Wniosek w sprawie uproszczonej procedury tranzycji tzw. płci prawnej przedstawiła parlamentarna komisja ds. społecznych, a nie rząd, ponieważ koalicjanci nie mieli większości, by ustawę przyjąć. Sprzeciwiali się jej chrześcijańscy demokraci i wspierające rząd ugrupowanie Szwedzcy Demokraci.
Także w Umiarkowanej Partii Koalicyjnej, ugrupowaniu premiera Ulfa Kristerssona, były rozbieżne zdania o kontrowersyjnym projekcie, choć to właśnie szef rządu wyszedł z inicjatywą prawa ułatwiającego zmianę oznaczenia płci w dokumentach (bez konieczności tranzycji chirurgicznej). Sam też stwierdził nieoczekiwanie na kilka dni przed głosowaniem w parlamencie, że preferowałby wyznaczenie granicy wieku pełnoletności przy decyzji o własnej tożsamości płciowej, przez co nie trzeba by angażować w ten proces rodziców. Ustawa o zmianie tzw. płci prawnej od szesnastego roku życia to jednak nie efekt działania ad hoc. Dyskurs o niej trwał od ponad dekady, bo nie osiągano w tej kwestii porozumienia, choć Szwecja ma długą tradycję reformowania legislacji dotyczącej płci. To w końcu kraj, który jako pierwszy na świecie przyznał osobom transseksualnym prawo do operacji korekty płci i zmiany jej oznaczenia w paszporcie (stało się to już ponad 50 lat temu).
W ostatnich latach rozbieżności dotyczyły wyznaczenia wieku dopuszczalnej tranzycji, determinowania swojej płci i tego, czy powinna wymagać diagnozy. W 2018 r. ówczesna socjaldemokratyczna minister spraw socjalnych Annika Strandhäll przedstawiła projekt, zgodnie z którym zabiegi narządów płciowych miały być dozwolone od piętnastego roku życia, a formalna tranzycja płci w dokumentach nawet od dwunastego roku życia. Rok później jednak osoby, które powróciły do swojej biologicznej płci, prowadziły narrację w mediach, że żałują zmiany. Zaczęto wtedy debatować, czy medyczne i często nieodwracalne zabiegi u dzieci z dysforią płciową przeprowadza się zgodnie ze zdobyczami wiedzy naukowej.
Kwietniowe głosowanie w parlamencie poprzedziła też burzliwa dyskusja w mediach. Wielu lekarzy wyrażało opinię, że nawet jeżeli nowa ustawa nie legitymizuje wszczęcia medycznego leczenia przed osiągnięciem pełnoletności, to zawiera ryzyka. Obniżenie wieku umożliwiającego tranzycję pod względem prawnym może oznaczać, że więcej młodych osób transseksualnych automatycznie zdecyduje się na zabiegi korygujące płeć. "Dużo lepiej jest poczekać, aż się będzie dorosłym i zrozumie, co oznacza przejście przez nieodwracalne terapie i ultymatywność operacji" – komentowała pediatra i przewodnicząca organizacji Chrześcijańscy Lekarze Jovanna Dahlgren.
Przeciwnego zdania była jej koleżanka po fachu Cecilia Dhejne z uniwersyteckiego szpitala Karolinska. Według niej ustawa oznacza uznanie osób z dysforią przez państwo. "Dzięki nowym regulacjom osoby z dysforią płciową nie będą musiały pokazywać dokumentów, z których nie wynika, kim są. Wtedy mogą znaleźć się w sytuacjach, w których muszą się tłumaczyć, a to może być dla nich niebezpieczne" – uzasadniała.
Przeciwnicy reformy przestrzegali zaś, że uproszczona procedura zmiany płci może zostać wykorzystana przez biologicznych mężczyzn, którzy chcą przebywać w przestrzeni przeznaczonej wyłącznie dla kobiet. Obawy dotyczyły np. mężczyzn skazanych za przestępstwa seksualne i identyfikujących się jako kobiety, którzy przebywaliby w więzieniach razem z kobietami. „Co się stanie z osobami, które w oczach prawa traktuje się jak kobiety, ale nie pozwoli im się na rywalizowanie z nimi” – pytał Adam Cwejman na łamach „Göteborsposten”. "Ma się stworzyć – na podobieństwo szczególnych rozwiązań, jak w więzieniach –podwójne kategorie w dyscyplinach pływania i piłki nożnej?" - wskazał.