Mateusza Morawieckiego zmagania z rzeczywistością

W krainie ślepców wciąż jest królem, choćby i jednookim.

Aktualizacja: 14.01.2022 15:23 Publikacja: 14.01.2022 10:00

W obozie władzy opadają maski. Przeciwnicy Mateusza Morawieckiego, jak Zbigniew Ziobro, atakują go o

W obozie władzy opadają maski. Przeciwnicy Mateusza Morawieckiego, jak Zbigniew Ziobro, atakują go otwarcie

Foto: Reporter, Tadeusz Koniarz

Za wiele kłopotów obecnej władzy premier Mateusz Morawiecki nie musi być jakoś szczególnie obciążany. Wszyscy wiedzą, że za awanturę z Unią Europejską, a właściwie za wojnę wokół sądów i praworządności, odpowiada po trosze Zbigniew Ziobro, a w jeszcze większym stopniu sam Jarosław Kaczyński. Morawiecki to co najwyżej ktoś, kto nie znajduje na to dobrej odpowiedzi, przy czym twardogłowi prawicowcy atakują go za to na równi z opozycją. Ale to nie przez niego tracimy zaliczkę na Krajowy Plan Odbudowy.

Niewielu też podejrzewa, że jeśli podsłuchiwano senatora Krzysztofa Brejzę czy Romana Giertycha przy pomocy oprogramowania Pegasus, akcji tej patronował szef rządu. To wykluło się zapewne gdzieś pomiędzy służbami specjalnymi Mariusza Kamińskiego i resortem Ziobry.

Czytaj więcej

Krzysztof Godlewski: Przywróciliśmy ducha wspólnoty

Inflacyjna ława oskarżonych

Premier stanął za to wobec nowej dla siebie sytuacji, mocując się z drożyzną. Trafnie zauważa Jan Rokita w „Sieciach": „Przez te lata bowiem to prawicowa władza miała monopol na nieustanne poprawianie materialnego standardu życia społeczeństwa, w tym zwłaszcza na szybkie awansowanie grup dotąd upośledzonych, żyjących na granicy ubóstwa. (...) Polityczny przełom, jaki dokonuje się na naszych oczach, polega właśnie na tym, że rządząca prawica musi przyjąć odpowiedzialność za wybuch inflacji i drożyzny, faktycznie cofającą jakąś część korzyści i przywilejów finansowych rozdanych tak licznym grupom społecznym w ciągu poprzednich lat".

Rokita puentuje: „Sęk w tym, że po sześciu tłustych latach władza wygląda na mentalnie niezdolną do przystosowania się do całkiem nowej dla siebie sytuacji".

Gdzie w tym wszystkim znajduje się Morawiecki – czy tym razem na ławie oskarżonych wraz z całym swoim obozem? Może przypominać, że za rosnące ceny odpowiada także polityka klimatyczna Unii Europejskiej. Albo machinacje Gazpromu, których szczegółowego zbadania ta sama Unia teraz odmawia. Inflacja jest ogólnoświatowa i przede wszystkim kosztowa. Nawet spóźnione decyzje prezesa NBP Adama Glapińskiego w sprawie podnoszenia stóp procentowych zostały w jakiejś mierze oddzielone od polityki PiS, choćby w wywiadach Jarosława Kaczyńskiego.

To naturalnie nie uwalnia obozu władzy od konkluzji opozycji: drożyzna równa się ten rząd. Morawiecki wybrał ucieczkę do przodu, nie tylko próbując rozkładać w czasie horrendalne rachunki za energię, ale stawiając na obniżki VAT na paliwo, gaz czy żywność. Choć to ryzykowne z punktu widzenia budżetu, opozycja nie jest w stanie tego kwestionować frontalnie – sama się tego wcześniej domagała. Pojawia się tylko pretensja, że „za późno". Co – zważywszy na zarówno oszałamiające tempo wzrostu cen, jak i wymóg zgody Komisji Europejskiej na ten ostatni manewr – wydaje się zarzutem rytualnym.

Niektórzy odbierają zapowiedź obniżania VAT jako – także – próbę przyćmienia chyba najgorszej porażki rządowej na przełomie roku 2021 i 2022. Inflacja to wielość przyczyn i symptomów. To, że służby rządowe, przede wszystkim Ministerstwo Finansów, pomyliły się na niekorzyść Polaków przy okazji wprowadzania Polskiego Ładu, to rzecz oczywista.

