wybudowała schronisko-pomnik. – Jedyne polskie schronisko na świecie położone poza Polską. To zrobiło na mnie wrażenie – mówi Fischbach. Pomysłodawcą budowy i jednocześnie pierwszym szefem został Zbigniew Gębarski, żołnierz armii Andersa, uczestnik bitwy pod Monte Cassino. Po jego śmierci schroniskiem zawiadywała włoska żona Luigina, potem syn Ricardo, któremu z kolei pomaga syn Gabriel.

– Schronisko im. Marka Gaińskiego utrzymywane było ze składek Związku Polaków w Mendozie. Kiedyś była to liczna organizacja, niestety, wojenne pokolenie już odeszło, związek liczy kilka osób i pieniędzy na utrzymanie brakuje. Pomocy z kraju nie ma żadnej, usiłowałem coś w tej sprawie zrobić, pisałem pisma i wysyłałem listy w sprawie ratowania schroniska. Pozostały bez odpowiedzi. Polskie władze czy stowarzyszenie Wspólnota Polska mają to gdzieś... Jak nie pomożemy, za kilka lat polskiego schroniska w Andach im. Marka Gaińskiego nie będzie. W 2022 roku mija 50 lat od jego uruchomienia – mówi Fischbach. – Cały czas utrzymuję kontakty z rodziną Gębarskich, niedawno miałem przyjemność gościć Ricarda u siebie w domu, kontakty utrzymują nasze dzieci. Mogę i chcę pomóc.

Czytaj więcej

Tajemnice starej fotografii

***

Według Fischbacha najczęściej występujące na świecie polskie nazwy geograficzne ze słowem Polska, Poland lub Polonia pojawiają się na mapach 68 razy: dziewięć w USA, Kanadzie i Meksyku; osiem w Argentynie i Brazylii; cztery w Australii i Oceanii; trzy na Spitsbergenie, w Chile i Pakistanie; dwie w Kenii, raz w Turkmenistanie, Afganistanie, Rosji, Mongolii, RPA, Gwatemali, Grenlandii, Urugwaju, Wenezueli i Antarktydzie.

Imienniczek stolicy autor naliczył 42: 25 w USA, pięć w Kanadzie, trzy w Tadżykistanie, dwie na Antarktydzie; po jednej Warszawie mają zaś w Rosji, Mongolii, RPA, Gwatemali, Wenezueli, Australii i Brazylii. W USA znajdują się także Krakowy, Częstochowy i Jasne Góry, gdzie osiadali polscy emigranci, choć triumfy święci tam przede wszystkim Kazimierz Pułaski (26), bojownik o niepodległość Stanów Zjednoczonych.

Z kolei najpopularniejsze w Australii nazwy pochodzą od XIX-wiecznego podróżnika i odkrywcy Pawła Edmunda Strzeleckiego (30) – góry, rzeka, jezioro, pustynia, miasto. Zdobył szczyt uznawany za najwyższy w Australii i nazwał Górą Kościuszki (później okazało się, że się pomylił i najwyższe jest sąsiednie wzniesienie, które nazwał inny podróżnik, lecz Urząd Kartograficzny Australii najwyższą górę kraju – w hołdzie Strzeleckiemu – nazwał Mount Kosciuszko).

Albo inny lokalny idol: Ignacy Domeyko, który wymieniany jest 19 razy na mapach Chile. W XIX wieku działał tam jako geolog, inżynier górnictwa, wykładowca; pozostały po nim Góry Domeyki (Cordillera Domeyko), szczyt Domeyki (Cerro Domeyko – 1238 m n.p.m.), górnicza miejscowość Domeyko, port Domeyko.

Fischbach podliczył: na siedmiu kontynentach występuje Polska, Poland, Polonia; na pięciu – Warszawa i Kraków; na czterech – nazwy związane z Kościuszką i Janem Pawłem II. Jego dotyczą ostatnio nadane nazwy: w 2003 roku szczyt na Antarktydzie mianowano Monte Paolo Giovanni II, we Włoszech imieniem papieża nazwano dwa nowe szlaki, podobnie jak szczyty w okolicach Sondrio w Apeninach. W 2014 roku na mapie Chile pojawiła się kolejna nazwa związana z Ignacym Domeyką, gdy KGHM Polska Miedź na północy kraju, w Sierra Gorda, uruchomiło olbrzymią kopalnię nazwaną imieniem rodaka.

