No właśnie, co to właściwie jest? Encyklopedycznie rzecz ujmując, to młodziutkie czerwone wino z Burgundii. Robi się je ze szczepu gamay dającego soczyste, bardzo owocowe, lekkie wina, które nie nadają się ani do beczkowania, ani do przechowywania. Jasne, są tacy, którzy tym encyklopedycznym wpisom zadają kłam, ba, całkiem niezłe wina z apelacji Beaujolais AOC można kupić przez cały rok, ale świat wariuje na ich punkcie tylko w trzeci czwartek listopada, kiedy do restauracji i sklepów trafia najnowszy rocznik. Początek zabawy sięga XIX wieku, kiedy w wielu francuskich gminach świętowano pojawienie się vin de primeur, czyli świeżego wina. Ot, takie winiarskie dożynki.
Czytaj więcej
Wszyscy na nią narzekają, nikt jej nie lubi, każdy się jej boi. Drożyzna. W tej rubryce też ostatnio było nietanio, ale cóż, wielkie wina na wielkie okazje kosztują. To dziś pora na zwyczajne, codzienne wina z największego sklepu z winem w Polsce, czyli Biedronki.
A ponieważ to ludyczna zabawa, to i wino jest do niej dostosowane. Młode, dzikie, kompletnie nieułożone, soczyste – takie jest, bo i takie być musi. Nie tylko nie trafiło do beczki, ale też nie zdążyło ułożyć się w kadzi, a i w butelkach znalazło się ledwo co. Do głów uderza nie ze względu na wysoką zawartość alkoholu, ale na zdradliwą owocowość i sposób picia – nikt przecież beaujolais nouveau nie degustuje, popija się je do kolacji, aż tu nagle, nie wiadomo kiedy, ten kompocik nas dopada.
A ponieważ to ludyczna zabawa, to i wino jest do niej dostosowane. Młode, dzikie, kompletnie nieułożone, soczyste – takie jest, bo i takie być musi
Młode wino to pomysł nie tylko burgundzki. Ba, włoski kuzyn beaujolais, vino novello, trafia do sklepów jeszcze wcześniej, bo już 30 października! Niemcy i Austriacy w listopadzie zapraszają na biesiady z młodym winem. Raczą się nim Węgrzy i Czesi, a Polacy nie gęsi, lecz do gęsi również popijają coraz chętniej wino świętomarcińskie. A dlaczego świętomarcińskie? Bo wspomnienie świętego Marcina przypada 11 listopada.