Sam Polski Ład został po części „zjedzony" wizerunkowo przez falę cenowych szaleństw. Polakom trudno się z niego cieszyć. Ale kiedy okazuje się, że nauczyciele, policjanci czy emeryci dostają od nowego roku mniej, bo ktoś źle policzył, czy czegoś nie przewidział, opadają ręce.

Sprawdza się w pełni czarnowidztwo tych, którzy podnosili, że tak skomplikowanej reformy systemu podatkowego nie pisze się na kolanie. Do naturalnych kontrowersji związanych z aksjologicznym wymiarem Polskiego Ładu (uderzenie w ludzi uznawanych za bogatych, przede wszystkim składką zdrowotną) dochodzą teraz wady, które można by nazwać „technicznymi".

Rząd chce możliwie szybko zasypać błędy finansowymi wyrównaniami. Nie jest jednak wcale pewne, czy takie korygowanie zaliczek na podatki nie jest prawnie wadliwe. I czy te korekty nie doprowadzą do nowych błędów. Na koniec zaś eksperci, choćby doradcy podatkowi, przewidują, że pewne grupy będą poszkodowane tak czy inaczej (wieloetatowcy, niepełnosprawni, ludzie rozliczający się ze współmałżonkiem itd.).

Poza tym nowy system nałożył zbyt wiele niejasnych decyzji na samego podatnika, a rząd nie umiał go nawet o tym prawidłowo powiadomić. Teza, powtarzana wciąż przez premiera, że nowy system jest sprawiedliwszy, bo zrywa z sytuacją, kiedy wielu zamożniejszych płaciło niższe podatki niż mniej zamożni, niknie wobec chaosu i niepewności.

Czytaj więcej

Andrzej Nowak: Rzeczpospolita była monarchią konstytucyjną

Cyborgi bez empatii

W telewizjach widzimy rządowe reklamy pełne ludzi cieszących się, ile im zostanie w portfelu dzięki Polskiemu Ładowi. Nakłada się na to oburzenie lub strach niejednego szarego Kowalskiego. Minister finansów Tadeusz Kościński w rozmowie z Polsatem nie umiał tego objaśnić ani prawidłowo zareagować.

Pozostańmy na chwilę przy konsekwencjach politycznych: nie umiał tego również premier. Morawiecki przepraszał z wdziękiem pani opowiadającej przez dworcowy megafon, jak to jej przykro, że pociąg się spóźnił. W tym nigdy nie ma żalu, ba, jakiejkolwiek emocji. Podobne wrażenie sprawiają tacy ludzie, jak rzecznik rządu Piotr Müller. Cyborgi nie odzyskają łatwo społecznego zaufania, nawet jeśli ostateczne straty społeczne okażą się mniejsze, niż wieści opozycja. I nawet jeśli ruch z obniżaniem VAT, więc ze zwalczaniem inflacji, może być źródłem pewnej nadziei.

Jednocześnie pojawiły się wieści o masowym niezadowoleniu posłów PiS z kiksów rządu. W zdumienie musi skądinąd wprawiać fakt, że do tej pory nikt, choćby któryś z ministrów, nie poniósł personalnej odpowiedzialności. To świadczy o zatracie elementarnego słuchu społecznego. Premier opowiada coś o księgowych błędach. A politycy Zjednoczonej Prawicy, przyzwyczajeni do tego, że zajmują się ideologią, podczas gdy rząd rozdaje w ich imieniu pieniądze, się burzą. I to całkiem zrozumiałe, bo nagle czują na swoich plecach powiew gniewu, i to ich naturalnych zwolenników.

Słychać o możliwości wymiany premiera, niektórzy przypisują takie intencje Jarosławowi Kaczyńskiemu. Ożywiła się jak zwykle w takich przypadkach stara wewnętrzna opozycja. Zbigniew Ziobro toczy gdzieś za kulisami metapolityczną wojnę z premierem o przyszły kształt prawicy. Tacy ludzie, jak minister aktywów państwowych Jacek Sasin, rywalizują z Morawieckim i próbują wycinać jego ludzi. Beata Szydło z wygnania w Brukseli szuka pomsty za swoją dymisję.

Oni mogą generować niezadowolenie i rozsiewać plotki. Równie dobrze może je jednak wysyłać w świat centrala na Nowogrodzkiej z polecenia samego Kaczyńskiego. Pojawiły się nawet nazwiska potencjalnych następców: obok Szydło wieczny aspirant do tej funkcji Mariusz Błaszczak, który ma jeden atut: pełne zaufanie prezesa PiS. Te spekulacje traktowane są serio w ministerstwach, gdzie różni ludzie zaczęli się już przygotowywać na czas po Morawieckim.

Ukoronowaniem tej pełzającej kampanii jest publikacja we wrogim PiS „Newsweeku", który ogłasza, że Kaczyński przygotowuje wymianę premiera i chce wszystkie porażki zwalić na Morawieckiego. Teza mocna, ale choć oddaje siłę emocji w obozie władzy, realne poszlaki na potwierdzenie istnienia takiego planu prezesa są tam więcej niż wątłe. Że tu i ówdzie wycięto jakichś ludzi premiera, osłabiono jego wpływ na jedną czy drugą instytucję finansową? To działo się już nie raz, zgodnie z metodą Kaczyńskiego „dziel i rządź".

Potrafił on też nieraz nękać premiera pozorowaniem niełaski, aby go dyscyplinować. Tym razem może to czynić także po to, aby wyraźnie rozprzęgająca się machina państwowa zaczęła wreszcie działać prawidłowo. To oczywiście bardzo dworski model wpływania na państwo, ale zgodny z kulturą polityczną tego i chyba nie tylko tego obozu.

Oczywiście w teorii możliwa byłaby operacja wymiany premiera przed wyborami, żeby zamarkować trzecie już otwarcie i zgubić takie czy inne błędy, choćby owe nieszczęsne wpadki z zaliczkami podatkowymi wynikłymi z Polskiego Ładu. Ale mój rozmówca z otoczenia Kaczyńskiego mówi wprost: „Powoływanie nowego rządu w sytuacji, kiedy ma się kilka głosów przewagi w parlamencie, to bez mała samobójstwo".

Powiedział to zresztą, co prawda jeszcze przed skandalem ze złym obliczaniem Polskiego Ładu, sam Kaczyński – w wywiadzie dla Interii – i chyba warto mu w tym przypadku wierzyć. Opisał zmianę premiera jako „szaleństwo", a jego samego nazywał „zdolniejszym ode mnie". Jak miałby to teraz unieważnić?

Szef PiS mógłby próbować to robić jedynie w ścisłym współdziałaniu z samym Morawieckim, ten zaś nie ma ochoty przykładać ręki do własnego odejścia. Nawet gdyby nadano temu postać jakiejś ceremonialnej zmiany warty, ciężko byłoby po dymisji szefa rządu bronić choćby Polskiego Ładu. A przecież właśnie oglądamy rozpaczliwą akcję takiej obrony, z walnym udziałem samego Kaczyńskiego.

Wydaje się, że obecny układ polityczno-personalny jest zabetonowany – do wyborów w 2023 roku. To zabawne, ale w tym samym czasie roztrząsano w mediach inną plotkę: że Kaczyński szykuje się do wypchnięcia z rządu Zbigniewa Ziobry. To także absurdalna wieść, skoro jego ugrupowanie, Solidarna Polska, inaczej niż Porozumienie Jarosława Gowina, zachowało elementarną lojalność wobec swojego lidera. W tej chwili jakikolwiek ruch grożący utratą większości nie jest możliwy. No, chyba że w następstwie jakiegoś kataklizmu.

Owszem, Morawiecki musi mieć poczucie wielkiego ryzyka odnoszącego się do swojej dalszej przyszłości. Jeśli w wyborach Zjednoczona Prawica poniesie porażkę, jego aspirowanie do roli przyszłego jej lidera okaże się zapewne nieaktualne. Dopiero wtedy wszystko zostanie zwalone na niego. Dopiero wtedy użyje się go jako kozła ofiarnego. Zwłaszcza że zwycięży zapewne narracja: trzeba było być jeszcze bardziej radykalnym.

Prościutkie recepty lidera Solidarnej Polski na totalną wojnę z UE, które budzą sympatię i w części PiS, staną się popularne i to niezależnie od losu samego Ziobry. Ciężko za to przewidzieć, czy ewentualne wymęczone zwycięstwo obozu Kaczyńskiego oznaczałoby, i na ile, wywyższenie samego premiera. Skądinąd na tle dramatycznie słabych kandydatur Szydło czy Błaszczaka nabiera on powagi, nawet jeśli jego ludzie nie wszystko umieli policzyć w kalkulacjach Polskiego Ładu. Mamy wciąż niskie bezrobocie i nienajgorszy stan finansów publicznych. W krainie ślepców ten technokrata wciąż jest królem, choćby i jednookim.

Czytaj więcej

Proteza silnej władzy

Odpowiedzi proste i prostackie

Nasuwają się jednak kolejne uwagi. Bez wątpienia narastające trudności z efektywnym rządzeniem będą już teraz premiować coraz większą prostotę, by nie rzec prostactwo odpowiedzi. Z jednej strony na inflacyjne trudności opozycja reaguje zalewem propozycji, których główną cechą ma być efekt medialny. Lewica chce gigantycznych rekompensat dla obywateli. Ludowcy jeszcze większej obniżki podatków. Platforma Obywatelska – zrównania cen gazu dla wszystkich gospodarstw domowych.

To ostatnie zbieżne jest co do ogólnej zasady z intencjami rządu. To, czego partia Tuska nie mówi, to fakt, że za część kłopotów indywidualnych użytkowników energii odpowiedzialne bywają samorządy – platformerskie co do politycznej barwy. Cała opozycja żąda zarazem rezygnacji z Polskiego Ładu, który z inicjatywy mającej ulżyć drobnym podatnikom stał się nagle widowiskowym narzędziem opresji.

Demagogia szerzy się też po prawej stronie. Solidarna Polska proponuje wyjście z systemu unijnych pozwoleń emisyjnych, czyli tak zwanego ETS. On także zapewne zawyża ceny energii. Nie usłyszymy jednak od eurosceptyków spod znaku Ziobry, że jesteśmy w tej kwestii dość osamotnieni, bo inne państwa szybciej modernizują swoje systemy energetyczne, my zaś wciąż próbujemy trwać przy węglu.

Trudno nie mieć wątpliwości i obaw wobec europejskiej polityki klimatycznej. Ale zerwanie z ETS oznaczałoby wypowiedzenie unijnego prawa, więc w konsekwencji – konieczność wyjścia z Unii, czego Ziobro głośno nie powie. Odwołuje się on jednak do emocji na tyle silnych, że nawet Kaczyński powiedział w wywiadzie dla „Sieci" coś, co można by uznać za zapowiedź zerwania z systemem ETS. Skądinąd trwanie przy węglu staje się niemożliwe, i to nawet poza Unią. Żadna poważna instytucja finansowa nie będzie na dłuższą metę finansować kolejnych dużych inwestycji opartych na paliwach kopalnych.

Druga uwaga dotyczy zamieszania w sferze języka. Coraz trudniej jest rządzącej prawicy zachowywać elementarną spójność przekazu. Politycy obozu rządzącego wyśmiewają przez wiele dni wieści o używaniu oprogramowania Pegasus przez polskie służby, po czym Jarosław Kaczyński całkiem znienacka przyznaje: tak, Pegasus był używany (choć i tego broni).

Taki zamęt panował też początkowo wokół kwestii złego naliczania podatkowych zaliczek związanych z Polskim Ładem. Kiedy wreszcie ministrowie zdołali ustalić między sobą komplet informacji, nadal udzielali odpowiedzi wykrętnych bądź niepełnych.

W ostateczności o powodzeniu lub niepowodzeniu Polskiego Ładu zdecydują najbliższe miesiące. Wtedy dowiemy się, kto tak naprawdę skorzystał, a kto stracił, lub w każdym razie – kto nie ma poczucia korzyści. To samo dotyczy skuteczności dwóch antyinflacyjnych tarcz. I wydaje się, że to zawartość portfeli obywateli, a nie głośne afery czy wojny ideologiczne zdecydują o zwycięstwie lub klęsce tego układu rządowego. Morawiecki staje się tak naprawdę jeszcze bardziej niezastąpiony, a zarazem jeszcze bardziej skazany na potępienie przez własnych obecnych kolegów – jeśli się nie uda.

Za wiele kłopotów obecnej władzy premier Mateusz Morawiecki nie musi być jakoś szczególnie obciążany. Wszyscy wiedzą, że za awanturę z Unią Europejską, a właściwie za wojnę wokół sądów i praworządności, odpowiada po trosze Zbigniew Ziobro, a w jeszcze większym stopniu sam Jarosław Kaczyński. Morawiecki to co najwyżej ktoś, kto nie znajduje na to dobrej odpowiedzi, przy czym twardogłowi prawicowcy atakują go za to na równi z opozycją. Ale to nie przez niego tracimy zaliczkę na Krajowy Plan Odbudowy.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi