Jerzy Stępień: Owoce zatrutej Krajowej Rady Sądownictwa

Premier nie ma już ochoty „umierać za praworządność”, a jednak powinien – ale nie za taką, jakie rozumienie nadaje jej „dobra zmiana”.

Publikacja: 28.06.2022 09:42

Jerzy Stępień: Owoce zatrutej Krajowej Rady Sądownictwa

Foto: Adobe Stock

Mecenas i Profesor Robert Gwiazdowski od kilku lat regularnie przywołuje w swoich felietonach art. 187 pkt 2 konstytucji, (ostatnio w „Rzeczpospolitej” z 9 czerwca – „Niezależni i niezawiśli”), uzasadniając tezę, że skoro nie określono w tym przepisie, kto wybiera członków do KRS spośród sędziów, to uprawniony jest wybór sędziów do KRS przez Sejm. Powołuje się przy tym na uzasadnienie projektu ustawy o KRS z 1999 r., uchwalonej w 2001 r., gdzie „stoi jak byk, że Konstytucja nie przesądziła jednoznacznie charakteru tego organu”.

Czytaj więcej

Robert Gwiazdowski: Niezależni i niezawiśli

Swoboda ustawodawcy

To prawda, tak brzmi ten przepis, ale to nie oznacza, że ustawodawca zwykły był w tej kwestii absolutnie swobodny. Wykładnia językowa tej konkretnej jednostki redakcyjnej naszej Konstytucji (art. 187 pkt 2) istotnie nie pozwala jednoznacznie wskazać na sędziów jako elektorów sędziowskiej części KRS, ale tak dzieje się tylko w przypadku ograniczenia się do zasad wykładni logiczno-językowej i tylko w odniesieniu do tego jednego przepisu. Dobrze jednak wiemy i uczymy się tego od początku studiów uniwersyteckich, że jeśli przepisy nie pozwalają ustalić jednoznacznie treści normy, w tym przypadku wskazującej krąg elektorów, to konieczne jest posłużenie się pozostałymi rodzajami wykładni, a jest ich sporo. Jak wiadomo, są jeszcze wykładnie: systemowa, funkcjonalna (celowościowa), a także w pewnych wypadkach trzeba odwołać się do wykładni historycznej. I one dopiero, zastosowane wspólnie, sumarycznie przesądzają o treści normy. Gdyby znajomość tych technik interpretacyjnych była zbędna, niepotrzebne byłyby studia uniwersyteckie w ogóle. Pomijając już, że nie wiadomo byłoby w takim wypadku także, z czego by profesorowie prawa mieli żyć, a nawet czy byliby potrzebni.

Czytaj więcej

Sąd Najwyższy uchylił uchwałę nowej KRS ws. nominacji na sędziów SN

Zgadzając się więc z tezą, że wskazany artykuł Konstytucji nie wskazuje explicite kręgu elektorów sędziowskiej części KRS, musimy uważnie się rozglądnąć, czy przypadkiem inne przepisy Konstytucji nie zbliżają nas do znalezienia właściwej odpowiedzi na to pytanie.

Jest ich sporo, są rozrzucone w różnych innych przepisach i ich treści w kontekście naszego zadania nie można lekceważyć, chyba że czytania całej Konstytucji nie uznamy za ważne. Po coś jednak te inne przepisy napisano i co więcej, mają one taką samą moc jak przepis tu wielokrotnie już cytowany. Nie możemy uciec w pierwszej kolejności przed wykładnią systemową. Z treści pkt 3 (następna jednostka redakcyjna) wynika, że do KRS Sejm wybiera czterech posłów, a Senat dwóch senatorów. Posłowie wybierają delegatów spośród siebie, senatorowie także spośród siebie, więc aż się prosi, by zachować tu jakąś wewnętrzną logikę systemu: my wybieramy swoich i wy wybieracie swoich. Unikamy w ten sposób niezrozumiałego paternalizmu, który traktowałby sędziów jak nie przymierzając dzieci, które nie mają właściwego rozeznania i za które w ważnych sprawach trzeba decydować per procura.

Co jest zadaniem KRS

Zatrzymajmy się na dłużej przy wykładni funkcjonalnej, inaczej: celowościowej. Co jest najważniejszym zadaniem KRS? Artykuł 186 Konstytucji mówi wyraźnie: stać na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Kto tej niezależności i niezawisłości zagraża? Przecież nie sami sędziowie. Oni sami mieliby być zagrożeniem dla ich niezawisłości? A kto w takim razie? Wiadomo kto. Między innymi politycy. W czasach PRL podobnego organu nie było, sędziowie pozostawali zatomizowani, wiem coś o tym, bo byłem w latach 70. sędzią. Poprzez ustanowienie tego organu rodzaju zbiorowej reprezentacji mogą lepiej zadbać o żywotne dla władzy sądowniczej interesy. Jeśli jednak na skład KRS nie mają żadnego realnego wpływu poza złożeniem podpisu pod kandydaturami, o których wyborze zadecyduje Sejm, to każe się im w istocie godzić na obronę owiec przez wilka.

„S” i Magdalenka

Nie należy także lekceważyć wykładni historycznej, która dostarcza niejednokrotnie bardzo istotnych informacji koniecznych do prawidłowej, całościowej wykładni. Pan Mecenas podkreśla z dumą, że w Magdalence z nikim wódki nie pił i nie wie „co tam ustalono w sposób niebudzący wątpliwości”, ale gdyby brał udział w czasie pierwszej „Solidarności” w pracach krakowskiego Centrum Inicjatyw Ustawodawczych Solidarności (zdaje się, był wtedy jeszcze studentem), w których aktywni byli jego starsi koledzy, tacy jak dzisiejsi profesorowie Andrzej Rzepliński i Marek Safjan, albo przynajmniej gdyby zainteresował się początkami wyłaniania się koncepcji KRS, a wtedy właśnie tam to się działo, to nie dworowałby sobie z podejmowanych w przeszłości na tym polu wysiłków, a to właśnie te osoby były autorami koncepcji KRS, choć później w obradach okrągłego stołu nie uczestniczyły.

Krajowa Rada Sądownictwa pojawiła się w specjalnej ustawie jeszcze pod koniec 1989 r., decydującej wyraźnie, że sędziów do tego organu wybierają sędziowie. Zasada ta została utrzymana w kolejnej ustawie o KRS z 2011 r. Ustawy z 2001 i 2011 r. zostały uchwalone na gruncie obowiązywania już nowej Konstytucji z 1997 r., która niejako usankcjonowała model elekcji sędziów ukształtowany kilkuletnią już praktyką, nie widząc potrzeby innej regulacji w kwestii, która wtedy wydawała się oczywista.

Taki sposób wyboru sędziów przez sędziów przewidywały inne systemy prawne, np. włoski (który był tu inspiracją), czy szwedzki i w poważnej dyskusji o ustrojowej pozycji KRS nigdy postulat zasadniczej zmiany trybu wyboru sędziów się nie pojawiał. Nie ma tego śladu np. w znanych mi komentarzach do Konstytucji (w tzw. Komentarzu Sejmowym czy redagowanym przez Safjana i Boska). Pojawiały się w tych dyskusjach głosy krytyczne, zarzucające nadreprezentację w KRS sędziów wyższych instancji, ale nikt nie proponował w dyskusjach na poziomie konstytucyjnym zmiany tego modelu. Należy raczej domniemywać, że gdyby ustrojodawca widział konieczność wprowadzenia w miejsce zasady wyboru sędziów przez sędziów, utrwalonej od 1989 r. ustawodawczą praktyką, jakiegoś innego rozwiązania, to właśnie wprowadziłby regulację odmienną, np. przyjętą obecnie na poziomie ustawy w ramach „dobrej zmiany”. Tak się nie stało i jestem przekonany, że gdyby wtedy pojawiły się stanowiska polityczne domagające się takiego rozwiązania i warunkujące głosowanie za całością od przyjęcia takiego odmiennego trybu, jak w przypadku zasad odpłatności za naukę w publicznych szkołach i uczelniach, to raczej Konstytucja nie zostałaby w ogóle uchwalona. Taki postulat traktowano by wtedy, w moim przekonaniu, jako dziwaczną aberrację...

