Zaledwie trzeciego dnia po mocnym orzeczeniu TSUE, że Izba Cywilna Sądu Najwyższego, głosami starych sędziów, nie mogła skierować pytań blokujących na ponad dwa lata uchwałę frankową, ci sami z grubsza sędziowie opublikowali apel, aby nowi powstrzymali się od czynności orzeczniczych, oraz o zawieszenie działalności dwóch izb SN z udziałem nowych sędziów, w tym Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która właśnie orzekła o ważności wyborów. Gdyby to nie było tak poważne, zapytałbym, dlaczego nie zaapelowali, aby nie uznawać uchwały stwierdzającej ważność wyborów parlamentarnych. To byłby dopiero news na skalę światową.
Wróćmy do franków. Ta sama grupa sędziów, wtedy miała większość w Izbie Cywilnej, zamiast odpowiedzieć na kilka pytań prawnych kluczowych dla procesów frankowych, m.in. jak rozliczać roszczenia frankowicza i banku po unieważnieniu umowy, kiedy przedawniają się roszczenia stron takiej umowy i o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału, skierowała pytania to TSUE, czy w świetle przepisów unijnych ta izba z nowymi sędziami jest sądem.
Czytaj więcej
Izba Cywilna Sądu Najwyższego przymierza się do uchwały frankowej, wciąż wielu potrzebnej.
TSUE wytknął teraz pytającym szkolny, można powiedzieć, błąd prawny, wskazując, że z samego brzmienia art. 267 traktatu o funkcjonowaniu UE wynika, że pytanie i orzeczenie w trybie prejudycjalnym musi być niezbędne, aby sąd pytający mógł wydać wyrok w zawisłej przed nim sprawie.
rzed Izbą Cywilną nie toczył się zaś żaden konkretny spór, a pytania pierwszej prezes SN miały położyć kres rozbieżnościom w wykładni między sądami orzekającymi. Były podyktowane potrzebą skutecznego rozstrzygnięcia sporu. Dlatego wniosek prejudycjalny w tej sprawie był oczywiście niedopuszczalny.