– Największa duma? Chyba to, że doprowadziłem moją książkę do końca, choć nie było łatwo, ale mogłem liczyć na wsparcie Polaków na całym świecie. Pochodzę z Łodzi, więc satysfakcją było znalezienie czterech nazw związanych z moim miastem, o których nikt nie wiedział, może z wyjątkiem kilku najbardziej zainteresowanych osób. Chodzi o Nevado Łódź w Peru, Plateau Łódź w Hindukuszu oraz dwie nazwy na Antarktydzie: Wzgórza Jersaka i Urwisko Dutkiewicza – nazwy nadane dla upamiętnienia łódzkich geomorfologów, uczestników wypraw na Antarktydę, o których nie wiedział żaden z łódzkich geografów – uśmiecha się Fischbach.

Snuje opowieść, że czasem nazwa przyjmuje się bez składania wniosków, o czym przekonał się podróżnik Tony Halik. Gdy jechał z Ziemi Ognistej na Alaskę, w Kostaryce musiał przekroczyć głęboki wąwóz i wybudował tam prowizoryczny most, przy którym umieścił tabliczkę: „Puente Halik" („Most Halika"). Mieszkańcy zaczęli później korzystać z przeprawy i ją ulepszać. Zbudowali prawdziwy most, przy którym rozwinęła się osada Halik. Pytam gdzie, bo nie widzę jej na mapie. – Nie wiadomo. Nadal nie udaje mi się jej dokładnie zlokalizować. Mam przybliżoną lokalizację, ale cały czas to moje domysły. Informację o moście uzyskałem od samego Halika, od jego żony Elżbiety Dzikowskiej oraz w Muzeum Podróżników im. Tony'ego Halika w Toruniu – żali się Fischbach, choć może to część legendy podróżnika i toponimistyki.

Fischbach wciąż ma wiele wątpliwości, które nazwy uznać za polskie. – Skomplikowana historia kraju nakazuje zastanowić się wieloma aspektami. Przez kilkaset lat istniała Rzeczpospolita Obojga Narodów, czy wszyscy obywatele tego państwa byli Polakami? Choćby Mickiewicz i Domeyko? Do Maurycego Beniowskiego chętnie przyznają się Polacy, Węgrzy i Słowacy. A czy nazwa Zatoka Szczecińska położona u wybrzeży Papui Nowej Gwinei to polska nazwa? Na pewno nie: nadali ją Niemcy na przełomie XIX i XX wieku, kiedy wyspa znajdowała się pod ich protektoratem. Do tego w USA istnieje kilka nazw zawierających imię „Stanislavus": rzeka, szczyt, ranczo. Jedne źródła podają, że pochodzą od polskiego osadnika Stanisława Peszyńskiego, inne odwołują się do indiańskiego wodza Estanislao – mówi Fischbach.

W Meksyku są także miejscowości Nueva Polonia, Santa Polonia, Polonia czy wodospad Polskie Oko (Ojo de Polonia), których pochodzenie jest nieznane. Poloników może być zresztą znacznie więcej niż ujęte w książce. – Bez najmniejszej wątpliwości są na świecie miejsca noszące polskie nazwy, o których nie napisałem. Już na pierwszym autorskim spotkaniu w Szczecinie pojawiła się nowa, nieznana mi nazwa w Iranie: w latach 70. polscy wspinacze jeden ze zdobytych szczytów nazwali Police. Nie wiem, na ile uznaje się ją na miejscu, jest ślad do dalszych poszukiwań – mówi Fischbach. Zapowiada się wydanie drugie, uzupełnione.

Jarosław Fischbach z dziada pradziada związany z Poznaniem, na Uniwersytecie Łódzkim został doktorem nauk geograficznych, a także prezesował Izbie Turystyki Ziemi Łódzkiej i szefował biuru turystycznemu Tourpol. Prowadzi Siedlisko Pod Lipą w Budach Lucieńskich niedaleko Gostynina, a od lat podróżuje po świecie śladami rodaków. Po wyjazdach do Polonii obu Ameryk – São Paulo, Buenos Aires, Santiago de Chile, Nowy Jork – wydał książkę „Polskim szlakiem przez Amerykę Południową".

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi