Nieprawidłowości byłoby znacznie mniej, gdyby nie często spotykana postawa sędziów orzekających o aresztach. Ci zamiast stanowić zaporę przed falą niezasadnych i przesyłanych na wyrost wniosków, działają według reguły: jeżeli prokurator wnosi, to znaczy, że areszt jest mu potrzebny. Od aplikanta sądowego usłyszałem, że dostał od sędziego zadanie napisania projektu postanowienia w przedmiocie rozpoznania zażalenia na zastosowanie tymczasowego aresztowania. Aplikant po analizie sprawy stwierdził niezasadność zastosowanego środka, ale koledzy aplikanci chórem orzekli, że „zastosowanych aresztów się nie uchyla”. Szczęśliwie dla podejrzanego asertywność i rozsądek zwyciężyły i sędzia dał się przekonać o słuszności rozumowania aplikanta. Z mojej praktyki wynika jednak, że taka postawa sędziów to wyjątek, a nie reguła. A jeśli tak, to czy błąd nie czai się już w szkoleniu aspirujących do stanowisk sędziowskich? Czy to tam nie kształtuje się z gruntu błędne zapatrywanie na istotę tymczasowego aresztowania jako reguły?
Żeby zdążyć na mecz…
O aresztach orzeka sędzia sądu rejonowego. Tajemnicą poliszynela jest, że wnioski prokuratury trafiają do tych sędziów, których – że tak to ujmę – łatwiej przekonać o ich zasadności. Znam przypadek, gdy o tym przedprocesowym pozbawieniu wolności decydował sędzia, który dopiero od kilku miesięcy wykonywał zawód. Mniejsza asertywność wobec organów ścigania wywoływać musi uzasadnione zastrzeżenia do poziomu gwarancji obrony po stronie podejrzanego. A do tego mamy komponent czasu. Przykładowo: po całym dniu orzekania sędziowie konfrontowani są z koniecznością dodatkowego rozstrzygnięcia obszernych wniosków o zastosowanie tymczasowego aresztowania. Ich prawidłowe rozpoznanie graniczy z cudem. Rozstrzyganie o areszcie późnym wieczorem, a nawet nocą nie daje możliwości należytego przeanalizowania ani samego wniosku, ani tym bardziej akt sprawy. Inną kwestią jest spotykana u sędziów postawa bagatelizująca postępowania aresztowe. Traktuje się je bez należytej powagi, a przecież dotyczą podstawowego prawa człowieka, jakim jest wolność. Sam doświadczyłem sytuacji, w której posiedzenie aresztowe wyznaczano natychmiast po wpłynięciu do sądu wniosku o zastosowanie aresztu, co uniemożliwiało zapoznanie się ze sprawą nie tylko obrońcy i podejrzanemu, ale przede wszystkim sędziemu. Powodem takiego trybu procedowania, z czym sędzia w ogóle się nie krył, była chęć zdążenia na wieczorny mecz.
Problem leży też w kontroli instancyjnej postanowień aresztowych. Posiedzenia w przedmiocie rozpoznania zażalenia powinno się wyznaczać niezwłocznie po wpłynięciu środka zaskarżenia. A w praktyce są nie wcześniej niż po miesiącu od momentu zastosowania aresztu. To wada systemu. Kontrola instancyjna, by miała sens, powinna być wdrożona szybciej. Rozpoznawanie zażalenia po upływie miesiąca czy półtora znacząco zmniejsza szanse powodzenia. Dużo trudniej w takiej sytuacji uchylić areszt niż go utrzymać w mocy. Skoro podejrzany wytrzymał już tyle czasu w izolacji i świat się nie zawalił, to wytrzyma i do końca trzymiesięcznego okresu. Efekt? Z reguły postanowienia są utrzymywane w mocy.
Surowa kara, czyli jaka?
Najczęstszą przesłanką tymczasowego aresztowania jest groźba surowej kary – czyli takiej, która zostałaby wymierzona konkretnej osobie w konkretnych okolicznościach za konkretny czyn. Oceny, czy kara grożąca podejrzanemu jest surowa, powinno się dokonać przy uwzględnieniu ogółu okoliczności zarówno sprawy, jak i domniemanego sprawcy. Nie trzeba przypominać, że za to samo przestępstwo inna kara należy się notorycznemu przestępcy, a inna osobie, która była dotąd przykładnym obywatelem, zaś popełnione przestępstwo miało charakter jednostkowy. Tylko że sądy często takiej prognozy nie dokonują, wrzucając wszystkich do jednego worka i przyjmując automatycznie, że skoro ustawowe zagrożenie karą jest wysokie, to i wymierzona w przyszłości kara taka będzie. Stąd już prosta ścieżka do aresztu.
Sądy nie kontrolują też zastosowanej przez prokuratora kwalifikacji prawnej czynu zarzucanego podejrzanemu. Nie sprawdzają, czy ów czyn stanowi przestępstwo takie, jak wskazał prokurator, czy zupełnie inne, np. znacznie łagodniej karane. Brak zbadania kwalifikacji prawnej czynu podejrzanego w procesie weryfikacji wniosku o stosowanie tymczasowego aresztowania przypomina badanie stabilności domu bez sprawdzenia jego fundamentów. Taka praktyka jest z gruntu wadliwa i przez swą wadliwość może wpływać na nieprawidłowe rozstrzygnięcie o tymczasowym aresztowaniu.
Odkąd pamiętam, stosowanie tymczasowego aresztowania z perspektywy zabezpieczenia prawa do obrony rodziło niezliczone kontrowersje. Jeszcze całkiem niedawno podejrzani i ich obrońcy nie mieli w ogóle dostępu nie tylko do akt postępowania, ale nawet do prokuratorskiego wniosku o zastosowanie tymczasowego aresztowania! Podczas posiedzeń aresztowych były nam znane jedynie zarzuty stawiane klientom.