Chemik ujmie to tak: „Cała gama związków określanych jako mineralne, a tak naprawdę będących solami kwasów nieorganicznych, jak: siarczan sodu, węglan wapnia, węglan sodu, fosforany wapnia i magnezu, związki żelaza i manganu, ma swój wyraźny smak". Lepiej państwu? Mnie też nie i choć nie dam się namówić na podanie definicji, to gdybym miał dwa wina, z łatwością zademonstrowałbym różnicę. Czasem owa mineralność przejawia się w szczególnej chropowatości, czasem w studziennym posmaku, pisałem, że to uczucie, jakbyśmy lizali kamyki z potoku, choć dalibóg mam niewielkie, by nie powiedzieć żadne, doświadczenie w lizaniu rzecznych kamieni!

Czytaj więcej

Pół słodyczy, sama rozkosz

Dlaczego akurat teraz piszę o mineralności? Bo nie dość, że riesling jest tym szczepem, który znakomicie ją oddaje, to w dodatku znów zawitaliśmy do Pünderich, malowniczej wioski w zakolu Mozeli. Rieslingi nad Mozelą i Renem rosną, wbijając się w skały i czerpiąc z nich wszystko, co się da, a efekty czujemy w kieliszku. Udajemy się również na wycieczkę w czasie, bo wracamy do wspaniałego rocznika 2019 i do Clemensa Buscha, a mineralność jest u niego odmieniana przez wszystkie przypadki.

Jednak to, co uderza w Rothenpfadzie 2019, to nie mineralność, ale głęboki, owocowy bukiet, z którego przebija się – zwłaszcza potem, w smaku – on, Jego Ekscelencja Grejpfrut. To wino ledwie dwuletnie, z potencjałem na jakieś dwie dekady, więc i ten grejpfrut obecny w każdym z win będzie dojrzewał, tracił swą goryczkową drapieżność, coraz bardziej wtapiał się w skalistą materię wina. Z czasem, także i Fahrlay 2019 (więcej śliwek i białego pieprzu), i Falkenlay 2019 (gruszka, lukrecja) będą stawały się bardziej naftowe, bo mineralność nie będzie już miłym, szemrzącym, musującym strumykiem, stanie się majestatycznym, alpejskim jeziorem.

To nie są wzbudzające zachwyt mas, beztroskie buteleczki miłego winka. To najszlachetniejszy z eliksirów, arcydzieło natury i niemieckich mistrzów. Czapki z głów, oto król.