Łukasz Chmielniak: Za dużo automatyzmu

Prawo do obrony w wielu przypadkach jest iluzoryczne.

Publikacja: 19.12.2023 02:00

Łukasz Chmielniak: Za dużo automatyzmu

Foto: Adobe Stock

Trafiłem na artykuł „Nominat Zbigniewa Ziobry zdecydował o areszcie w trzy godziny. Naruszył standardy”. Autor opisał postępowanie sędziego Przemysława Radzika, który pozytywnie rozpoznał w stosunkowo krótkim czasie obszerny wniosek o przedłużenie aresztu podejrzanego. Decyzja miała zapaść dodatkowo pod nieobecność obrońcy z urzędu. To postępowanie uznano za naruszające standardy obrony.

Zgadzam się z tą oceną, a opisany przykład postępowania sędziego nie jest niestety jednostkowy. Więcej, nie odnosi się tylko do sędziów czy prokuratorów kojarzonych z tzw. dobrą zmianą. To problem, z którym obrońcy mierzą od dawna. Nie twierdzę, że nieprawidłowości są w każdym przypadku orzekania o pozbawieniu wolności. Zdarzają się jednak na tyle często, że są problemem systemowym.

Czytaj więcej

Sądy pytają TSUE o podporządkowanie prokuratury Zbigniewowi Ziobrze

Jedni i drudzy

Nieprawidłowości związane ze stosowaniem tymczasowego aresztowania są widoczne w działaniach zarówno prokuratorów, jak i sądów.

Powszechnie wiadomo, że zatrzymania odbywają się wcześnie rano i miewają dynamiczny charakter. Często dokonuje się ich nie dlatego, że są konieczne, lecz po to, by wywołać w zatrzymanym zaskoczenie, konsternację czy strach. W takich warunkach prokuratorska „oferta” – przyznanie się w zamian za nieskładanie wniosku o zastosowanie tymczasowego aresztowania – staje się ofertą nie do odrzucenia. Ów środek, połączony z równie często nadużywanym zatrzymaniem, to zatem instrument wymuszenia na podejrzanym przyznania się i dostarczenia informacji o okolicznościach przestępstwa i jego uczestnikach. Groźba tymczasowego aresztowania w rękach organu ścigania to mechanizm szantażu, tracący ustawowy sens. Warto tu wspomnieć o „aresztach wydobywczych”, stosowanych głównie po to, by wydobyć od podejrzanych przyznanie się i oczekiwaną treść wyjaśnień. Zwrot „jak powie, co chcę usłyszeć, to wyjdzie na wolność” słyszałem w zawodowym życiu nie raz.

Nieprawidłowości byłoby znacznie mniej, gdyby nie często spotykana postawa sędziów orzekających o aresztach. Ci zamiast stanowić zaporę przed falą niezasadnych i przesyłanych na wyrost wniosków, działają według reguły: jeżeli prokurator wnosi, to znaczy, że areszt jest mu potrzebny. Od aplikanta sądowego usłyszałem, że dostał od sędziego zadanie napisania projektu postanowienia w przedmiocie rozpoznania zażalenia na zastosowanie tymczasowego aresztowania. Aplikant po analizie sprawy stwierdził niezasadność zastosowanego środka, ale koledzy aplikanci chórem orzekli, że „zastosowanych aresztów się nie uchyla”. Szczęśliwie dla podejrzanego asertywność i rozsądek zwyciężyły i sędzia dał się przekonać o słuszności rozumowania aplikanta. Z mojej praktyki wynika jednak, że taka postawa sędziów to wyjątek, a nie reguła. A jeśli tak, to czy błąd nie czai się już w szkoleniu aspirujących do stanowisk sędziowskich? Czy to tam nie kształtuje się z gruntu błędne zapatrywanie na istotę tymczasowego aresztowania jako reguły?

Żeby zdążyć na mecz…

O aresztach orzeka sędzia sądu rejonowego. Tajemnicą poliszynela jest, że wnioski prokuratury trafiają do tych sędziów, których – że tak to ujmę – łatwiej przekonać o ich zasadności. Znam przypadek, gdy o tym przedprocesowym pozbawieniu wolności decydował sędzia, który dopiero od kilku miesięcy wykonywał zawód. Mniejsza asertywność wobec organów ścigania wywoływać musi uzasadnione zastrzeżenia do poziomu gwarancji obrony po stronie podejrzanego. A do tego mamy komponent czasu. Przykładowo: po całym dniu orzekania sędziowie konfrontowani są z koniecznością dodatkowego rozstrzygnięcia obszernych wniosków o zastosowanie tymczasowego aresztowania. Ich prawidłowe rozpoznanie graniczy z cudem. Rozstrzyganie o areszcie późnym wieczorem, a nawet nocą nie daje możliwości należytego przeanalizowania ani samego wniosku, ani tym bardziej akt sprawy. Inną kwestią jest spotykana u sędziów postawa bagatelizująca postępowania aresztowe. Traktuje się je bez należytej powagi, a przecież dotyczą podstawowego prawa człowieka, jakim jest wolność. Sam doświadczyłem sytuacji, w której posiedzenie aresztowe wyznaczano natychmiast po wpłynięciu do sądu wniosku o zastosowanie aresztu, co uniemożliwiało zapoznanie się ze sprawą nie tylko obrońcy i podejrzanemu, ale przede wszystkim sędziemu. Powodem takiego trybu procedowania, z czym sędzia w ogóle się nie krył, była chęć zdążenia na wieczorny mecz.

Problem leży też w kontroli instancyjnej postanowień aresztowych. Posiedzenia w przedmiocie rozpoznania zażalenia powinno się wyznaczać niezwłocznie po wpłynięciu środka zaskarżenia. A w praktyce są nie wcześniej niż po miesiącu od momentu zastosowania aresztu. To wada systemu. Kontrola instancyjna, by miała sens, powinna być wdrożona szybciej. Rozpoznawanie zażalenia po upływie miesiąca czy półtora znacząco zmniejsza szanse powodzenia. Dużo trudniej w takiej sytuacji uchylić areszt niż go utrzymać w mocy. Skoro podejrzany wytrzymał już tyle czasu w izolacji i świat się nie zawalił, to wytrzyma i do końca trzymiesięcznego okresu. Efekt? Z reguły postanowienia są utrzymywane w mocy.

Surowa kara, czyli jaka?

Najczęstszą przesłanką tymczasowego aresztowania jest groźba surowej kary – czyli takiej, która zostałaby wymierzona konkretnej osobie w konkretnych okolicznościach za konkretny czyn. Oceny, czy kara grożąca podejrzanemu jest surowa, powinno się dokonać przy uwzględnieniu ogółu okoliczności zarówno sprawy, jak i domniemanego sprawcy. Nie trzeba przypominać, że za to samo przestępstwo inna kara należy się notorycznemu przestępcy, a inna osobie, która była dotąd przykładnym obywatelem, zaś popełnione przestępstwo miało charakter jednostkowy. Tylko że sądy często takiej prognozy nie dokonują, wrzucając wszystkich do jednego worka i przyjmując automatycznie, że skoro ustawowe zagrożenie karą jest wysokie, to i wymierzona w przyszłości kara taka będzie. Stąd już prosta ścieżka do aresztu.

Sądy nie kontrolują też zastosowanej przez prokuratora kwalifikacji prawnej czynu zarzucanego podejrzanemu. Nie sprawdzają, czy ów czyn stanowi przestępstwo takie, jak wskazał prokurator, czy zupełnie inne, np. znacznie łagodniej karane. Brak zbadania kwalifikacji prawnej czynu podejrzanego w procesie weryfikacji wniosku o stosowanie tymczasowego aresztowania przypomina badanie stabilności domu bez sprawdzenia jego fundamentów. Taka praktyka jest z gruntu wadliwa i przez swą wadliwość może wpływać na nieprawidłowe rozstrzygnięcie o tymczasowym aresztowaniu.

Odkąd pamiętam, stosowanie tymczasowego aresztowania z perspektywy zabezpieczenia prawa do obrony rodziło niezliczone kontrowersje. Jeszcze całkiem niedawno podejrzani i ich obrońcy nie mieli w ogóle dostępu nie tylko do akt postępowania, ale nawet do prokuratorskiego wniosku o zastosowanie tymczasowego aresztowania! Podczas posiedzeń aresztowych były nam znane jedynie zarzuty stawiane klientom.

W świetle obecnych przepisów sytuacja podejrzanego się polepszyła, chociaż prawo do obrony w wielu przypadkach pozostaje iluzoryczne. Tymczasowe aresztowanie jest środkiem niezwykle represyjnym, to zaś przemawia za koniecznością zapewnienia obywatelowi również wysoko podniesionego poziomu gwarancji obrony.

Żeby tak się stało, konieczne są zmiany. W myśleniu o tymczasowym aresztowaniu, w praktyce stosowania prawa i w obowiązującym prawie.

Autor jest adwokatem, partnerem zarządzającym w Chmielniak Adwokaci

Trafiłem na artykuł „Nominat Zbigniewa Ziobry zdecydował o areszcie w trzy godziny. Naruszył standardy”. Autor opisał postępowanie sędziego Przemysława Radzika, który pozytywnie rozpoznał w stosunkowo krótkim czasie obszerny wniosek o przedłużenie aresztu podejrzanego. Decyzja miała zapaść dodatkowo pod nieobecność obrońcy z urzędu. To postępowanie uznano za naruszające standardy obrony.

Zgadzam się z tą oceną, a opisany przykład postępowania sędziego nie jest niestety jednostkowy. Więcej, nie odnosi się tylko do sędziów czy prokuratorów kojarzonych z tzw. dobrą zmianą. To problem, z którym obrońcy mierzą od dawna. Nie twierdzę, że nieprawidłowości są w każdym przypadku orzekania o pozbawieniu wolności. Zdarzają się jednak na tyle często, że są problemem systemowym.

Pozostało 89% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Pragmatyczna krótka pamięć
Rzecz o prawie
Łukasz Wydra: Teoria salda lepsza od dwóch kondykcji
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe tylko z nazwy
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Aplikacja rozczarowuje
Rzecz o prawie
Konrad Burdziak: Czy lekarze mogą zaufać wytycznym w sprawach aborcji?