W moim przekonaniu w KRS powinni się znaleźć także przedstawiciele palestry, także środowisk uniwersyteckich, ale tak może postanowić w przyszłości, i powinna, zmieniona norma konstytucyjna. Na razie jest jak jest.

Publiczny, prywatny

Profesor Gwiazdowski jest powszechnie znanym liberałem, mam wrażenie, że totalnym, skoro dopuszcza możliwość wprowadzenia każdej regulacji pod warunkiem, że nie jest prawnie zakazana. Otóż taka zasada jest możliwa, lecz tylko w odniesieniu do podmiotów prywatnych (niepublicznych). Tam gdzie mamy do czynienia ze sferą publiczną, można czynić tylko to, co jest wyraźnie dozwolone. Jest mi przykro i wręcz głupio, że muszę na to zwracać uwagę znanemu prawnemu publicyście i na dodatek uczelnianemu Koledze, ale Amicus Plato...

Najważniejsze jednak jest w tej kwestii to, jakie owoce zrodził twór nazwany neo-KRS. Odpowiedzi na to pytanie udzielił sobie ostatnim zdaniem sam felietonista: A to, że na sędziów powoływani są dziś ludzie, przed których obliczem obywatel nigdy nie powinien musieć stanąć, to temat oddzielny.

Przyjęty przez Sejm w ramach „dobrej zmiany” system kreowania składu KRS, która ma decydujący wpływ na to, kto zostaje powołany do tej funkcji przez prezydenta, naraził nasze państwo już na liczne straty – liczone w złotówkach i w euro, a także poważne straty wizerunkowe. Niektóre będą w ogóle nie do odrobienia, z tej zapaści będziemy wychodzili latami, a negatywne skutki tamtych ustrojowych decyzji będą trwały nawet wtedy, kiedy już nikt nie będzie pamiętał, że był taki Sejm i tacy jego wspomożyciele – chyba że zapamiętamy ich rewelacje, i oby tak było, jako przestrogę.

Można zrozumieć, że kwestia praworządności nie zaprząta głów szerokich kręgów. Nawet obecny premier nie ma już ochoty „umierać za praworządność”, a powinien – ale oczywiście nie w rozumieniu, jakie nadaje jej „dobra zmiana”. Niestety, nie wytłumaczyliśmy społeczeństwu, że jeśli się chce żyć na poziomie Europy Zachodniej, to trzeba przestrzegać obowiązujących w niej standardów. A standardy to normy, a normy to prawo ujęte w całościowy system, którego musi pilnować sądownictwo.

W przeciwnym razie zapomnijmy o zachodnim dobrobycie. Organy stawiają nam wymagania na tym polu nie dlatego, że chcą Polsce dokuczyć, jak grzmi miejscowa propaganda, ale dlatego, że to gałąź, na której cala Unia Europejska siedzi. Profesorowie prawa powinni to rozumieć lepiej niż ktokolwiek – szczególnie jeśli badają związki pomiędzy gospodarką a praworządnością.

Autor jest sędzią Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, byłym prezesem TK

Mecenas i Profesor Robert Gwiazdowski od kilku lat regularnie przywołuje w swoich felietonach art. 187 pkt 2 konstytucji, (ostatnio w „Rzeczpospolitej” z 9 czerwca – „Niezależni i niezawiśli”), uzasadniając tezę, że skoro nie określono w tym przepisie, kto wybiera członków do KRS spośród sędziów, to uprawniony jest wybór sędziów do KRS przez Sejm. Powołuje się przy tym na uzasadnienie projektu ustawy o KRS z 1999 r., uchwalonej w 2001 r., gdzie „stoi jak byk, że Konstytucja nie przesądziła jednoznacznie charakteru tego organu”.

Pozostało 95% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian