Watykańska dyplomacja nie cieszy się ostatnio w Polsce dobrą sławą. Moskiewskie wypowiedzi arcybiskupa Paula Gallaghera, sekretarza ds. relacji z państwami Stolicy Apostolskiej, brzmiały, jakby wypowiadano je w rytm kremlowskiej propagandy, choć zgodne były z myśleniem geopolitycznym Watykanu. Dochodzi do tego pomijanie w oficjalnych wypowiedziach papieskich dramatycznej sytuacji i prześladowań na Białorusi, a nawet zupełne pominięcie geopolitycznych źródeł sytuacji na Ukrainie, o której papież w ostatnim bożonarodzeniowym Urbi et orbi wspomniał, modląc się o to, by „na Ukrainie nie poszerzały się nowotworowe przerzuty konfliktu". Wszystko to razem sprawia wrażenie, jakby Franciszek i Watykan prowadzili politykę prorosyjską, a przynajmniej traktowali Rosję odmiennie niż inne kraje. Jeśli zaś do tego dodać fakt, że Władimir Putin był jedynym politykiem, który mógł osobiście porozmawiać z papieżem w dniu jego urodzin, złożyć mu życzenia i przekazać prezent (portret Fiodora Dostojewskiego), to rzeczywiście pytanie o wymiar wschodni polityki papieskiej stanie przed nami z całą mocą.
Amerykańscy analitycy, a nawet pewna część hierarchów katolickich, kwestionują inny element papieskiej geopolityki, a mianowicie strategię wobec Chin. Tam, choć udało się ustalić z komunistycznymi władzami kilka kandydatur biskupich, niszczenie świątyń wciąż trwa, prześladowania wobec katolików nie zelżały, władze w Pekinie uniemożliwiają przekazywanie dzieciom wiary, a także przetrzymują w nieznanych miejscach kilku biskupów. Jednym słowem, polityka ustępstw niewiele dała. Zwracał na to ostatnio uwagę szwedzki sinolog prof. Fredrik Fällman, wzywając Stolicę Apostolską do otwartego mówienia o tym, co dzieje się w Chinach. „Kościół katolicki często komentuje sytuację w innych krajach. Jednak Watykan milczy na temat wielu niepokojących wydarzeń w Chinach – w tym o strukturalnych prześladowaniach religijnych, kwestii praw pracowniczych i łamaniu praw człowieka wobec Ujgurów. Wygląda na to, że urzędnicy Watykanu traktują Chiny inaczej niż inne kraje" – napisał w tekście dla „East Asia Forum".
Czytaj więcej
Instrukcja dotycząca współpracy Kościoła z organami ścigania i sądami, którą ujawniła „Rzeczpospolita", dobitnie pokazuje, że klerykalna mentalność obecna jest wciąż także w Watykanie.
Naiwność czy strategia?
Skąd to milczenie? Dlaczego dyplomaci watykańscy prowadzą tego rodzaju politykę? Czy to naiwność oraz brak zrozumienia Rosji i Chin czy może długofalowa strategia, która ma budować wielobiegunowy świat i zabezpieczać prawa katolików w niechętnych im krajach? Odpowiedź nie jest prosta, choć zarzut naiwności można w zasadzie odrzucić. Papież Franciszek nieźle orientuje się w sytuacji prawosławia, Rosji i Ukrainy, i nawet jeśli na jego poglądy rzutuje fascynacja literaturą i teologią rosyjską, to ma on wielu przyjaciół i współpracowników związanych z Ukraińską Cerkwią Greckokatolicką. Ukraińska perspektywa, świadoma nie tylko imperialnych interesów Rosji, ale także uwikłania w nie Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, z pewnością nie jest obca zarówno papieżowi, jak i jego dyplomacji. Franciszek jest także – co wielokrotnie podkreślał – w stałym kontakcie z patriarchą Konstantynopola Bartłomiejem, który z pewnością, tak jak jego współpracownicy, przekazuje mu zobiektywizowany obraz sytuacji w Cerkwi rosyjskiej, a także wiedzę o agresywnej polityce kościelnej prowadzonej przez Moskwę choćby w Afryce, gdzie ostatnio powołano niekanoniczne struktury. Jeśli więc papież prowadzi taką, a nie inną, politykę, to powód musi być inny niż niewiedza czy naiwność.
Nie inaczej jest z Chinami. Watykan ma pełne i, na ile jest to możliwe, dokładne informacje na temat tego, co dzieje się w tym kraju z katolikami, a także z innymi chrześcijanami. Międzywyznaniowa organizacja Open Doors w Światowym Indeksie Prześladowań za rok 2021 umieszcza Chiny na 17. miejscu wśród najgroźniejszych dla chrześcijan krajów, wskazując nie tylko na tradycyjne metody prześladowań, ale też na coraz ściślejszą inwigilację wirtualną, wymuszanie rozwodów, a także fizyczną przemoc.